Rozdział VIII

225 20 8
                                    

🎧 Fall Out Boy – Alone Together

John siedział w kuchni pani Hudson jak na szpilkach.
Co chwila spoglądał na drzwi, nasłuchiwał i wymyślał w głowie tysiące scenariuszy jakie mogły mieć miejsce.
Serlock natomiast siedział po drugiej stronie i pił kawę, ze spojrzeniem utkwionym w doktorze.
— Nie powinniśmy jej tam samej puszczać – stwierdził blondyn, po czym przetarł twarz dłońmi. — To w końcu Moriarty! Nigdy nie wiadomo co mu strzeli do tego pustego...

John nie dokończył, bo w tym właśnie momencie otworzyły się drzwi i do domu weszła pani Hudson.
Watson gwałtownie wstał z miejsca, omal nie przewracając stołu i napoju Holmesa.
Brunet rzucił mu jedyne w swoim rodzaju pogardliwe spojrzenie, a potem wziął łyk napoju.
— Nie ciesz się, nie ma dobrych wieści – mruknął detekatyw, po czym odłożył filiżankę na blat.
— Skąd niby możesz to wiedzieć? Jeszcze nic nam nie powiedziała! – zaoponował blodnyn.
— Słyszysz jej kroki? Nie są energiczne. Gdyby miała dobre wieści, przyszłaby tutaj szybciej.
Doktor zmarszczył brwi, a potem wyszedł na przeciw pani Hudson.
W korytarzu złapał ją pod ramię i zaprowadził prosto do kuchni.
Kobieta usiadła na wcześniejszym miejscu Johna, a sam blodnyn stanął obok Sherlocka i zacisnął palce jednej ręki na jego ramieniu.
— I jak? – zapytał, po czym drugą dłonią dotknął swojej twarzy.
— To się nie uda chłopcy... – powiedziała smutno. — On jest zbyt dumny i zbyt zraniony.
— On jest zraniony?! – krzyknął doktor, wyrzucając ręce w powietrze. — Jak on może czuć cokolwiek?!
— John... – mruknął Sherlock, ale mężczyzna kompletnie go zignorował.
— Moriarty jest potworem! Sam do tego doprowadził, a teraz nie chce nawet się przyznać!
— John.
— Ma jej krew na rękach i żadnym czynem tego nie zmyje, ale mógłby chociaż...
— John! – krzyknął Sherlock, a Watson wzdrygnął się ze strachu i momentalnie zamilkł. — On – zaakcentował detektyw – ją kochał. Tak jak ty.

Po tych słowach w pomieszczeniu zaległa martwa cisza.
Blondyn przeczesał palcami włosy, przetarł twarz i wziął głęboki oddech.
Zacisnął i rozluźnił pięści, zrobił kilka kroków, a na koniec odwrócił się twarzą do Sherlocka.
Musiał przetrawić to, co właśnie uświadomił mu Holmes, chociaż zdawał sobie sprawę z tego już wcześniej.

Moriarty kochał Charlotte, a co dziwniejsze, ona kochała jego.

Nadal nie mógł tego zrozumieć, i nadal w żadnym stopniu tego nie popierał, ale tak właśnie było.
Kochała go aż do ostatniego oddechu, do ostatniej kropli krwi.

— Pani Hudson... – zaczął, ale musiał odkaszlnąć żeby jego gołs nabrał normalnej barwy. — Czy mogłaby pani zrobić nam herbaty?

Nadal nieco toztrzęsiona kobieta skinęła głową i wstała od stołu.
Chciała złapać czajnik, ale przez przypadek strąciła go na ziemię.
Brzdęk rozniósł się echem po całym domu, a z oczu pani Hudson pociekło kilka łez.
John podszedł do niej i otoczył ją ramieniem, ale ona zaczęła zapewniać, że wszystko jest w porządku.
— Smutek jest normalny w takiej sytuacji – powiedział detektyw. — Ale gra jest w toku.
— Wiem, chłopcy... – mruknęła i wysiliła się na słaby uśmiech, który w efekcie końcowym wyglądał bardziej na grymas bólu. — Ale nadal...

Nie dokończyła tej myśli, ale i tak każde z nich wiedziało co należy tam dodać.

Kobieta westchnęła ciężko, po czym wyjęła filiżanki z szafki oraz herbatniki z drugiej szuflady.

— Więc to tutaj pani je trzyma... – mruknął Sherlock, marszcząc brwi i pogrążając się we własnych myślach.

~*~

Moriarty wpadł do mieszkania i zatrzasnął drzwi tuż przed nosem Sebastiana.
Moran zamrugał szybko, wciągnął powietrze, a potem wydmuchał je głośno i przeczesał palcami włosy.
— James... – powiedział, po czym oparł dłoń na drzwiach. — Mógłbyś?
— Nie, idź sobie, Moran – odparł Moriarty, gdzieś z głębi domu.
— Nie powinieneś teraz...
— Czy nie rozumiesz przesłania jakie niesie zamykanie komuś drzwi przed twarzą? Doedukuj się, bo znajdę sobie innego...
Przyjaciela? – dokończył Sebastian.

James zamknął usta, zacisnął pięść, ale po chwili ją rozluźnił.

— Po prostu sobie idź – powiedział i poszedł na górę do swojej sypialni, jednocześnie kończąc całą dyskusję.

Wkroczył do pokoju i z dramatycznym trzaskiem po raz kolejny zamknął drzwi, żeby dać Sebastianowi do zrozumienia, że naprawdę teraz go nie potrzebuje.
Było to oczywistym kłamstwem, ale nie mógł dać po sobie poznać, że chcąc nie chcąc, mimo wszystko, trochę zmiękł.

Mężczyzna usiadł na skraju łóżka i westchnął głośno.
Oparł łokcie na kolanach, ukrył twarz w dłoniach, a potem zaczął krzyczeć.
Oczy szczypały go od łez, ale ani jedna nie spłynęła po jego twarzy.
Sprawiało mu to ogromny ból w całym ciele.
Może była to kara za jego postępki? Może w taki sposób miał wycierpieć, za całe zło, jakiego się w życiu dopuścił?
Był niemal pewny, że tak właśnie jest, bo wszystko co dobre w jego życiu, było pogrzebane w ziemi.

Po dziesięciu minutach gardło Moriarty'ego było zdarte, jego serce biło jak szalone, ciało trzęsło się jak na syberyjskim mrozie, a w głowie miał projekcję wszystkich wspomnień.

Moment później wstał nagle, podszedł do okien i zamaszystym, nerwowym gestem rozsunął zasłony.
Promienie zachodzącego słońca wlały się do pomieszczenia, wypełniając je ciepłą poświatą.

James przez kilka dłuższych chwil wpatrywał się w pomarańczowe niebo i zastanawiał się czy ona też to widzi i wydaje z siebie westchnienie zachwytu.

Oblizał wargi, wplótł palce we włosy, zamknął oczy, a potem powoli wydmuchał powietrze.
Zrobił tak kilka razy, żeby uspokoić wszystkie dygocące wnętrzności.
Co ta kobieta z nim zrobiła?
Czuł się zdruzgotany przez to jak miękki się stał, ale teraz nikt poza nim tego nie widział.
Nie licząc Sebastiana oczywiście, ale Moran wiedział wszystkie rzeczy nawet wtedy, kiedy nie wiedział.
On zawsze wiedział.
James tego nigdy nie przyznał, ale zastanawiała go ta zdolność u blondyna.

Po tym podszedł do szafki nocnej, wyciągnął z szuflady paczkę papierosów oraz zapalniczkę i wyszedł na balkon.
Ten nawyk nabył od Sebastiana, który ostatnimi czasy palił jak smok, wydając fortunę tygodniowo na paczki Marlboro Gold Edge albo Ice Blast.

Czy było to przereklamowane? Być może, ale jeśli chodziło o to, to nie miał ochoty się zastanawiać. Chciał tylko nikotyny, która pomagała mu na krótki moment odetchnąć. Jak komicznie by to nie zabrzmiało.

Po dwudziestu minutach, kiedy zrobiło się naprawdę chłodno, ostatni raz zerknął w dół, i dopiero wtedy zobaczył Morana, który także palił i zadzierał głowę, patrząc prosto na niego.

Moriarty westchnął tak głośno, że na dziewięćdziesiąt procent Sebastian go tam na dole usłyszał.
Moment po tym brunet wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer blondyna.
Już po jednym sygnale usłyszał dobrze znajomy głos.
— Tak? – zapytał Moran, tonem przesiąkniętym ironią, pewnością siebie oraz najczystszą dumą.
— Możesz wejść – mruknął Moriarty i na tym zakończył rozmowę.
Nie miał zamiaru wdawać się w ckliwe dyskusje, a z pewnością nie teraz, kiedy był zdecydowanie zbyt trzeźwy.

Pół godziny później obydwaj mężczyźni siedzieli w salonie Moriarty'ego ze szklankami wypełnionymi szkocką oraz lodem.
— Nie będziemy rozmawiać o Charlie – powiedział James, ze wzrokiem utkwionym w nierozpalonyn kominku.
— W porządku. Więc o czym chcesz porozmawiać?
Brunet spojrzał prosto na przyjaciela.
— Ty chcesz rozmawiać.
— Ty też, ale nie chcesz tego przyznać.
— A niech cię szlag, Moran... – mruknął Moriarty i pociągnął łyk ze szklanki.
— To mój urok.
James wziął łyk alkoholu ze swojej szklanki, a potem znów utkwił spojrzenie w kominku.
Sebastian za to wpatrywał się prosto w niego.
Pozwolił sobie nawet na ciche westchnienie w duchu.
Nie potrafił zostawić Jamesa samego. Wiedział, że w pewnym sensie był dość nachalny, ale wiedział też, że Moriarty tego potrzebował. Potrzebował go, nawet jeśli nie chciał tego przyznać.

A prawda była taka, że potrzebował go bardziej, niż samemu Moranowi mogło się wydawać.

*****************

Po latach wreszcie coś tutaj dodałam. Tak, ja też jestem w szoku 😂😂
Mam do Was prośbę – napiszcie mi jakie piosenki kojarzą Wam się z tym opowiadaniem (poza tymi do rozdziałów). To mi się bardzo przydaje przy pisaniu rozdziałów 😏😏

Do następnego!

K.

Devil's Company |Moriarty&Moran|Where stories live. Discover now