czwarty

1.6K 198 80
                                    

dosyć istotna notka na dole

__________________________

Stephen szedł ulicą, próbując naprawić swoje ulubione, białe słuchawki. Ostatnio przypadkowo na nie nadepnął, kiedy próbował dostać się do szafy, a pierdolnik w jego pokoju mu na to nie pozwalał. Niestety, krocząc przez pola pogiętych (i w większości pewnie już zepsutych) przedmiotów, nastąpił na swoje ukochane słuchaweczki, i nie miał przez co słuchać muzyki.

Wsadził jedno rozgałęzienie do ucha, a następnie drugie. Z zadowoleniem zauważył, że z jednego wydobywa się muzyka, podgłośnił więc na maksa, i zaczął skutecznie ignorować świat. Lepszy rydz, niż nic.

Był już wieczór, więc ulice powoli pustoszały. Większość przechodniów wybierała się do domów, a niektórzy pewnie do tych obrzydliwych, obskurnych barów, pochowanych w ciemnych uliczkach, które umykały przed wzrokiem władz, i w których zawsze śmierdziało papierosami i wódką. Stephen nie lubił alkoholu.

Przyśpieszył trochę kroku, próbując oddalić się od grupki pijanych mężczyzn, którzy byli trochę za blisko niego. Właśnie dlatego Strange obiecał samemu sobie, że nigdy nie tknie niczego, co ma procenty. Nie chciał zmarnować sobie życia.

Kiedy wreszcie dotarł do sklepu, odetchnął z ulgą. Poczuł, jak zalewa go fala bezpieczeństwa. Albo pot.

Odpalił internet w telefonie, wchodząc na te okropne, wegańskie stronki o odżywianiu. Żadnego mięsa, ryb, jajek, ani niczego pochodzenia zwierzęcego. „O Boże." - pomyślał Stephen, zrezygnowany.

Na tej stronie o oczyszczaniu umysłu nie było nic o torturach.

Już zrezygnowany chciał sięgnąć po suche wafle ryżowe, kiedy usłyszał głos za sobą.

- Umrzesz na samych waflach ryżowych, weganie jedzą specjalne żarcie zastępcze, jak kotlety z soi, obrzydlistwo.

Strange odwrócił się zaskoczony. Znał ten głos. Stał przed nim sam Tony Stark, najwyraźniej dość zniesmaczony ideą weganizmu. „Z daleka wydawał się wyższy" - pomyślał Stephen, zszokowany, że sam Król Szkoły udziela mu porad na temat pieprzonego żywienia.

- Znasz się na tym? - spytał, czując się w obowiązku coś powiedzieć. Nie będzie przecież stał jak kołek, i robił z siebie debila, którym oczywiście nie był. W międzyczasie zeskanował Tony'ego wzrokiem. Chłopak był ubrany w jakieś podarte jeansy, i poplamioną smarem koszulkę, wepchniętą do spodni. Na nogach miał rozchodzone glany, a na jego ręce wisiała luźno czerwono-złota bransoletka. Ciemne włosy były roztrzepane, oczy podkrążone i trochę zaczerwienione, a na ustach malował się wszechwiedzący uśmieszek, taki, jakim codziennie na powitanie częstował wszystkie zabujane w nim dziewczyny, kiedy potrzebował pożyczyć długopis. Prezentował się inaczej, niż codziennie, jednak nawet w takim stanie wyglądał... nieźle. Bardzo nieźle.

- Matka weganka. - przewrócił oczami, co sprawiło, że Stephen wiedział o nim już jedną rzecz, a właściwie dwie. Lubił mięso, nie lubił matki. - Ewidentnie nie masz zalecenia od lekarza, co? - uśmiechnął się, a Stephen pokręcił głową i westchnął cicho. Racja, to było trochę głupie, myśleć, że poradzi sobie sam z ustaleniem odpowiedniej diety. Tymczasem Tony już się oddalił w kierunku innej alejki, a Strange stwierdził, że zostanie przy posprzątaniu pokoju.

