6.

333 50 14
                                    

Obiad, który razem przyrządzili, smakował okropnie. Hank spalił garnek z makaronem (nie wiedział, że trzeba było mieszać zawartość), a Connor zupełnie przesolił sos, przez co cały wartościowy jarmuż poszedł do grobu, zupełnie jak ich kwalifikacje na zawodowych kucharzy. Anderson jednak bawił się wybornie i już nawet dla czystej zabawy sypał kurkumy do sosu, by był bardziej żółty, a przy tym „apetyczny". Android jednak znowu wziął do siebie sprawę zbyt poważnie i patrzył kontemplacyjnie na spalony gar. 


– Kurczę, Connor, przepraszam, że to zepsułem. Powinienem najpierw się nauczyć takich rzeczy, a dopiero potem brać za robienie ich. Odkupię ci garnek – białowłosy, mimo że z natury był dość opiekuńczy, nigdy nie wydał się Connorowi tak rozkoszny jak w tym momencie. Mężczyzna zaśmiał się i poklepał przyjaciela po plecach. 


– Od kiedy jesteś tak sentymentalny? Papierosa jakoś nie było ci szkoda zadeptywać – zażartował, a Hank, o dziwo, załapał. 


– Garnek to co innego niż fajki. Na nie nie warto marnować pieniędzy i zdrowia. Słyszałem, że dzieci czasem chowają papierosy rodziców. Też będę ci tak robił. 


– O, ja z Richem chowaliśmy fajki naszej mamie. Co nie znaczy, że też masz tak robić. To była złota kobieta, tylko się w pewnym momencie pogubiła po śmierci taty. Jak pierwszy raz schowaliśmy jej te papierosy, to się popłakała, ale tylko dlatego że jej własne dzieciaki muszą się o nią martwić i pilnować – szatyn uśmiechnął się czule do patelni, z której zmywał druciakiem pozostałości żółtego sosu. 


– Była? Coś się z nią stało? – spytał Hank. Między nimi panowała spokojna atmosfera, jakby po burzy głupawki gotowania beznadziejnego dania przyszła cicha odwilż na poważniejsze tematy. 


– Mhm, straciliśmy mamę pięć lat temu. Poznała w końcu nowego faceta. Ja z Richem zagłębialiśmy się w tok pracy i swoich nowych, ważnych stanowisk, a ona udała się na zasłużony urlop. Mieli wypadek. Sądziłem, że przeglądałeś moje akta. Nie było tam tego? – zdążył się już pogodzić ze śmiercią rodzica i jednego, i drugiego, także nie targały nim większe emocje. 


– Nie napisano szczegółów. Przykro mi, ale z tego, co mówisz, musiała być dobrą kobietą. 


– Och, bo była. Szczerze się o nas troszczyła i pokładała wiele nadziei. Przeprowadziłem z nią mnóstwo rozmów, gdy czułem się gorzej. Była psychologiem, więc znała się na dobrym wsparciu. Nawet nie wiesz, jak była dumna, gdy przyprowadziłem do domu swojego pierwszego chłopaka. Chyba nawet bardziej niż z faktu zdania na uczelnię. Zawsze chciała, byśmy byli sobą, bo wtedy będziemy szczęśliwi – detektyw zakręcił wodę w kranie i odłożył patelnię na suchy ręcznik. Przetarł ręce i spojrzał z uśmiechem na androida. Białowłosy nie odzywał się, jedynie jego dioda świeciła na żółto. 


– Dopiero na jej pogrzebie szczerze uścisnąłem dłoń Richardowi. Żyliśmy w wiecznym wyścigu szczurów, a zapominaliśmy o matce. Przez dobry miesiąc zachowywaliśmy się wobec siebie jak normalni bracia, a teraz, no, widzisz, jak jest – zaśmiał się i przyjrzał androidowi. Wpadł w zamyślenie. 


– Ej, co ci? Chyba nie zamartwiłem cię za bardzo? Jak nie chcesz, nie muszę ci o niej gadać. 


– Nie, nie, nie chodzi o to. Lubię dowiadywać się nowych rzeczy o tobie. Masz przeszłość i ogrom wspomnień, o których możesz opowiadać. Zamyśliłem się, wybacz – nadal jednak wyglądał na zagubionego, jakby znalazł się w zupełnie nowej dla niego sytuacji. 


– Hank? – Connor położył mu dłonie na ramionach i spojrzał mu w oczy. Wyglądał tak, jakby usilnie coś analizował, ale nawet nie wiedział co. Detektyw zmartwił się, że może coś złego stało się w jego systemie, chociaż nie wiedział dlaczego. Android wciąż nie reagował. 

Sztuka życia według Connora |HANCON|Where stories live. Discover now