Rozdział 8

1.8K 41 37
                                    

Poluźniłem odrobinę swój krawat, kiedy kelner odszedł od naszego stolika. Poczułem się w lekkim obowiązku, żeby zabrać ją na jakiś obiad. Szkoda, że to poczucie odeszło tak późno. Może w tym momencie siedziałbym w wygodnym fotelu i popijał whisky z lodem? Och, co ja gadam. Przecież właśnie to robię. Może tu nie jest tak wygodnie, jak byłoby w moim domu, ale nie jest najgorzej. W towarzystwie tej dziewczyny można wybaczyć to małe uniedogodnienie.

— Tylko mi nie mów, że siądziesz niedługo za kierownicą. — niebieskooka kobieta uśmiechnęła się do mnie ostrzegawczo. Och mała, mam ludzi od tego, żeby mnie wozili, tam gdzie tylko mam ochotę.

— Nie musisz się mną przejmować. Jestem już dużym chłopcem. — po raz kolejny przystawiłem do ust szklankę i upiłem kilka łyków mojego ulubionego alkoholu. — Chyba nie będziemy rozmawiać tu o jeździe po procentach? Jak się czujesz?

— Dobrze. Raczej w porządku. — Victoria zaczesała kosmyk swoich włosów za ucho. Czyżby czuła się nieco nieswojo? Tu cię mam skarbie.

— Chyba jednak nie do końca, co? — odstawiłem szklankę na blat stołu i przybrałem wygodną pozę.

— Co? Dlaczego? Nie. — zaczęła się motać, A na jej twarzy wymalował się grymas zdenerwowania. Już wiedziałem, że coś jest na  rzeczy. Tylko co? I czy powinno mnie to interesować?

— Stresujesz się?

— N-nie, skądże. — uśmiechnęła się do mnie nerwowo, zanim zaczęła omiatać wzrokiem całą salę.

— Posłuchaj mnie, jeżeli jest tu ktoś, lub coś, co w pewien sposób jest dla ciebie niekomfortowe, to mi o tym powiedz. Możemy stąd wyjść w każdej chwili.

— Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby. Wszystko jest w porządku. — oh, kobieto! Na miłość boską, zachowujesz się jak totalna idiotka odkąd tu przyszliśmy i niby wszystko jest ok? Ale w porządku, jeśli tak wolisz... Twój wybór skarbie. — Pozwolisz, że oddalę się do toalety na chwilkę? — Victoria niepewnie podniosła się z krzesła i zacisnęła palce na swojej torebce tak, że aż pobielały jej knykcie.

— Tak, proszę bardzo. — przysunąłem zaciśniętą pięść do swoich warg i patrzyłem jak kobieta kieruje się do drzwi parę metrów dalej. To jak się poruszała... Jej ruchy były takie niespokojne. I te jej zachowanie. Od początku była taka niespokojna... Ale w porządku. Nie będę w to wnikał. Będzie miała ochotę sama mi powie o wszystkim. Tak jak ostatnio. Nie musiałem ciągnąć jej za język, żeby wyśpiewała mi wszystko co do joty. Nie będę nawet rozwodził się na temat jej głupoty. Ale na tym to polega. Ja zyskam dzięki takim ludziom. Głupota popłaca, ale nie własna.

Dopijałem właśnie kolejną już szklankę przepysznej whisky. Drugą odkąd Victoria odeszła od stolika. Wciąż nie wróciła, a minęło już chyba około trzydziestu minut. Chyba czas się tym zainteresować. Nie sądzę, aby w toalecie była kolejka, albo żeby cokolwiek zatrzymało ją tam na tak długo. Odstawiłem szklankę, poprawiłem swoją marynarkę i wstałem z miejsca. Skierowałem się w stronę toalety koedukacyjnej. W drodze poprawiłem swój krawat, przecież nie będę chodził między ludźmi z takim poluźnionym. Wszedłem do toalety, gdzie ścianka dzieliła ciąg kabin od ciągu pisuarów, bo nie była podzielona na żeńską i męską. Ale to, co rzuciło mi się w oczy od razu, to pustka. Nikogo tu nie było. Panowała głucha cisza, nawet nic nie wskazywało, na to, żeby był tu ktoś poza mną. Nie będę się już nawet w to bawić. Chyba nic tu po mnie. Nie będę przecież jej szukał na siłę. Widocznie nie chciała tu być, skoro sobie poszła. Wróciłem do stolika na którym stały już nasze dania. Ale nawet nie było dane mi zasmakować chociaż kęsa aromatycznego antrykotu, gdy mój telefon rozdzwonił się w kieszeni marynarki. Zerknąłem na ekran nim odebrałem połączenie. Mam nadzieję braciszku, że jest to coś naprawdę ważnego.

On My BodyOnde as histórias ganham vida. Descobre agora