5.

558 47 7
                                    

Harry naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze się bawił. Towarzystwo Louisa i Lottie sprawiło, że przez te kilka godzin poza domem, nawet przez moment nie myślał o kwiaciarni ani o tym, że był w wieku, w którym powinien już interesować się jakimiś stałymi związkami, o czym jego mama przypominała mu przy każdej rozmowie. Chodzili po miasteczku opowiadając stare historie, a także po prostu rozmawiając o tym co działo się aktualnie w ich życiach.

Zdążyli zobaczyć starą katedrę, prawie wszystkie małe uliczki i park, a teraz siedzieli na trawie przy rzece. Po drodze wstąpili do lodziarni, na którą uparł się szatyn i był do jeden z najlepszych pomysłów dzisiejszego dnia, bo w międzyczasie zdążyło się zrobić zdecydowanie zbyt ciepło jak na maj w Anglii.

– Uwielbiam to miejsce – westchnęła Lottie, kładąc się na trawie i opierając głowę o nogi Harry'ego. – Już wiem, dlaczego tu uciekłeś.

– Wcale nie uciekłem, wiesz o tym. Nie miałem przed czym.

– Uciekłeś ode mnie.

– Jesteś głupia.

– Ty jesteś głupszy.

– Uczę się od mistrza – pokazał jej język, jak gdyby mieli po pięć lat.

– Uczeń przerósł mistrza.

– Jak będziecie mieli dzieci na sto procent się z nimi dogadacie – wtrącił się Louis, patrząc na nich zza swoich przeciwsłonecznych okularów – jesteście dokładnie jak one.

– I kto to mówi! – dziewczyna wskazała na niego palcem, a Harry nie mógł się z nią nie zgodzić.

Louis mimo 29 lat na karku, nadal zachowywał się jak nastolatek i chłopak nie mógł powstrzymać się przed porównywaniem go do Piotrusia Pana. Obaj mieli głupie pomysły, byli roztrzepani i nie czuli potrzeby dorastania. Harry trochę mu tego zazdrościł, bo on w wieku 20 lat już mieszkał w akademiku, który opłacał sam, będąc zbyt dumnym, żeby pozwolić rodzicom robić to za niego, a 3 lata później już miał własny dom i otwierał kwiaciarnię, więc można powiedzieć, że musiał dojrzeć dość szybko i to na własne życzenie.

– Na razie nie planuję mieć dzieci – mruknęła dziewczyna, zrywając jakiś kwiatek. – Nie wiem czy nadaję się na matkę. Że zawiodę.

– No coś ty, Lotts – wtrącił Harry, wyobrażając sobie małą kopię Lottie biegającą dookoła – czemu miałabyś się nie nadawać? Dzieci są cudowne i ty doskonale o tym wiesz. Zajmujesz się rodzeństwem odkąd nauczyłaś się robić kanapki, żeby je czymś nakarmić i nie wmówisz mi, że nie cieszysz się jak cię przytulają. A jakbyś miała swoje własne dziecko? Możesz się mu poświęcić, pokazać mu jak wspaniały świat go otacza. Uwierz mi, że jak się pojawi, nie będziesz chciała spać, byle tylko siedzieć przy łóżeczku i upewniać się czy oddycha, czy ma spokojny sen. Razem z Samem będziesz patrzeć jak dorasta i będziesz szła za nim nie ważne jaką drogę wybierze, byle w razie potrzeby mógł wtulić się w twoje ramiona. Będziesz wspaniałą matką, obiecuję ci to.

Lottie patrzyła na niego z dołu ze łzami w oczach, a kiedy Harry je dostrzegł starł je dłonią, uśmiechając się do niej szeroko.

– Poza tym chyba nie myślałaś, że będziesz musiała zajmować się nimi sama, co? Nie odpuściłbym opowiadania twojemu dziecku jaka byłaś w jego wieku – dodał Louis, jednak szybko wrócił wzrokiem na bruneta.

– Spróbowałbyś tylko – zagroziła mu, ale uśmiech na jej twarzy sprawił, że tylko zaczęli się śmiać. – Jeśli już zajdę w ciążę to raz w miesiącu będziecie mieli dyżur.

– Będę je brał co tydzień – zgłosił się od razu Harry.

