Angel of Mine

2.3K 160 30
                                    

— Jestem z ciebie taka dumna — kobieta obsypywała mnie pocałunkami w czoło — Moja mała córeczka dorasta.

— Mamo, spokojnie. Możesz już przestać płakać.

Mimo moich zachęt moja rodzicielka od kilku minut nie potrafiła opanować histerycznego płaczu. Próbowałam ją pocieszać, ale nic z tego. Chlipała przez całą drogę do szkoły, jakbym szła co najmniej do ślubu.

— Dasz sobie z tym radę? — zapytał Victor z tylnego siedzenia, podając mi niebieskie, białe i złote balony.

— Jasne, dzięki — odebrałam od niego ozdoby. — Ja już zmykam, muszę zdążyć je porozwieszać. Mamo, proszę cię. Jeszcze spowodujesz jakiś wypadek.

— Przepraszam — wysmarkała nos i uśmiechnęła się przez łzy. — Po prostu wyglądasz przepięknie. Baw się dobrze.

— Dzięki! Do zobaczenia! — otworzyłam drzwi auta i ostrożnie postawiłam stopę na chodniku, starając się nie wywalić w moich siedmiocentymetrowych szpilkach. Odjechali, a ja małymi krokami podreptałam do budynku. Liz, wystrojona i olśniewająca, już na mnie czekała.

— Dobrze, że już jesteś. Weźmy się do pracy.

Zabrałyśmy się do dekorowania sali, oczywiście po wcześniejszym zrzuceniu niewygodnych butów. Nie powiem, żeby robienie tego w sukience nie było uciążliwe, ale jakoś dałyśmy radę. W dziesięć minut wszystko było gotowe.

— Super. Teraz tylko czekać.

Założyłyśmy nasze szpilki, a Liz poprawiła makijaż. Ja upewniłam się, że moje fale nadal się trzymają, i że na moim stroju nie ma żadnych wygnieceń. Na szczęście nie było. Usiadłyśmy na bocznych schodach, skąd mogłyśmy obserwować wchodzących.

— To będzie niezapomniany wieczór.

Pokiwałam głową. Miałam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli: ja i Peter potańczymy, zjemy trochę przygotowanych pyszności, po czym wymkniemy się na zewnątrz popatrzeć na rozgwieżdżone niebo...

— Flash już przyszedł — Liz wyrwała mnie z rozmyśleń. — Idę już. Widzimy się później. 

Odeszła, a ja znów zatraciłam się w myślach. Nie zauważyłam nawet, gdy wszedł Ned w białej marynarce, a tuż za nim MJ w cytrynowej sukience. Dopiero gdy zawołali mnie po imieniu wróciłam na ziemię. Podeszłam do nich.

— Cześć — przywitałam się — Widzieliście Petera?

— Nie, ale za chwilę tu będzie — Ned poklepał mnie po plecach — Miłej zabawy! — krzyknął jeszcze i razem z Michelle oddalili się w stronę stołu z przekąskami. Oparłam się o filar, uważnie skanując wzrokiem uczniów. Dlaczego się spóźniał? Muzyka zaczęła grać, większość zebranych ruszyło w tan, a dopiero wtedy próg szkoły przekroczył Peter Parker.

Jeszcze nigdy nie widziałam go tak ubranego. Musiałam przyznać, że w koszuli i ciemnej marynarce prezentował się perfekcyjnie. Nawet włosy miał ułożone. No i ten krawat...  Zaparło mi dech w piersiach.

— Hej. Przepraszam za spóźnienie. Wyglądasz ślicznie. 

Zjawił się przy mnie, a ja momentalnie zapomniałam o czekaniu i całym świecie. Zapach jego perfum łaskotał moje nozdrza. Uśmiechnęłam się promiennie. Oprócz niego nic się nie liczyło. Byłam na tym głupim balu w towarzystwie chłopaka moich marzeń, który powiedział mi komplement. Nie mogło być lepiej. 

— Nic nie szkodzi. Idziemy? — fala gorąca, która we mnie uderzyła z momentem jego pojawienia się w zasięgu mojego wzroku niemal nie odebrała mi zdrowego rozsądku. Musiałam jednak zachowywać się profesjonalnie, jak to na przewodniczącą Midtown przystało. Dlatego też zachowałam kamienną twarz, choć w duchu skakałam z radości. Uczepiłam się jego ramienia, a on poprowadził nas na parkiet.

Z głośników dobiegły pierwsze nuty She's Like the Wind, a ja rozmarzyłam się. Dłonie Petera wylądowały na mojej talii, a ja położyłam swoje na jego barkach. Zaczęliśmy powoli poruszać się w rytm muzyki. Na początku byłam zbyt zawstydzona, by podnieść oczy na niego, ale z czasem przełamałam się i zerknęłam na niego. Delikatne światło reflektorów, na chwilę przygaszone, odbijało się w jego brązowych tęczówkach. Zatopiłam się w nich bez pamięci. 

Ocknęłam się, gdy piosenka dobiegła końca. Te cztery minuty minęły zdecydowanie za szybko. Z niezadowoleniem zabrałam ręce, gdy Peter się ode mnie odsunął. Miejsca, w których nasza skóra się stykała, paliły mnie żywym ogniem. Miałam nadzieję, że nie widział, jak trudno było mi złapać oddech. 

— Przepraszam cię, Heather. To nie twoja wina. — wyszeptał, a ja zamarłam. Nie zrozumiałam, co chciał przez to powiedzieć. Spojrzał na mnie po raz ostatni i odwrócił się na pięcie. Zachciało mi się płakać, ale zachowałam zimną krew. Ruszyłam za nim, zupełnie olewając graną właśnie Adele, która zwykle powodowała u mnie szampański nastrój. Pchałam się między tańczącymi, gdy poczułam czyjąś rękę na nadgarstku. 

— Heather? — to był Ned ze zmartwioną miną. — Chyba nie powinnaś za nim iść...

Zupełnie zignorowałam jego słowa i poszłam do drzwi, którymi prawdopodobnie wyszedł chłopak. Niestety straciłam go z oczu, więc mogłam tylko liczyć na swoją intuicję. Ned wrzeszczał za mną, ale miałam to gdzieś. 

Wypadłam na zewnątrz, wołając Petera. Nie zobaczyłam go, za to ujrzałam zdezorientowanego Spider-Mana na jakimś samochodzie w prowizorycznym stroju. Wtedy to do mnie dotarło. Ned próbował ratować sytuację, ale było już za późno. Zrozumiałam. Oczywiście! Stąd znał moje imię i stąd wziął się w Waszyngtonie. I stąd wręczył mi zaproszenie. Wszystko było jasne.

— Peter... to Spider-Man — wychrypiałam słabym głosem, czując, jak grunt osuwa mi się spod nóg. 

— Heather... — usłyszałam jeszcze, zanim osunęłam się na chodnik. 

☆☆☆

halo, pogotowie? widziałam ffh i chyba mam atak serca. a tak poważnie, nowa część spider-mana mnie zachwyciła i chcę szybciutko skończyć tę cześć tego opowiadania i przejść do drugiej, która oczywiście dotyczy ffh. postaram się więc publikować codziennie. a tak w ogóle, mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział. muszę przyznać, że słuchanie Patricka Swayze przy pisaniu to sama przyjemność. buziole





solitude ◆ spider-man homecoming¹ ✓Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin