11

49 12 68
                                    

Spotkanie z carewiczem było dla Bridget czymś w rodzaju odreagowania. Bawili się świetnie do takiego stopnia, że siedzieli do prawie dwudziestej czwartej w szklarni, śmiejąc się ze wszystkiego i zajadając pyszne czereśnie.

Kobieta na chwilę zapomniała o kłótni z Santaną i z wielkim uśmiechem na ustach wróciła do pokoju. Tam czekały na nią Ashley i Miriam.

– Nie śpicie? – spytała.

– Dlaczego ukradłaś wisiorek Santany? – zaczęła Miriam.

Blythe westchnęła i przewróciła oczami. Mimo że go nie ukradła, nie zamierzała się nikomu z tego tłumaczyć, miała jeszcze resztki godności i rozumu, żeby nie dać sobą pomiatać.

– Idźcie spać, jest już późno.

I kobiety nie otrzymały odpowiedzi na żadne z pytań, co jeszcze bardziej budziło ich podejrzliwość.

*

– Elyse, rozczesz mi włosy, proszę.

Amethyst siedziała przed lustrem, szykując się do spotkania z carewiczem. Wszystko musiało być idealnie, więc przygotowywały ją, aż dwie osoby, jakby nie potrafiła zrobić tego sama. Obie kobiety dawały z siebie dosłownie wszystko, by Rebecca przypominała Afrodytę, a nawet była piękniejsza.

Yutian wygładziła suknię Havoc, uwzględniając każdy szczegół materiału. Przecież jej przyjaciółka musiała wyglądać pięknie. Chyba wszystkie się przejmowały tym spotkaniem poza samą Amethyst. Ona doskonale wiedziała, że da sobie radę i zdobędzie serce carewicza.

Elyse czym prędzej wykonała rozkaz swojej przyjaciółki i zaczęła czesać jej niemalże złote włosy. Bardzo ich zazdrościła, gdyż zawsze marzyła o blond włosach. Jednak w tych czasach zmienianie koloru włosów było bardzo trudne i skomplikowanie, szczególnie przy rozjaśnianiu, po którym włosy ledwo żyły. Tak więc nie było to warte swojej ceny.

*

To wszystko wydawało się takie pogmatwane. Miriam nie mogła już dłużej znieść tej atmosfery, która była tak gęsta, że można byłoby ją ciąć nożem. Zależało jej na wygranej, ale to co się działo między dziewczynami przez chęć zdobycia serca cara, przerastało wszystkie pojęcia. Alacròn tęskniła za dawną szkołą, przed carewiczem. Wtedy wszystko było łatwe... Miała skończyć wszystkie kursy i z pomocą Trakovica dostać się do uczelni w Moskwie, by móc pracować nad grą na skrzypcach. Jednak plany trochę się zmieniły po przybyciu tego cholernego carewicza. Wielki kamień spoczął na jej sercu, a głowa kobiety zajęła się zmartwieniami, czy YangYang wybierze ją, czy też nie.

W końcu Miriam wyszła z budynku i czym prędzej ruszyła do bramy wyjściowej. Musiała choć na chwilę znaleźć daleko od tego miejsca. Po prostu już ją dusiło. Niebo już dawno zaszło ciemnymi chmurami i oczywiste było, że zaraz zacznie padać, jednak Alacròn nawet się nie zawahała. Po prostu szła przed siebie, skręcając w ścieżkę do lasu. Chciała być sama ze swoimi myślami, by móc przemyśleć strategię, jakiś plan. Oczywiste było, że lubiła YangYanga, był uroczy i przystojny, jednak fakt, że musiałaby wszystko dla niego zostawiać ją dobijał. Nie było nawet takiej opcji. Wolała wybrać swoją karierę, niż posadę.

Samotne krople spadały, lądując na delikatną skórę kobiety, jednak ta dalej się nie zatrzymywała. Przez szelest wiatru i deszcz nie usłyszała kroków postaci, która podążała za nią od samej szkoły. Rozpadało się już na dobre, a Alacròn zaczęła się delikatnie trząść z zimna, jednak ciągle przyspieszała kroku, czując, że nie jest wystarczająco daleko. Spoglądała na boki ścieżki, którą się poruszała, zbocza wąwozu były dość strome, jednak nie to teraz zaprzątało Kolumbijce głowę. Nagle, z myśli wyrwał ją huk łamiącej się gałęzi. Dziewczyna spojrzała w górę i zmarszczyła powieki, starając się wychwycić źródło dźwięku. Nie zatrzymała się nawet na chwilę, przez co stanęła na pniu obrośniętym mchem i poślizgnęła się, spadając ze ścieżki na sam dół wąwozu. Jak się pewnie domyślacie, straciła przytomność.