– Jeśli będzie takie jak Lottie, to lepiej to odwołaj – zauważył Louis, a Lottie kopnęła go w łydkę.

– Palant – mruknęła i zamknęła oczy, więc nie zauważyła, jak chłopacy przybili sobie żółwika z uśmiechami na twarzach.

Po kilkunastu minutach zdecydowali się skoczyć na obiad do pobliskiej knajpki, a kilka godzin później już siedzieli na ogrodzie Harry'ego przed ogniskiem. Rozmawiali cicho o planach na przyszłość, o tym co osiągnęli i co jeszcze chcieliby osiągnąć.

– Przepraszam Harry, że zaniedbałam naszą przyjaźń – powiedziała w pewnym momencie Lottie, wtulając się w bok chłopaka.

– Przecież nie masz mnie za co przepraszać, poza tym jestem tak samo winny jak ty. Przynajmniej czasem do siebie pisaliśmy albo dzwoniliśmy.

– Tak, pięć razy w roku – przewróciła oczami.

– Teraz mamy okazję, żeby wszystko naprawić. Skoro już cię mam, nie pozwolę ci się za bardzo oddalić. Zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką.

– Boże, jesteś taki beznadziejny! – zawołała, odpychając go, ale w tym samym momencie przetarła łzy z policzków i Harry przyciągnął ją z powrotem, śmiejąc się.

– Jestem tylko nastoletnim frajerem, skarbie – zacytował jedną ze swoich ulubionych piosenek z lat studiów, która leciała w ich głośnikach przez większą cześć drugiego roku.

– Teraz jesteś tylko frajerem – odpowiedziała i mocniej wcisnęła się w jego bok.

– Dobrze, że Harry woli kutasy, bo inaczej Sam miałby powód do niepokoju – zauważył Louis, a oni odsunęli się od siebie z głośnym fuj.

– Nigdy w życiu. Widziałam go w dość dużej ilości sytuacji, żeby się z nim spotykać.

– Dokładnie! – przytaknął jej Harry, nie oponując – to trochę jak spotykanie się z rodzeństwem.

– Niektórych to kręci – powiedział Lou, biorąc łyk swojego piwa.

– Jesteś obrzydliwy! – Lottie rzuciła w niego pustą puszką, ale chłopak zdążył ją odbić.

– To się nazywa przemoc w rodzinie! – krzyknął w jej stronę.

– Ja ci zaraz pokażę co to jest przemoc w rodzinie – dziewczyna rzuciła się na niego, ale jedyną reakcją był jego głośny śmiech, mieszający się z tym Harry'ego.

– Chyba muszę porozmawiać z Samem, żeby jeszcze raz to przemyślał – powiedział Louis, kiedy Lottie odsunęła się od niego, ponownie siadając na swoim miejscu.

– Tylko spróbuj, a spalę twoją kolekcję komiksów! – zagroziła mu, a w jego oczach można była zobaczyć panikę.

– Żartowałem! Tylko żartowałem!

– Masz kolekcję komiksów? – zapytał Harry, szczerze zainteresowany.

– Ma na ich punkcie obsesję – potwierdziła dziewczyna, wpychając w usta pianki.

– Wcale nie mam obsesji! To tylko kilka starych komiksów – zaprzeczył i naprawdę cieszył się, że było n a tyle ciemno, że nie widzieli jak się rumieni.

– Nie słuchaj go, Harry. Ma dla nich osobą gablotę, a jak kiedyś Daisy próbowała któryś obejrzeć to prawie wyrzucił ją przez okno.

– Bo to była limitowana edycja, a ona miała ręce od serowych Cheetos! Wiesz że tłustych plam nie da się zmyć?

Harry nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, ale nie miał zamiaru śmiać się z niego, bo on miał dokładnie tak samo ze swoimi klasykami literatury brytyjskiej, więc rozumiał chłopaka.

– Widzisz – wskazała na niego palcem – obsesja.

– Nie musisz iść już spać? – zapytał, mrużąc oczy.

– Nie, mamo – pokazała mu język, na co oberwała w łydkę. – Ej! Jesteś najgorszym starszym bratem na świecie!

– Pamiętaj kto wznosi toast na twoim weselu – zagroził jej, a ta poddała się z głośnym westchnięciem.

baby we could be enough | l.s.Where stories live. Discover now