-Ktoś tam jest, na zewnątrz mojego domu, trzyma cholerny pistolet. Proszę przyjechadź do mojego domu ze wszystkimi samochodami policji czy cokolwiek. - Michael natychmiast wykrzyczał do telefonu, zadziwiając Alanę, która była po drugiej stronie telefonu.
-Proszę Pana..
-Mogę teraz brzmieć jak cipka, ale chuj mnie to obchodzi. Na zewntąrz mojego domu stoi jakaś osoba z pistoletem! - Michael znowu krzyknął
-Proszę pana, proszę się uspokoić. Nic pan nie zrobi jeżeli się nie uspokoi. - Alana dostawała czasem takie telefonu i szczerze mówiąc, nie kończyły się one dobrze, jeśli osoba, która jest w niebezpieczeństwie nie uspokoiła się.
-Jak do diabła mam się uspokoić?! Cholera!
-Proszę Pana...- Alana spróbowała ponownie
-Po prostu. Mów mi. Michael. Do kurwy nędzy. - Michael zaczynał być sfrustrowany.
-Michael. Nie obchodzi mnie czy brzmisz terazjak cipka czy nie, ale jeśli chcesz się uratować i być jutro w jednym kawałku, musisz robić wszystko co ci każę. -Alana odpowiedziała Michaelowi.
Alana usłyszała jak Michael szurował nogami po drugiej stronie telefonu- o..okay.
-Michael, musisz schować się pod łózkiem. Schowaj się tam i bądź cicho- Alana poinstruowała.
Michael usłyszał strzał z pistoletu i czyjeś kroki.
-Kurwa mać! Kurwa mać! Właśnie usłyszałem strzał i czyjeś kroki. Kurwa mać!- Michael wyszeptał drżącym głosem.
-Michael, bądź cicho. Nie chcesz aby morderca dowiedział się gdzie się ukrywasz- powiedziała Alana namierzając jego dom.
-Czy ty właśnie powiedziałaś, że on zamierza mnie zabić, a nie obrabuje mojego domu?- zapytał Michael, jego oddech stał się nierówny.
Michael był w tym momencie cholernie przestraszony, czuł jakby jego mózg miał zaraz eksplodować.
-Nie nie nie. Na razie nie jesteśmy niczego pewni.
-Słyszę go przed moją sypialnią. - wyszeptał Michael. Alana odnalazła dom chłopaka i natychmiast zadzowniła na 911 na policję.
-Jedźcie na Wayland Street, numer 8, teraz. Ktoś jest w domu z pistoletem.- Alana rozkazała policjantom.
Michael schowany pod łózkiem, zakrył reką usta aby zagłuszyć swój nieregularny oddech. Słyszał kroki mężczynzy wewnątrz sypialni.
-Michael? Czy on tam jest? - zapytała Alana, chłopak po cichu przyłożył telefon do ucha.
-T..Tak.
Był wdzięczny, że jego trzęsący się głos nie był usłyszany przez mężczyznę, ponieważ ten nadepnął na iPoda Michaela, sprawiając że zaczął Grac Pierce the Veil - Caraphernelia.
-Co jest kurwa- Michael usłyszał mamrot mężczyzny.
-Michael, czemu tam gra muzyka?- zapytała zdezorientowana Alana. Czy Michael włączył muzykę? Czy jest na tyle głupi?
-Przez przypadek wlazł na mojego iPoda- wyszeptał chłopak.
Alana pokiwała głową gdy usłyszała jak muzyka ustaje. Coraz bardzej słyszała nierówny oddech Michaela kiedy kroki były coraz bliżej.
-Michael...
-Chyba wyszedł- wyszeptał chłopak. Już nie zobaczył czarnych butów mężczyzny. Ale Alana w to wątpiła. Jeśli mężczyzna na prawdę chciał zabić Michaela, nie podda się tak łatwo.
-Michael, nie mówię, że on chce cię porwać, ale jeśli...
-Zniknął- Michael powtórzył. Czy ona nie usłyszała jak mówił to wcześniej?
-Michael, jeśli on będzie chciał cię porwać, wykrzycz jego opis najgłośniej jak potrafisz.
Chłoap wymruczał poddenerwowany- Mówieł ci, że zniknął.
-Michael- Alana znowu zaczęła. Chłopak był zaborczy, a ona chciała na niego nakrzyczeć, ale nie mogła. Nie mogła pozowlić aby Michael był zły i zamordowany.
-W porządku- chłopak chciał wyjśc z pod łożka kiedy poczuł silny uścisk na swoich kostkach. Został wyciągnięty całą siłą, zaczłą krzyczeć.
-Michael? Michael! - krzyknęła Alana ale nie usłyszała anic po za krzykiem chłopaka.
-Czarna kurtka, tatuaże na szyi, blond włosy, brązowe oczy! - a potem był tylko huk.
Alana wiedziała, że został porwany, wiedziała że zawaliła swoją pracę.
Przez nią, ten biedny zaborczy chłopak zostanie zamordowany.