Strangelove

2.2K 161 14
                                    

Ocknęłam się i poczułam nowojorskie powietrze. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się wokoło. Siedziałam w samochodzie prowadzonym przez Neda, a okno było na wpół otwarte. 

— Nie wiedziałam, że masz prawko — mruknęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy. 

— Bo nie mam — odparł chłopak, a ja westchnęłam, zrezygnowana. Mój instynkt przetrwania się nie mylił. Jednak bałam się o swoje życie, w końcu jechanie pojazdem nieumiejętnie prowadzonym przez piętnastolatka to spore zagrożenie. 

— Gdzie jedziemy? — przeciągnęłam się leniwie. 

— Odwiozę cię do domu. Ale musisz mi pokazać, gdzie mieszkasz, bo nie mam bladego pojęcia. A tak w ogóle... — podrapał się za uchem, jakby chciał poruszyć jakiś niezręczny temat. — Pamiętasz coś?

— To znaczy? — zadałam pytanie, ale odpowiedź ze strony Neda nie była potrzebna. Nagle przypomniałam sobie, co zaszło zapewne kilkadziesiąt minut wcześniej. — Mój Boże. Peter to Spider-Man.

— Nie chcieliśmy, żebyś dowiedziała się w ten sposób... — powiedział zmartwiony, zapewne chcąc podnieść mnie nieco na duchu. 

— Nie, nie, nie... — potarłam skronie — To niemożliwe...

— Heather, wiem, że jesteś teraz w szoku. Wszystko działo się tak nagle... 

— Nie musisz mi tego mówić, jest w porządku — przełknęłam ślinę, myśląc o tym wszystkim. Byłam zagubiona. — Gdzie on jest?

— Nie mam pojęcia. Rozmawiałem z nim wcześniej, ruszył na misję, pokonać takiego skrzydlatego wroga... Byłbym z nim w kontakcie, ale on kazał mi wziąć jakąś furę i odwieźć cię do domu. Byłaś nieprzytomna przez dłuższy czas. Na pewno wszystko okej? Mam cię odstawić do szpitala?

— Nie — odparłam twardo i odwróciłam się w jego stronę. — Nie trzeba. Wysadź mnie. 

— Co? Chyba żartujesz — oburzył się — On by mnie zabił, gdyby ci się coś stało...

— Poradzę sobie.— zapewniłam — Zatrzymaj auto. 

Niechętnie wykonał moje polecenie i zjechał na chodnik. Podziękowałam mu krótko i ruszyłam przed siebie. Dopiero wtedy spostrzegłam, że jesteśmy w Queens. Mojej, naszej dzielnicy. 

Szłam przed siebie bez celu, wsłuchując się w dobiegający z centrum hałas. Weszłam w jakąś boczną uliczkę, gdzie nie kręciło się zbyt wiele osób. Słońce już zaszło, robiło się ciemno. Dzięki temu nie byłam aż tak dobrze widoczna. Nie żebym skupiała się tylko na tym, ale nie chciałam, by ktoś zobaczył mnie w tym stanie. Jednak gdy ujrzałam postać w czerwono-granatowym stroju siedzącą na dachu jednego z bloków, mój żałosny wygląd już się nie liczył. Musieliśmy porozmawiać na poważnie. I to natychmiast. Szybko wślizgnęłam się do budynku, wbiegłam na górę w zawrotnym tempie i wspięłam się po schodach pożarowych, aby chwilę później znaleźć się na dachu. 

Podziwiał panoramę Nowego Jorku. Miał ubraną maskę, przez co wciąż nie widziałam jego twarzy. Powoli podeszłam do niego, aby go nie przestraszyć, i usiadłam obok. Choć nie miałam możliwości obserwować jego mimiki, mogłam przysiąc, że zszokował go mój widok. Spuścił głowę, zawstydzony. 

— Co tu robisz? — zapytał. 

Zignorowałam go. Miałam mu tyle do przekazania. W umyśle wciąż pojawiały się nowe wątpliwości, ale postanowiłam zacząć od czegoś prostego.

— Gdzie twój prawdziwy strój?

— Pan Stark mi go zabrał.

— No jasne... — kolejna rzecz się wyjaśniła. — Więc staż u Starka to tak naprawdę Spider-Manowanie... Czyli ciągłe narażanie swojego życia. W Waszyngtonie też załatwiałeś pajęcze sprawunki?

— Heather... — próbował mi przerwać, ale mu nie pozwoliłam. 

— Ile to już trwa?

— Kika miesięcy. 

— Co robiłeś przed chwilą?

— Nic takiego... — kombinował, próbując się wykręcić.

— Mów — rozkazałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

 Przez moment panowało milczenie. 

— Tata Liz to tak naprawdę przestępca. Postanowiłem to zakończyć i poszedłem go powstrzymać...

— Tata Liz? — zdziwiłam się. 

Westchnął głośno, kręcąc głową.

— Widzisz, Heather, właśnie dlatego ci nie powiedziałem. Planowałem, uwierz mi. Proszę. A ten wypadek na pomniku... to fioletowe to była bomba. Powinienem był cię posłuchać i się tego pozbyć... Pamiętasz, jak obroniłaś mnie przed docinkami Flasha na imprezie? Nie miałem okazji ci podziękować. Dziękuję i przepraszam cię, Heather.

— Peter... To nieistotne. Ty uratowałeś moje życie w Waszyngtonie. Wciąż jestem twoją dłużniczką. 

Spojrzał na mnie, a ja podniosłam dłoń. Nie słysząc żadnego sprzeciwu z jego strony, delikatnie ściągnęłam mu maskę, ukazując jego skruszoną minę. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że nieśmiały i uroczy Peter Parker z mojej klasy to tak naprawdę dbający o bezpieczeństwo w naszym mieście superbohater. To było za dużo jak na jeden wieczór. 

— Przepraszam — wyszeptał — Powinienem był ci powiedzieć. No i nasz wspólny bal nie wypalił... Heather... — ujął moje dłonie w swoje, a ja poczułam, jak się rozpływam. — Zależy mi na tobie.

— Posłuchaj — zaryzykowałam — Lubiłabym cię, nawet jeśli okazałbyś się Hulkiem.

Oboje zachichotaliśmy, a ja ponownie zajrzałam w te ciemne oczy. Pozwoliłam sobie na szczerość i byłam z tego dumna. Już wiedział, że coś do niego czuję. Zaczął się do mnie zbliżać, a moje serce niemal wyskoczyło mi z piersi. Gdy nasze usta się zetknęły, czułam się, jakbym latała. Znajdowałam się metry nad ziemią, na pieprzonym dachu, i to z chłopakiem, który okazał się być Spider-Manem. W tamtej chwili jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało, tak samo jak moja zniszczona przez wiatr fryzura i rozmazany tusz. Nieważne gdzie i w jakich okolicznościach, po prostu chciałam być z Peterem Parkerem. A teraz, gdy już znałam prawdę, musiałam pogodzić się z faktem, że on ma drugą tożsamość.







solitude ◆ spider-man homecoming¹ ✓Kde žijí příběhy. Začni objevovat