15. Jogody

1.6K 130 61
                                    

Musieli przenieść się w miejsce, gdzie nie było policji. Może wtedy uda im się coś kupić. W końcu nie mogli cały czas nic nie jeść. Podróż była długa, a im powoli zaczynało brakować sił.

— Z-Zack... Możemy... Możemy chwilę odpocząć? — sapnęła dziewczynka, ciągnięta przez chłopaka, gdyż nadal nie udało im się pozbyć łączących ich kajdanek, przez co tempo, w jakim szli, było dla Rachel zdecydowanie za szybkie i zbyt męczące.

— Za chwilę dojdziemy do innej strony miasta — odpowiedział znudzony Isaac i nie zważając na słowa jasnowłosej, dalej szedł, a nawet nieco przyspieszył.

Nie minęło dziesięć sekund, a usłyszał jakieś uderzenie i poczuł, że ciągnie teraz jakiś ciężar. Gdy obrócił głowę, jego oczom ukazała się leżąca na ziemi Rachel. Najwidoczniej zemdlała z wyczerpania.

— Ja pierdole... — westchnął tylko, po czym wziął ją pod pachę. Nie mógł inaczej, ponieważ w prawej dłoni nadal dzierżył ukochaną kosę i musiał być ostrożny, by nie zrobić sobie, ani Ray krzywdy. Sporo czasu zajęło mu przyzwyczajenie się do używania i noszenia tej broni, i nadal musiał skupiać na tym dużo uwagi, żeby przez przypadek nie zranić kogoś lub też siebie. Mowa tu oczywiście o takich czynnikach jak grawitacja, która ściągała ostrze w dół, podczas gdy powinno ono pozostać ustawione w bok, aby nie pocięło nóg ani pleców.

Minęło zaledwie kilka minut, a już znaleźli się na obrzeżach miasta. Zack odłożył Ray tak, by siedziała plecami oparta o drzewo, nie będąc jednocześnie za bardzo na widoku. Nie chciał, by nagle stąd zniknęła.

Uklęknął tuż obok niej i... Zaczął jej się przyglądać. Lustrował wzrokiem dokładnie każdy milimetr jej ciała. Musiał przyznać, że jak na swój wiek, była naprawdę ładna. Blond włosy, błękitne oczy - które były w tej chwili zamknięte - pasowały idealnie do "rasy" niemieckiej. Zauważył też, że dziewczynka miała trudności z prawidłowym oddychaniem. Być może było to spowodowane zmęczeniem lub też stres wynikający z wydarzeń niedawnej przeszłości, nie dawał jej spokoju. Należało coś z tym zrobić.

*time skip*

— Trzymaj — położył na jej kolanach garstkę jagód, budząc ją tym samym. Materiał białej sukienki lekko pobrudził się na granatowo.

— Skąd ty to...

— Tu jest krzaczek — wskazał na roślinę, rosnącą jakieś pół metra od nich — Miałem zamiar wybrać się do miasta, ale nie chciałem cię budzić.

Rachel spojrzała na swoją lewą rękę, która nadal miała na sobie kajdanki, połączone z Zackiem. Łańcuch był naprawdę krótki, przez co wiele czynności było wręcz niemożliwych do wykonania.

— Oh... Dziękuję — uśmiechnęła się słabo i przystąpiła do konsumpcji pożywienia.

Chłopak usiadł obok niej i również oparł się o pień. Spojrzał w górę na korony drzew. Łagodny wiatr zdjął kaptur z jego głowy, przez co włosy mogły swobodnie się poruszać. Wziął głęboki oddech i przymknął oczy.

— Złamałem obietnicę, wiesz? Już dwa razy...

— Co?

— Miałem nie zabijać przez jakiś czas, a zrobiłem to już dwukrotnie.

— Ale... Zack, to nie tak. Kishirama i ten polic... No dobrze, tylko Kishirama, w pełni zasłużył na śmierć. Znaczy, ja tak myślę... Nie złamałeś obietnicy. To było konieczne w obu przypadkach.

Rachel oparła głowę o ramię ciemnowłosego chłopaka i zamknęła oczy. Było jej bardzo przyjemnie. Czuła się bezpiecznie. Czuła, że nic jej się nie stanie, gdy będzie przy nim. Wiedziała, że tylko on mógł ją zabić i nie pozwoliłby na to nikomu innemu.

Isaac oparł swoją głowę o tą Ray i również zamknął oczy. Po chwili oboje oddali się w objęcia Morfeusza.

∆∆∆

Z okazji moich urodzin zapowiadam maraton, który będzie trwał do czwartku ^^

𝙳𝚘 𝚔𝚘ń𝚌𝚊 [𝚉𝚊𝚌𝚔 𝚡 𝚁𝚊𝚌𝚑𝚎𝚕] *𝚉𝙰𝙺𝙾Ń𝙲𝚉𝙾𝙽𝙴*Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang