12

61 11 145
                                    

Miriam obudziła się w jakimś bardzo ciepłym miejscu. Zamrugała kilka razy i rozejrzała się. Leżała na jakimś łóżku, tuż przy piecyku, była okryta grubą kołdrą. Kobieta niezbyt wiedziała co się dzieje, ale wstała powoli i z bolącą kostką podeszła do drzwi. Pociągnęła za klamkę, jednak okazało się, że jest zamknięta. Zaniepokoiło ją to, więc uderzyła kilka razy w drzwi, ale na marne. Noga bardzo ją bolała, więc stwierdziła, że lepiej będzie usiąść i poczekać, aż przyjdzie stara Baba Jaga i ją zje. Miriam usiadła przed piecykiem i wyciągnęła do niego dłonie, próbując się ogrzać.

Kobieta zastanawiała się, czy ktokolwiek zauważy, że jej nie ma. Wszyscy są zaaferowani przez konflikt Valerie i Amethyst, zaginięcie Ionel i carewicza. Kto by sobie zaprzątał głowę jakąś Miriam? Dziewczyna westchnęła i oparła się o rękę. Nagle, usłyszała przekręcenie kluczyka w zamku i otworzenie się drzwi. Alacròn momentalnie spojrzała w tamtą stronę i otworzyła szeroko oczy.

– Obudziłaś się już? Myślałem, że kupienie słoneczników zajmie mi mniej czasu – Hyuk zmarszczył brwi i spojrzał na kilka kwiatów trzymanych w dłoniach.

*

   Yutian ani trochę nie stresowała się spotkaniem z carewiczem. Była wręcz przekonana, że jej pójdzie lepiej, niż komukolwiek innemu.

Kobieta przyszykowała sobie najpiękniejszą sukienkę i buty. Sama uczesała się w delikatny warkocz. Makijaż był dopracowany w każdym szczególe, a jej pewność siebie z każdą miutą rosła. Tego dnia wydawała się też być nieco szczęśliwsza, niż zazwyczaj.

Amethyst spoglądała na nią podejrzliwie, szepcząc coś do ucha Elyse, jednak sama Rebecca wiedziała, że nikt nie może się z nią równać, bo co jak co, ona jest najlepsza.

*
   Ashley jest odważna. No i czasami głupia. Ale zazwyczaj bywa odważna. Chciała zrobić jak najlepsze wrażenie na Junhuiu, dlatego jak powiedziała, tak zrobiła. Dosłownie wystawiła się pod balkonem mężczyzny i zaczęła grać na skrzypcach. Skorzystała z okazji, że znajdowała się w tamtym miejscu ławka i było to swego rodzaju wytłumaczenie.

Kobieta wczuła się i wylała wszystkie swoje emocje. Potrzebowała tego, już od dłuższego czasu trzymała w sobie wszystko co możliwe. Była dobrą aktorką, ale nie jest to zdrowe na dłuższą metę. Dekker nie musiała długo czekać, bo już po dziesięciu minutach drzwi na balkon otworzyły się.

– Ashley, do cholery jasnej, mogłabyś z laski swojej brzdękać gdzieś indziej? – spytała podirytowana Santana – Nie mogę nawet pospać.

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i jeszcze raz policzyła balkony. Pomyliła się o dwa. O DWA GŁUPIE BALKONY.

*

   Yutian zeszła do ogrodu, gdzie czekał już na nią carewicz. Kobieta podrygnęła przez YangYangiem i uśmiechnęła się delikatnie. Czuła się niesamowicie odważnie, wiedząc, że oboje są azjatyckiej urody.

– Witaj – Yang uśmiechnął się i ucałował jej dłoń – pójdziemy na spacer?

– Oczywiście, to byłaby dla mnie największa przyjemność – Yutian złapała się ręki mężczyzny i razem ruszyli w stronę bramy wyjściowej – zaprowadzę carewicza w pewne sekretne miejsce, tylko ja o nim wiem – zachichotała, a mężczyzna potaknął.

Po dosłownie kilku minutach znaleźli się w lesie. Zeszli powoli zboczem i znaleźli się nad pięknym stawikiem, otoczonym drzewami. Oboje usiedli na kamiennej ławce, a Yang, zanim jeszcze się usadowili, podłożył swoją marynarkę pod tyłek kobiety, by nie było jej zimno.

– Jak się czujesz, będąc jedyną Azjatką w szkole? – spytał.

