8.

316 51 3
                                    

Piątka policjantów wyruszyła pod wskazane adresy, każdy miał swój. Nie były od siebie jakoś znacząco oddalone, jednak Connor z prawdziwą rozkoszą wysłał brata na najdalszy zakątek ich mapy, by nie musieć się z nim ewentualnie widzieć. Hank koniecznie uparł się, by detektyw Connor pojechał do hotelu, który był jednym z meldunków poszukiwanego Jasona, jakby dając mu tym samym najprostszą robotę do wykonania. Nie sprzeciwił się, bo nie miał zwyczajnie siły na poważniejsze akcje, ale szyderczy wzrok bliźniaka kusił do zmiany zdania. 


– Chyba nie wyszedłeś z wprawy, by brać sobie prostsze zadania? – ale już mu nie odpowiedział. Wolał nie strzępić języka na tego idiotę. 


Uzbrojony pojechał swoim niebieskim gratem do hotelu Złoty Lew. Nazwa nijak miała się z wyglądem miejsca, ponieważ był to raczej niszowy ośrodek dla mniej zamożnych ludzi. Wybór miejsca wcale nie dziwił Andersona, przestępcy z reguły zaszywali się w dziurach takich jak ta. Robotę miał generalnie prostą - spytać w portierni, czy Jason Dean przebywa pod tym adresem. Jeżeli tak, dzwoni do Hanka i przyjeżdża. Jeżeli nie, jedzie do Hanka albo do miejsca, w którym któryś z nich znajdzie zbrodniarza. Plan był o tyle jednak niepewny, że nie wiadomo, czy gnojek nie schował się w jakimś nowym miejscu, ale tę okoliczność zostawił jako hipotezę. Wolał załatwić to dzisiaj i zamknąć temat gwałciciela. Nawet jeżeli go nie znajdą tej nocy, w mieszkaniach będą mogli doszukać się nowych poszlak, co pozostawało małym plusem w razie porażki. 


Connor wszedł do hotelu. Nie miał na sobie munduru (w ogóle rzadko go nosił), więc nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. W portierni wystylizowanej na chatkę drwala siedział jedynie starszy facet grający za ladą w pasjansa na komputerze oraz woźna podlewająca liczne kwiaty. Zapewne nie stać ich było na androidy do usługiwania. Mężczyzna podszedł do lady i pokazał odznakę. 


– Detektyw Connor Anderson, policja Detroit. Szukam człowieka o nazwisku Jason Dean. Przebywa tu nadal? – spytał, nie racząc starszego pana jakimkolwiek „dzień dobry". Ten jednak niespecjalnie zwrócił na to uwagę. Zmierzył detektywa spojrzeniem i bez słowa sprawdził coś w komputerze. 


– Nie, wymeldował się kilka godzin temu. Miał zostać do jutra rana, ale się gdzieś spieszył czy coś, ja tam nie wiem. A co to za jeden, że policja szuka? Chyba nie będziecie nam robić problemów, co? Jesteśmy uczciwa firma, biznes rodzinny, rozumie pan. Psa mam nawet, co umie wyczuć narkotyki, wie pan? Czasem tu sprawdzam podejrzanych typów, ale, jak Boga kocham, ten cały Jason wyglądał przyzwoicie! Głowy bym nie dał, że to jakiś kryminalista, miły był nawet, wypiliśmy browara jednego. O, ale nie mówiłem tego panu, ja tu wcale nie piję, co to, to nie. Nie będzie problemów, co? Już i tak finansowo się chwiejemy, wie pan, panie policjancie? 


– Dobra, dobra, skończy pan już. Żadnych konsekwencji nie wyniosę, to nie mój interes, czy pan tu sobie pije, czy nie. Czy Dean mówił, gdzie jedzie? Albo cokolwiek o swoich planach? Skoro już siedzieliście na tym browcu, to chyba o czymś rozmawialiście – oparł się łokciem o drewniany blat. Portier podrapał się po krótkiej szczecinie na podbródku, woźna udawała, że dalej zajmuje się kwiatami. Podsłuchiwała.


– Wie pan, więcej to ja gadałem, bo gaduła ze mnie straszna. Opowiadałem mu o wnukach, co mi już tak wyrosły. Uwierzy pan, że dzieci mogą się tak skrajnie różnić? Nicol to taka cichutka jest, taka grzeczna i ułożona pannica, sztukę lubi, za to Alex... 


– Tak, dobra, dobra, ale coś Dean mówił? Nie mam czasu słuchać o pańskich wnukach – staruszek się nie wzruszył. Pewnie przywykł do podobnego przerywania mu. 


– Coś tam mówił. Nie wiem, gdzie pojechał, ale wspomniał, że praca go męczy i sprawiłby sobie w końcu wakacje. Wtedy dyskutowaliśmy, gdzie się fajnie wypoczywa i poleciłem mu Brazylię, byłem tam z żoną w podróży poślubnej. Trochę drogo, ale wtedy mogliśmy sobie pozwolić na takie wyjazdy. Zaczęcie biznesu hotelowego to był beznadziejny pomysł, ale za co innego miałbym się teraz wziąć? A, bo pan nie widzi, ale ja protezę nogi mam. Byłem piłkarzem, uwierzy pan? 

Sztuka życia według Connora |HANCON|Where stories live. Discover now