Genie in a Bottle

2.6K 170 56
                                    

— Czy wszyscy są? — pan Harrington przeliczał nas po raz kolejny.

Staliśmy przed autokarem, który miał nas zawieźć do Waszyngtonu. Ściskałam w dłoni termos z kawą. Wczesna pora powodowała, że byłam ociężała i jeszcze niezbyt przytomna po minionej nocy. Musiałam wykonać prezentację multimedialną, bo oczywiście nikt ze szkolnego samorządu nie chciał się tego podjąć. Jak na złość wszyscy zapomnieli, że następnego dnia czekała mnie olimpiada naukowa. Zacisnęłam zęby i modliłam się, żeby trzy warstwy korektora poradziły sobie z moimi cieniami pod oczami.

— Już jestem! — nagle, ni stąd ni zowąd przed nami pojawił się zdyszany Peter — Jednak jadę.

Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się. Zdążyłam już pogodzić się, że on nie jedzie, a tu niespodzianka. W ostatniej chwili zmienił zdanie. Ucieszyłam się jak mała dziewczynka.

— No chyba nie! — zaprotestował wkurzony Flash — On nie może tak po prostu...

— Witamy z powrotem w drużynie — pan Harrington nie pozwolił mu dokończyć. Nie było tajemnicą, że nauczyciele uwielbiali Petera Parkera. Za to takie zadufane dupki jak Flash miały u nich przekichane. — Flash, zostajesz pierwszym rezerwowym.

— No bez jaj!

— Ważniak — mruknęłam w jego stronę, po czym podeszłam do Petera. — Fajnie, że jednak jedziesz.

Liczyłam, że zabrzmi to mniej przekonująco niż chciałam. Żadne słowa nie były w stanie opisać radości, jaką odczuwałam z powodu powrotu Parkera do drużyny. Zmęczenie zniknęło momentalnie. Miałam ochotę skakać pod niebiosa.

— Możemy już jechać? — wyrwała się Michelle, odkładając czytaną książkę na bok. — Chciałabym jeszcze poprotestować pod jedną ambasadą.

— Ależ oczywiście. Wsiadajcie.

Po kolei wturlaliśmy się do pojazdu. Zajęłam miejsce obok Liz, która trzymała małe, zapisane karteczki.

— Co tam masz? — pochyliłam się nad nią.

— Pytania — odparła — Sprawdzimy swoją wiedzę po raz ostatni.

— Okej — rzuciłam obojętnie, zerkając za okno.

Ruszyliśmy i powoli, minuta po minucie, opuszczaliśmy Nowy Jork. Wyciągnęłam z torby snickersa i zaczęłam go pałaszować. Podczas gdy Liz zaczęła ten swój quiz, ja zamyśliłam się. Christina Aguilera dobiegająca z radia sprawiła, że moja noga zaczęła lekko podrygiwać.

W sumie nie wiem dlaczego, ale w pewnym momencie obejrzałam się za siebie. Mulatka stała na środku, przepytując wszystkich po kolei.

— Czemu jest równa energia wiązania jądra?

— Energii potrzebnej do oddzielenia wszystkich nukleonów zawartych w nuklidzie od siebie.

— Od czego zależy liczba elektronów wybijanych z katody fotokomórki?

— Od natężenia światła padającego!

Pomyślałam, że ta banda geniuszy jest chyba zbyt dobra dla mnie. Po pewnym zastanowieniu być może i potrafiłabym odpowiedzieć na te pytania, ale oni strzelali odpowiedziami jak z karabinu.

Praktycznie cała nasza drużyna zafascynowała się testem przygotowanym przez Allan. Jedyną osobą, która nie popadła w wir zagadnień z zakresu fizyki i matematyki, był Peter, który usiadł w dalszej części autokaru i rozmawiał przez telefon. Wyglądało, jakby się z czegoś tłumaczył. Przyglądałam się, jak marszczy czoło i zaciska pięści ze zdenerwowania. Nagle popatrzył w moją stronę, a ja ze wstydu zakrztusiłam się czekoladowym batonem.

— Wszystko w porządku? — zapytała niezadowolona Liz, która przez mój atak kaszlu musiała przerwać swój miniturniej.

— Pewnie — pokazałam kciuk wyciągnięty w górę, gdy już udało mi się przełknąć to kaloryczne cholerstwo. Nigdy więcej! Od jutra przechodzę na dietę.

☆☆☆

przepraszam, że dzisiaj taki krótki. nie zwalniamy tempa, rozdziały będą dodawane codziennie. buziaki

solitude ◆ spider-man homecoming¹ ✓जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें