Rozdział 7

184 15 12
                                    

¡Lekko spóźnione, wybaczcie. Cały dzień sprzątałam i nie wyrobiłam się czasowo!

Kochani, chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji dnia Gwiezdnych Wojen. Doczekanie się własnego dnia w roku to powód do ogromnej radości szczególnie dla fanów tej niesamowitej sagi, jednak pamiętajmy też o smutnym wydarzeniu, o którym wiadomość rozeszła się parę dni temu. Dla niedoinformowanych: zmarł Peter Mayhew, odtwórca roli Chewbaccy w zarówno oryginalnej trylogii, jak i „Zemście Sithów” oraz „Przebudzeniu Mocy”. Zapalmy dla niego znicz w sekcji komentarzy, szczególnie w tym dniu o nim pamiętając. Pomyślmy także o innych, którzy również odeszli, zwłaszcza o Carrie Fisher, która jest obecna w sadze od samego początku, tak jak Peter. Cieszmy się z kolejnej rocznicy Międzynarodowego Dnia Star Wars radując  się z tego, że saga się rozwija jednocześnie pamiętając o tych, którzy mieli w niej zarówno duży, jak i mały udział, a ich ziemskie życie dobiegło końca. Dziękuję :')

– To Chimera… udało się. – wyszeptała z niedowierzaniem Sabine.

Feniks, Czarny Łowca, odbiór – zawołała Ahsoka Tano do komunikatora. – Zgłoście się. – zażądała.

– Odbiór, tu Feniks – odpowiedział Lux. – Wy też to widzicie?

– Tu Czarny Łowca – odezwała się Alishia. – Udało nam się, Ahsoko. Zrobiliśmy to.

– Więc… co teraz robimy? – spytał nagle niepewny Bonteri. – Co z Kathleen?

– Będzie żyć, potrzebuje tylko kilku godzin na regenerację. Jej stan jest stabilny – zapewniła uspokajająco mistrzyni Je'daii. – Ale nie możemy czekać na jej przebudzenie. Nie powinniśmy marnować ani chwili. Musimy lecieć uratować Ezrę… i Thrawna.

– Czemu nie możemy zostawić tego imperialnego potwora na pastwę własnego losu i poczekać aż zdechnie? – zapytała Wren. – Zasłużył sobie.

Tano pokręciła przecząco głową.

– Nie zostawimy nikogo w potrzebie. Nikogo, włącznie z byłymi imperialnymi. – zaakcentowała.

– Imperialny chyba będzie spał w łuku bagażowym lub składziku, bo ja mu oddać swojego wygodnego łóżka nie zamierzam – prychnął Lux z rozbawieniem.

– Spokojnie, może okaże się, że zdążyli się tam już pozabijać i nikt nie będzie musiał spać w luku? – zasugerowała Alishia Bonteri.

– Oboje żyją – stwierdziła stanowczo Ahsoka. – Dość gadania, trzeba ustalić plan działania. My z Sabine na pewno lecimy na Chimerę, ale lepiej, żeby Kathleen nie była z nami obecna. Nie wiemy, czy nie przeżył ktoś jeszcze i czy to nie jest pułapka. Nie chcemy zakładnika z nieprzytomnej dziewczyny, więc któreś z was musi ją wziąć na swój statek – rzekła do Luxa i Alishii wołając do głośnika.

– Dobra, wezmę ją i przypilnuję. A ty, Lux, staniesz na czatach – zadecydowała Bonteri.

– Niech będzie – zgodził się jej małżonek.

~~~

– Są w pobliżu. W tym układzie. Widzą nas! – zawołał uradowany błękitnooki chłopak.

– Co ty znowu brałeś, Bridger? – jęknął zdegustowany Chiss. – Mówiłem ci, że ta fasola w puszce jest dawno przeterminowana i masz jej nie jeść. Co ci znowu odbija?

– Nic mi nie odbija – obruszył się młody Jedi. – Czuję ich obecność poprzez Moc, nie zmyślam sobie.

– „Ich” czyli kogo? – spytał kpiącym tonem Mitth'raw'nuruodo. – Tej twojej całej Ahsoki?

– Nie tylko Ahsoka. – odpowiedział Ezra, który albo nie wyczuł ironii w głosie Wielkiego Imperialnego Admirała, albo ją zignorował. – Wyczuwam też Sabine i… kogoś jeszcze. Nie jedną osobę, bardziej dwie lub trzy… ale one nie zmierzają w naszą stronę. Zostały na pokładzie statku. Nie, wróć… statków. Jednostek jest więcej niż jedna…

– Bridger, majaczysz! To było pewne, że w końcu któryś z nas zachoruje. Sam się aż dziwię, że przedostanie się zarazków trwało tyle czasu. Z moich obliczeń wynikało, że jakaś choroba powinna nas zaatakować co najwyżej po trzech latach. Cud, że stało się to dopiero teraz. Pewnie masz gorączkę, choć sprawdzać nie zamierzam. Nie jestem twoją niańką, Bridger, sam się sobą zajmij.

– Sam się lecz, Thrawn – burknął Ezra Bridger. – Po mnie przynajmniej ktoś przyleciał, mnie nie zostawili na pastwę losu jak ciebie twoi “kumple”.

– Oh, tak, na pewno już lecą po tych wszystkich latach by cię uratować od niechybnej śmierci i przedwczesnego zarostu. Tak, zabrałem ostatnią czystą maszynkę do golenia.

W jednej chwili w oczach Ezry pojawiła się furia.

– Coś ty powiedział? Zrobiłeś co?!

– Słyszałeś.

– Oddaj mi ją! – zawołał z nieukrywaną wściekłością Bridger, wyciągając ku niemu obie ręce. – Nienawidzę, gdy rośnie mi broda. Swędzi i doprowadza mnie do szału! Oddawaj, muszę ją mieć!

– Nie oddam ci jej, trzeba było samemu się zatroszczyć o zapas.

– Wyobraź sobie, że idąc na wojnę nie pakowałem maszynki do golenia, bo nie spodziewałem się, że utknę na dziesięć lat na zardzewiałym statku gdzieś pośrodku kosmosu. To nawet nie jest zadupie, jesteśmy po prostu na pustkowiu.

– Tu nie omieszkam się z tobą zgodzić.

– Świetnie. Zgódźmy się więc jeszcze w jednej kwestii. Oddaj mi maszynkę!

– Nigdy, rebeliancie.

Młody człowiek nie wytrzymał i rzucił się na Chissa. Tamten wykonał parę uników i kilka razy spróbował wyprowadzić cios, niestety z marnym skutkiem. Jedi przewidywał jego ruchy z wyprzedzeniem, ale dla mistrza strategii i intrygi była to zaledwie drobna przeszkoda. Zrobił parę niespodziewanych ruchów i już chwilę potem podduszał Ezrę z tryumfującym wyrazem twarzy.

Wtedy nagle otworzyły się drzwi. Thrawn niw mógł w to uwierzyć. Zastygł w bezruchu, patrząc jak znane mu Togrutanka i Mandalorianka wchodzą do pomieszczenia a an ich twarzach wymalowuje się bezgraniczna ulga. Sam również odetchnął w duchu, lecz nie dał po sobie tego poznać. Im mniej wróg o tobie wie, tym lepiej. A Rebelianci wiedzieli już wystarczająco dużo. Oczywiście nie miał zamiaru poddawać się teraz pod rząd Republiki i stawać jako więzień przed jej senatem. Całe szczęście był geniuszem taktycznym i przewidział taki obrót spraw. Nic mu nie zagrażało, choć oni wszyscy byli przekonani, że jest inaczej. Głupcy.

– Ezra! Ty żyjesz! – wykrzyknęła nie mogąca wytrzymać z radości Sabine Wren. Rzuciła się na przyjaciela, który właśnie oswobodził się z uścisku zszokowanego Chissa. Jedi mocno ją ścisnął w odpowiedzi i uśmiechnął się szeroko do Togrutanki. Ahsoka również się uśmiechnęła, po czym wyciągnęła z torby przewieszonej przez ramię parę elektromagnetycznych kajdanek. Podeszła z nimi do Mitth'raw'nuruoda, nie zmieniając grymasu na twarzy. Chiss nie protestował. Posłusznie dał założyć sobie kajdany i nie rzucił ani jednym komentarzem. Jeszcze nie teraz…

– Powinniśmy już wracać – upomniała wciąż wtulających się w siebie przyjaciół. – Ezra, Sabine, słyszycie mnie?

– Mhm – mruknął nieprzekonująco Bridger.

– Chyba już się tu dość nasiedzieliście, czyż nie? Bo odnoszę wrażenie, że zaczynaliście tu już wariować.

– On to już dawno ześwirował – skomentował specjalnie głośno Thrawn.

– Taa, chyba prędzej ty…

Nagle dookoła Ahsoki zaległa głucha cisza. Widziała dalej swoich towarzyszy, widziała jak otwierają usta, jednak nie słyszała wypowiadanych przez nich słów i zdań. Przez chwilę wydawało jej się, że słyszy trzepot skrzydeł, a potem…

Potem pojawiły się one. Znowu te głosy. Kolejny raz w jej życiu.

Ahsoka… przyjdź… Tano… Jesteś światłem… To ty…

O co mogło chodzić tym razem…?

✓Ahsoka III - W nieznane |WT|Donde viven las historias. Descúbrelo ahora