– Źle – przyznała – z reguły nie lubię narzekać, ale Azjatki nie są tu traktowane równo z innymi – posmutniała – czasami żałuję, że mam te głupie skośne oczy...

Dziewczyna spuściła wzrok, a Yang widząc, że zrobiło się jej przykro, zmieszał się na początku, a następnie złapał ją za dłonie i ścisnął delikatnie.

– Hej, nie smuć się! – powiedział szybko – Ja też mam skośne oczy, nawet nie wiesz jakie piekło przeżywałem, kiedy przyjeżdżała do nas siostra mojego ojca z dziećmi – przewrócił oczami, a Yutian cicho zachichotała.

Oboje zaczęli się śmiać. Chłopak nie puszczał jej dłoni, co chwilę gładząc je kciukami.

– „Czemu masz takie dziwne oczy? Ty w ogóle coś przez nie widzisz?" – zaczął naśladować komicznym głosem, przez co jeszcze głośniej brechtali.

– „Lepiej wezmę od ciebie mojego psa, bo jeszcze wyląduje na talerzu" – powiedziała Yutian.

– A nie jesz psów? – spytał zdziwiony i uniósł brew.

Spojrzeli na siebie przez chwilę milcząc, po czym znowu wybuchneli głośnym śmiechem. Kiedy się uspokoili, Yang nachylił się delikatnie i złożył na jej czole pocałunek. Kobieta wstrzymała oddech, by po tym bliskim kontakcie głośno wypuścić powietrze i znów spuścić wzrok. YangYang uśmiechnął się i pogładził jej dłonie.

*

– Jak się tu w ogóle znalazłam? – Miriam zajadała kolejne winogrono, spoglądając w stronę Hyuka.

– To było tak – zaczął – szłaś do lasu, a ja chciałem ci powiedzieć, że możemy iść później na rynek kupić słoneczniki, ale nie mogłem cię dogonić, poza tym byłaś daleko, i nagle zobaczyłem, że spadłaś – otworzył szeroko oczy.

Alacròn zaśmiała się cicho i rzuciła winogronem, trafiając w głowę mężczyzny. Ten szybko zmarszczył nos i pogładził się w tym miejscu, jednak po chwili odwdzięczył się jej tym samym. Nastąpiła wojna na owoce i wszystko trwałoby w najlepsze, gdyby Miriam nie straciła równowagi przy zamachnięciu się. Kobieta prawie uderzyła głową w kamienny piecyk, na szczęście Hyuk złapał ją w odpowiednim momencie.

– Uważaj na siebie, ledwo co przeżyłaś upadek ze zbocza, a teraz to – mężczyzna zaśmiał się i pomógł jej wrócić do siedzenia po turecku.

– Jak z tej karczmy dostaniemy się do szkoły? – spytała, siadając bliżej ognia i ogrzewając ręce.

Kuzyn carewicza zajął miejsce tuż obok kobiety, tak, że stykali się ze sobą ramionami. Niby nic, ale jej serce lekko przyspieszyło.

– Wrócimy jutro, wolałbym, żebyś jeszcze odpoczęła po wczorajszym upadku.

Miriam potaknęła i westchnęła cicho. Dobrze, że Hyuk przy niej jest. Inaczej leżałaby pewnie gdzieś w dole wąwozu i nikt by jej nawet nie zauważył.

– A czemu mnie tu zamknąłeś na klucz?

Mężczyzna nie spuszczał wzroku z płomienia w piecyku, jednak zacisnął mocniej dłoń na nadgarstku i wstrzymał oddech. Nie był pewien, czy powinien powiedzieć prawdę, jednak w końcu uznał to za najbardziej stosowne.

– Nie chciałem, żeby ktoś tu wszedł i zrobił ci krzywdę – powiedział ściszonym głosem, nie zmieniając mimiki twarzy, czy nawet tonu głosu.

Alacròn uśmiechnęła się delikatnie i znowu potaknęła. Następnie przechyliła się i położyła głowę na ramieniu mężczyzny. Było jej tak przyjemnie. Nawet za bardzo, niż powinno. Jednak kto by się przejmował czymś takim. Była jakaś taka mądra maksyma, która krążyła jej teraz po głowie, i nie było to memento mori. Carpe diem, czy coś w tym stylu...

——
Kocham Jacksona

Tsar's heart ♚ APPLY FICTIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz