12. Wyrzuty sumienia

1.7K 148 177
                                    

Zależało mu. Cholernie mu na niej zależało, ale nie wiedział, dlaczego, w jaki sposób.

Było mu smutno przez Rachel, ale nie czuł, że ma do niej żal. To dziwne, lecz można było powiedzieć, że w duchu jej wybaczył. Zrobił to, chociaż nawet nie miał podstaw, by tak postąpić.

Chciał jedynie jak najszybciej oddalić się od tamtego miejsca. Oddalić i najlepiej już nie wrócić. Czuł, że będzie miał wyrzuty sumienia, ale co innego mógłby zrobić? No cóż, wyrzuty sumienia były czymś, czego nawet on nie dałby rady w sobie zdusić. Chociaż miał na koncie z kilkadziesiąt morderstw, owe wyrzuty sumienia zdarzały się jedynie, gdy skrzywdził kogoś psychicznie.

Cokolwiek by nie zrobił, wątpił, by kiedykolwiek udało mu się zapomnieć o Ray. Przecież była jedyną osobą, która naprawdę go polubiła. Takiego, jaki jest. Ze wszystkimi bliznami na ciele oraz duszy. Jego całego. Tym czasem on nie potrafił przy niej nawet zachować spokoju. Po prostu wybuchał, a następnie odchodził gdzieś, byle by tylko nikogo nie skrzywdzić. W końcu jej obiecał. Ale czy owa obietnica miała dalej znaczenie?

— Znów tu jesteś? — głęboki, męski głos, zwrócił uwagę bruneta.

— Gray?

— We własnej osobie — odpowiedział, lecz nadal nie było go nigdzie widać. Jedynie z ziemi, na której stał Foster, zaczęła parować substancja o słodkim zapachu, tworząc tym samym mgiełkę w kolorze różowym.

— Czego chcesz? Znowu przypomnisz mi o tej przysiędze? Czy może zagrozisz lub powiesz, że Kishirama może "skrzywdzić" Ray?

— Nie powiem, że może skrzywdzić Rachel.

— Więc co?

— Isaacu... On właśnie to robi.

Tyle wystarczyło. Wystarczyło, by chłopak puścił się pędem przez cały, pozostały obszar lasu.

Z każdej strony ogarniał go mrok, jednak nadal niestrudzenie brnął przed siebie. Nic nie mogło go powstrzymać. Żadne ciernie, korzenie czy też doły w ziemi. Był nie do zatrzymania.

Chatka już niedaleko. Przeczuwał, że coś było nie tak, a słowa kapłana jeszcze bardziej go w tym utwierdzały.

Wbiegł przez drzwi, które tym razem wypadły z zawiasów i z głośnym hukiem uderzyły o podłogę.

Widok, jaki zastał w środku... Po prostu nie mógł w to uwierzyć!

Rachel piszczała i błagała o pomoc, przyszpilona do podłoża przez Kishiramę, który zassał się na jej szyi, a dłońmi brutalnie ugniatał przez sukienkę jej malutkie piersi. B
Pedofil był jak w transie. Nawet nie zauważył, że ktoś właśnie rozwalił mu kawałek domu.

Zack nie miał zamiaru tracić ani chwili dłużej.

Zamachnął się swoją kosą i wbił ją w ciało mężczyzny bez wahania. Ostrze z łatwością przecięło plecy i skończyło swoją drogę dopiero po przebiciu się klatkę piersiową, tuż nad przerażoną dziewczynką.

Kishirama nie zdążył nawet zauważyć, a już leżał obok swojej ofiary.

Z trudem łapał oddech. Cierpiał okropnie, ale to nie był koniec.

Zack dalej wbijał w jego ciało kosę, a każdy kolejny ruch wykonywał coraz to bardziej dynamicznie, a co za tym idzie - silniej i szybciej.

~ Nienawidzę cię ~ myślał ~ Nienawidziłem, nienawidzę i będę nienawidzić nawet po twojej śmierci!

Bezwładnie ciało powoli zaczęło zamieniać się w krwawy, nieokreślony kształt, który zdecydowanie nie przypominał ludzkiej sylwetki.

Brunet stopniowo zwalniał ruchy, aż do momentu, w którym już naprawdę nie było czego niszczyć.

Wtedy spojrzał na Rachel.

Gdy tylko udało jej się wyzwolić z uścisku Kishiramy, zdołała cofnąć się o kilka metrów, pod jedną ze ścian.

Z niewyobrażalnym strachem na twarzy, obserwowała całe to morderstwo. Nie śmiała drgnąć. Miała nawet trudności z oddychaniem. W przypływie paniki, nie potrafiła kontrolować swojego organizmu. Zastygła.

Cząstki zdrowego rozsądku, zaczęły do niej przemawiać, dopiero wtedy, gdy Isaac podszedł i przykucnął naprzeciwko niej. Wtedy rzeczywistość zaczęła do niej powoli docierać. W oczach zebrały się łzy, które jedna po drugiej poczęły spływać po twarzy.

— R-Rachel — szepnął, przerażony tym, co ten zboczeniec jej robił.

Dziewczynka nadal nic nie powiedziała. Jedynie wpatrywała się w jeden punkt przed sobą, zdając się nawet do końca nie zauważać tego, co działo się wokół niej.

— RAY, PRZEPRASZAM, ŻE NIE BYŁO MNIE PRZY TOBIE! — krzyknął i przyciągnął ją do siebie.

To był pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy byli tak blisko. Pierwszy raz, kiedy Isaac ją przytulił. To uczucie... To poczucie bliskości... Było dokładnie tym, czego teraz potrzebowała.

Powoli, niepewnie uniosła swoje drobniutkie rączki i delikatnie go objęła, zaciskając palce na jego ubraniu. Twarz wtuliła w zagłębianie w jego szyi, a łzy swobodnie wsiąkały w materiał bluzy.

Żadne z nich nie miało zamiaru oddalić się od drugiego nawet o milimetr. Oboje tak naprawdę potrzebowali siebie nawzajem i chyba dopiero teraz zaczęli zdawać sobie z tego sprawę.

Czy naprawdę musiało wydarzyć się coś tak strasznego, by pojęli, ile dla siebie znaczą?

∆∆∆

Hm...
To był dobry rozdział, czy raczej nienawidzicie mnie so much za to, co zrobiłam Ray?
Tak czy siak, to było zaplanowane od początku książeczki i bez tego, dalsza część nie miałaby sensu ¯\_(ツ)_/¯
A skoro już o tym mowa...
Myślę, że to jest mniej więcej połowa tej historii, choć niewykluczone, że jeszcze trochę ją pociągnę.

Bardzo fajnie mi się to wszystko pisze, więc może pod koniec walnę jakiś maraton (naturalnie, jeżeli ogarnę kilka rozdziałów na zapas).

Taka śmieszna rzecz jeszcze... Ja sobie jak człowiek siedziałam w metrze i naszła mnie wena na napisanie scenki gwałtu (XD). No i piszę, piszę... I patrzę, a tu jakiś typek mi się w ekran gapi...
Nie no, spoko, ja rozumiem twoje fantazje gościu, ale mogłeś po prostu zapytać XD
Współczuję jego psychice

Well... See ya next time!

𝙳𝚘 𝚔𝚘ń𝚌𝚊 [𝚉𝚊𝚌𝚔 𝚡 𝚁𝚊𝚌𝚑𝚎𝚕] *𝚉𝙰𝙺𝙾Ń𝙲𝚉𝙾𝙽𝙴*Where stories live. Discover now