– Mhm, super. Dobra, czyli Jason nie mówił gdzie jedzie? A opowiadał coś o znajomych? Jakieś personalia? Numery? – Connor był coraz bardziej zirytowany tą rozmową, ale musiał wytrzymać przy tym pryku jeszcze kilka minut. Portier znowu zamyślił się. 


– Opowiadał o swojej żonie, że z niej jędza i kosi z niego kasę. Chciałby się rozwieźć, bo ma baby dość, ale szkoda mu tracić kontakt z dwójką dzieci – tu detektyw trochę bardziej się zainteresował. 


– Żona i dzieci. Dlaczego ma jej dość? Czy na pewno chodzi o to, że jest „jędzą", czy ma kogoś na boku i wolałby zmienić partnera? 


– Boże kochany, skąd pan takie rzeczy wysnuwa? W sensie... trochę racji pan mieć może, bo coś wspominał, że ta jego to do łóżka z nim nie chodzi odkąd urodziła syna, ale o skokach w bok nie mówił. A czemu go pan swoją drogą szuka? 


– Nieważne. Dzięki, już wiem wystarczająco, z resztą sobie poradzę – bez skinięcia głową wyszedł. Właściwie to nie dowiedział się za wiele, ale to zawsze jakaś nowa informacja. Jason na pewno był zakochany w Evanie Murphym i chciał go zdobyć poprzez stukanie mu na boku androida. Albo po prostu był niewyżyty, ale generalnie skoro patrzył w spodnie facetom, z żoną pewnie sam nie chciał spać. Mógłby nie znosić jej i dzieci, ale rodzina zawsze pozostawała jakąś przykrywką, bo na opiekuńczego tatę to nie wyglądał, skoro tak sukcesywnie niszczył psychikę Thomasa aktami gwałtu. 


Connor wsiadł do samochodu i przeczesał dłonią splątane włosy. Ta sprawa znów zaczęła go kręcić i miał coraz większą chęć rozwiązania jej. Chwycił telefon, jednak zanim wybrał numer do Hanka, nagle zauważył połączenie przychodzące od posterunkowego Heere. Serce zabiło mu szybciej. Czyżby młodzik znalazł zbrodniarza? Szybko odebrał, a po dwóch słowach rozmówcy zapalił silnik samochodu.

***

Connor miał najbliżej do miejsca, w którym znajdował się młody policjant, także na miejscu znalazł się pierwszy. Wyskoczył z samochodu i znalazł się przed niedużym domkiem jednorodzinnym będącym mieszkaniem pod wynajem dla osób przejezdnie pracujących jak Jason. Drzwi wejściowe pozostawiono szeroko otwarte, posterunkowego nie było nigdzie widać. Anderson szybkim krokiem zbliżył się do ganku. Dłoń z przyzwyczajenia trzymał na kaburze, woląc być w gotowości bojowej. Wokół panowała cisza. W środku było jasno, ktoś zapalił wszystkie światła. Domek był bardzo mały, także bez problemu po wejściu na korytarz usłyszał dźwięki płynące z pokoju naprzeciw. Drzwi były uchylone, dochodziła do niego rozmowa posterunkowego z innym męskim głosem. Zbliżył się, a dźwięk jego kroków uciął ich dialog. Connor, po wychyleniu się w końcu zza framugi drzwi, ujrzał siedzących na ziemi mężczyzn. Heere po turecku w otwartej pozycji, jednocześnie notował coś na tablecie, a ten drugi w zdecydowanie bardziej zamkniętej pozie - przytulał się bokiem do kaloryfera. Nic dziwnego, nie miał na sobie ubrań, nie licząc dolnej bielizny i zarzuconej na plecy marynarki policjanta. Oboje spojrzeli na przybyłego detektywa, który dalej skanował otoczenie. Nie odezwał się słowem, tylko spojrzał znacząco na młodego posterunkowego. Ten od razu wstał z ziemi i podszedł do Andersona. Wyszli na korytarz. 


– Co tu się dzieje? Kto to jest, do cholery? – spytał cicho, spoglądając znów wgłąb pokoju na siedzącego chłopaka. Wyglądał młodo i słabo. 


– Już wyjaśniam, detektywie. Chłopak przedstawił się jako Juan. Chyba jest imigrantem, ale nie zdążył mi powiedzieć o sobie wszystkiego. Generalnie ten nasz cały Jason go u siebie więził, znalazłem go przykutego do łóżka. 


– Ja pierdolę. 


– No, straszna rzecz. Wziąłem go do innego pokoju, bo w tamtej sypialni panikował, ale nie ma co mu się dziwić, skoro spędził tam chyba kilka tygodni. 

Sztuka życia według Connora |HANCON|Where stories live. Discover now