Parszywa twarz Richardsona.

2.7K 129 47
                                    

- Zanim zaczniesz, my też musimy ci coś powiedzieć. - Przerwał mi, wstając z kanapy, a w jego ślady poszła ta wywłoka. 

- Jestem w ciąży. - Klasnęła w ręce, uśmiechając się przy tym sztucznie. 

Zaniemówiłam. Wyobraźnie sobie, co mogłam czuć w tamtym momencie. Okazuje się, że nie jestem jedyną ciężarną kobietą w tym domu. Najprawdopodobniej byłyśmy nawet w podobnym stadium ciąży. Jak miałam teraz poinformować mojego ojca, że oprócz kolejnego potomka spodziewał się również wnuczka? Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Już nie chciałam mu o wszystkim mówić, nie chciałam żeby wiedział. 

- Cieszysz się? - spytał, podchodząc do mnie. 

- Oby tylko inteligencji nie odziedziczyło po niej. - Wskazałam palcem na Amandę i wyszłam bez słowa z salonu, słysząc za sobą jeszcze mojego ojca, który starał się bronić swojej kobiety i skarcić mnie za to co powiedziałam. 


***


- Wyobrażasz to sobie, ona jest w ciąży. - Musiałam koniecznie opowiedzieć Leslie o wszystkich wydarzeniach dzisiejszego dnia. Oczywiście usłyszałam już tysiące gratulacji i jej wiwatów, że jednak zostanie ciocią, co średnio podtrzymywało mnie na duchu. 

- Będziecie mogły razem chodzić na zakupy, kupować ubranka dla dzieci, może nawet będziecie razem rodzić - powiedziała, nawet nie patrząc w kamerkę. Z tego co widziałam właśnie kończyła makijaż, co mogło oznaczać tylko tyle, że wybierała się na imprezę. 

- Nie jesteś zabawna Les...przerasta mnie to. - Zakryłam twarz dłońmi, czując że do oczu napływają łzy. To wszystko wydawało się być ponad moje siły. 

- Jeśli chcesz wpadnę do ciebie, posiedzimy razem, nie muszę iść na imprezę. - Spojrzała na mnie, przerywając wcześniejszą czynność natychmiastowo. 

- Idź, baw się, to ja jestem przykuta do domu. 

- Będę za dwadzieścia minut, buziaki. - Zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, ekran zrobił się czarny, rozłączyła się. 


***


Nadszedł dzień zakończenia roku. Ostatni raz miałam pójść do miejsca, które od kilku lat stało się drugim domem. Do miejsca, w którym przeżyłam swoje wzloty, upadki, radości, smutki. Stałam przed lustrem ubrana w czarne rurki i biała koszulę. Uważnie przyglądałam się swojemu odbiciu, oceniając czy przypadkiem lekko odstający brzuch nie wygląda podejrzliwie. Jakby nie patrzeć to już trzeci miesiąc, więc spostrzegawcza osoba mogłaby dostrzec moje dodatkowe kilogramy. Nie potrzebowałam żadnej marynarki, bądź dodatkowego okrycia, ponieważ pogoda naprawdę dopisywała. 

- Moja córeczka kończy szkołę - powiedział od progu, wchodząc do mojego pokoju bez pukania.

Automatycznie oderwałam wzrok od swojego odbicia, modląc się, żeby przypadkiem czegoś nie zauważył. Nadal nic mu nie powiedziałam, nie wiedziałam jak, a ciągłe rozmowy o ciąży Amandy, tylko mnie dobijały i jeszcze bardziej zniechęcały. Wysiliłam się na uśmiech i skinienie głową. Nie ukrywałam, że nie miałam najmniejszej ochoty na świętowanie czy jakiekolwiek wyrazy radości. 

- Już wiesz, do której uczelni aplikujesz? 

Po jego pytaniu z trudem powstrzymywałam łzy, które czułam, jak podchodzą mi do oczu. Nie mogłam nic powiedzieć, przez ogromną gulę, która wzbierała mi się w gardle. Wzruszyłam ramionami, dając mu do zrozumienia, że po prostu nie wiem. 

Crazy in love (W Trakcie Poprawy)Where stories live. Discover now