Wnet usłyszał niezadowolone przekleństwa Starka, dochodzące z drugiej części sklepu, i głośne uderzanie butów o kafelkową podłogę. Zaciekawiony wyjrzał zza rogu. To, co tam zobaczył, wywołało u niego ciche, rozbawione parsknięcie. Ciemnowłosy podskakiwał, próbując dosięgnąć tego, co znajdowało się na najwyższej półce, co chwilę zaklinając. Jego wzrost zdecydowanie mu wszystko utrudniał. Niebieskooki, wciąż cicho się śmiejąc, podszedł do niego, wyciągnął rękę po ten pieprzony koncentrat i podał mu go. Obserwował zmiany na twarzy Starka - od rozdrażnienia, przez zażenowanie, po wdzięczność.

- Dzięki... - mruknął cicho.

- Stephen. Mam na imię Stephen. - uśmiechnął się do geniusza.

- Tony. - ciemnooki uścisnął rękę drugiego.

- Wiem. - ponownie wygiął usta w uśmiechu, który drugi chłopak odwzajemnił.

Dzień ten skończył się zaskakująco dziwnie. Stephen poszedł do sklepu po wegańskie jedzenie, a wyszedł z niego z hot dogiem w ręku i Tony'm Starkiem po swojej prawej stronie.

______________________________________________

Bucky otworzył drzwi od swojej ulubionej kawiarni, automatycznie sygnalizując dzwoneczkiem swoją obecność, i zaczął wypatrywać Sama. Siedział on przy tym samym stoliku co zawsze, z głową zwieszoną w stronę kawy, którą pił. James zauważył, że był w podłym stanie, więc wyjątkowo obiecał sobie, że nie będzie się z nim drażnił, a spróbuje pomóc przyjacielowi. Ten jeden raz.

Usiadł na krześle, i wlepił w niego swoje niebieskie oczy, co sprawiło, że Wilson podniósł wzrok znad napoju, i smętnie kiwnął głową na powitanie.

- Dobra, stary, co się dzieje? - spytał Barnes, podbierając przyjacielowi łyka kawy. Ten nie protestował, chyba był po prostu zbyt zmęczony.

- Znowu ten pieprzony Wilson. Już nawet pomijając fakt, że próbował mnie zmacać po pijaku cztery razy w ciągu ostatnich trzech godzin, ciągle coś psuje, wraca o czwartej nad ranem, poobijany, a ja muszę mu pomóc, bo się cholernie martwię, i nic na to nie poradzę. Prawie nie sypiam. Wade jest moim współlokatorem od dwóch lat, a wciąż nie umiem się zdobyć na przeniesienie się do kogoś innego, bo martwię się, że pewnej nocy gdzieś wyjdzie, i już nie wróci. - westchnął głośno, przecierając rękoma twarz.

James szybo przekalkulował możliwe opcje. Mógł skłamać, że pogada z Wade'm, a naprawdę mu pogrozić, i liczyć, że go posłucha. Mógł także złożyć fałszywe papiery na przeniesienie za Sama, ale to pewnie złamałoby mu serce, lub po prostu poważnie i szczerze porozmawiać z jego współlokatorem.

- Porozmawiam z Wade'm, i postaram się przemówić mu do rozumu, obiecuję.

- Nie musisz, serio. - mruknął Sam. - Chciałem się tylko powyżalać.

- Nie, naprawdę. Pogadam z nim, i wyjaśnię sytuację. - James usłyszał ciche podziękowanie z ust drugiego chłopaka, który już prawie lądował głową na stole.

Oczywiście, że Bucky miał zamiar pogrozić Wade'owi, ale Sam przecież nie musi o tym wiedzieć, prawda?

_____________________________

a wiec, wrocilam?
troche mnie nie było, nie zagryźcie mnie
tym razem bede publikowac regularnie, a przynajmniej sie starac
love, inf8spidey

lean on me - avengers school au. [zawieszone] Where stories live. Discover now