*

YangYang czekał na Amethyst w patio. Był już odrobinę zmęczony tymi wszystkimi spotkaniami, a swoją drogą, tęsknił za matką. Każdy czasami za nią tęskni. Kiedy tylko ujrzał, że kobieta podąża w jego stronę, wstał z fotela i wygładził spodnie, po czym „ubrał" uśmiech i ujął dłoń Amethyst, po czym ją pocałował.

– Nie mogłam się doczekać spotkania – przyznała kobieta, uśmiechając się delikatnie.

– Muszę przyznać, że ja również – zaśmiał się sztucznie i puścił dłoń kobiety, po czym skierowali się pod altanę.

– Czym się carewicz interesuje? – spytała zaciekawiona i założyła nogę na nogę.

– Tak naprawdę nigdy nie miałem własnych zainteresowań, musiałem rozwijać się w tym kierunku, w którym chciał mój ojciec – powiedział nieco smutniej – za to zawsze lubiłem oglądać sztuki teatralne i taniec, no i mam jedną tajemnicę, ale o tym wie tylko jedna osoba – zarumienił się, myśląc o Miriam, której zdradził swój wielki sekret.

– Szkoda, że nie mogę się dowiedzieć – westchnęła, jednak po chwili odparła z uśmiechem – jednak całkiem dobrze radzę sobie z tańcem, więc myślę, że mogłabym sprostać oczekiwaniom.

Blondynka poprawiła swoje włosy i zamrugała kilka razy, po czym delikatnie przygryzła swoją wargę. YangYang czuł się dziwnie widząc zachowanie kobiety, jednak uznał to za jakiś nawyk i nie więcej o tym nie myślał.

– Możesz dla mnie zatańczyć? – chłopak spytał delikatnie i poszerzył uśmiech.

– Pewnie – Amethyst tylko czekała na to pytanie. W końcu wstała i stanęła kilka kroków od carewicza, po czym skrzyżowała stopy i wykonała kilka prostych kroków, jednak sposób w jaki je wykonywała sprawiał, że wyglądały one niesamowicie skomplikowanie i efektywnie.

Kobieta okręciła się i przeszła wokół krzesła Yanga, po czym złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie, carewicz niezbyt wiedział co robić, więc stał jak wryty. Rebecca zaśmiała się i nazwała go uroczym, gdy po chwili potknęła się o powietrze i upadła wprost w ramiona mężczyzny. YangYang złapał ją jak najszybciej mógł i przejęty pytał, czy nic jej nie jest. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, jednak chłopakowi nie chciało się dłużej czekać na odpowiedz kobiety, więc postawił ją na ziemi i poprawił swoją koszulę.

– To było bardzo ładne – skwitował.

– Dziękuje carewiczu – Havoc ukłoniła się i założyła pasmo włosów za ucho.

Była dumna z tego co zrobiła i chyba też pewna, że właśnie ją carewicz wybierze. Wyglądał bardzo uroczo, gdy był zakłopotany!

*

Ashley była w pracowni artystycznej i ćwiczyła grę na flecie poprzecznym. Grała dość trudną piosenkę, a przez jej rozkojarzenie, nie brała oddechu w odpowiednich momentach. Kobieta zdenerwowała się na samą siebie, bo przecież umie grać na flecie od najmłodszych lat, a teraz nie wychodzą jej nawet najprostsze podstawy. W końcu odłożyła flet i opadła ciężko na krzesło. Co sprawiało, że nie mogła skupić się na nutach? Chyba lepsze pytanie to - kto sprawiał.

Ten cholerny kuzyn carewicza, Jun, nawet jej się już śni. Po co ona zanosiła ten obraz akurat wtedy, jakby nie mogła dziesięć minut później! Chociaż... fajnie było tak po prostu na niego popatrzeć...

A może dobrym pomysłem byłoby zagranie na flecie pod jego oknem?

——
Zimno mi

Tsar's heart ♚ APPLY FICTIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz