piąty

1.5K 188 111
                                    


- Bosko tańczysz, wiesz? - powiedział Clint, podrzucając jabłko do góry, łapiąc je, i znów podrzucając. Natasha jedynie się uśmiechnęła, po czym złapała owoc w locie, zabierając go przyjacielowi z przed nosa. Wzięła gryza, co ani trochę nie ruszyło Bartona, który myślami był już pewnie przy zamawianej pizzy.
- Wiem. - rzuciła. - Powinieneś jeść owoce. - spojrzała na niego, a jej przyjaciel jedynie przewrócił oczami.

- Po co? Najwyżej zejdę w młodym wieku przez nadmiar cholesterolu, i braki witamin. - stwierdził z zabójczą szczerością. Dosłownie zabójczą.

Na chwilę zamilkli, ciesząc się promieniami słońca ogrzewającego skórę, i śpiewem ptaków kojącym uszy. Dźwięki ich kroków odbijały im się w uszach, a kurz, który unosił się z ziemi, nieprzyjemnie drażnił oczy i drogi oddechowe. Ostatecznie ciszę przerwał Barton.

- To co, pizza, kawa i Netflix?

- Doskonale się rozumiemy. - stwierdziła, śmiejąc się, i wyciągając telefon, aby zamówić jedzenie. - Jaką chcesz?

- Może hawajską? - zaproponował. Dziewczyna się skrzywiła.

- Kto, do cholery, lubi ananasa na pizzy?

- A wiesz, że, do cholery, ja? - przedrzeźnił ją, uśmiechając się irytująco.

- Ciebie nie liczę, ty zjesz wszystko.

Ostatecznie udało im się jakoś dogadać, i Natasha zamówiła dwie pepperoni. Na początku jedynie jedną, ale zauważając błagalne, wręcz szczenięce spojrzenie Clinta, jedynie westchnęła, i domówiła drugą.

Przyspieszyli kroku, jako że byli jeszcze daleko od domu Bartona, a przecież musieli jeszcze włączyć jakiś film, co w ich przypadku zajmowało wieki. Zawsze kłócili się co do gatunku, jako że chłopak uwielbiał czasem obejrzeć sobie komedię, a Romanoff preferowała filmy akcji. Jednak wtedy Clint robił tą swoją minę zbitego szczeniaka, a ona ulegała, jako że za bardzo lubiła, kiedy jej przyjaciel był szczęśliwy. Oczywiście nigdy, i za nic by tego nie przyznała, wolała utrzymywać maskę kogoś, kogo nie obchodziło dobro innych. Bo właściwie to jej to nie obchodziło, ale Barton nie był taki, jak inni.

Kiedy byli już blisko, usłyszeli za sobą szelest. Clint, który miał refleks i słuch łucznika, którym zresztą przecież był, automatycznie się zatrzymał, i zaczął nasłuchiwać. Natasha także przystanęła. Z drzewa za nim dobiegały ludzkie głosy, i Nat mogłaby przysiąc, że je kojarzy, tyle, że nie umiała dopasować ich do postaci.

- Nie ruszaj się, ktoś tu idzie... No, nie ruszaj się-

Krzyknął ktoś głośniej, po czym dwójka przyjaciół usłyszała dosyć głośny huk, najpierw jeden, potem drugi. Szybko się odwrócili, z szokiem wpatrując się w scenkę odgrywającą się przed nimi.

- Kurwa... - jęknął Tony, tak, ten Tony Stark, rozmasowując swoją potylicę, i zerkając ze zmieszaniem na Bartona i Romanoff.

- Słownictwo. - mruknął drugi głos, trochę poirytowany. - miałeś się nie ruszać... - i był to nie kto inny, jak Steven Rogers.

Natasha za nic nie potrafiła ogarnąć, co się właśnie stało, i nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Całe szczęście, lub bardziej niestety, jej przyjaciel nigdy nie umiał powstrzymać swoich durnych odzywek.

- Stark, bolało, jak spadłeś z drzewa? Po twojej minie widzę, że bolało. - wyszczerzył się wrednie, a Romanova, która odzyskała zdolność mowy, postanowiła zabrać głos.

- Co tu się właściwie stało? - spytała, dalej wpatrując się w dwóch chłopaków, którzy już podnieśli się z ziemi, i zaczęli otrzepywać się z trawy.

lean on me - avengers school au. [zawieszone] Where stories live. Discover now