2.

505 58 41
                                    

Hank próbował obudzić Connora już pięć razy, jednak ten zasypiał po kilkunastu sekundach. Ignorował swój upierdliwy budzik. Android stał nad nim z przewieszonymi przez przedramię ubraniami przygotowanymi dla detektywa, analizował jego zachowanie. Leżał na plecach, bo w każdej innej pozycji na pewno bolaly go żebra i opatrzone ramię. Przez całą noc nie ruszył się, śpiąc jak zamrożony. Oddychał spokojnie, wyraz jego twarzy pozostał błogi. Obok jego głowy spoczywała Momo, kopiąc go czasem po twarzy. To też ignorował. Hank nie rozumiał, dlaczego nie potrafił wstać od razu.


– Detektywie, najwyższa pora wstawać. Zaraz spóźnimy się do pracy, a śniadanie wystygnie – powtórzył białowłosy - bez rezultatu. Rozważał inne opcje na pobudkę człowieka. W systemie znalazł kilka skuteczniejszych sposobów niż spokojne proszenie. Odłożył przygotowane ubrania na bok i poszedł do kuchni, a po chwili wrócił ze szklanką wody, którą bez wahania wylał na śpiącego. W efekcie mężczyzna uchylił w końcu oczy, jednak jakby nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Momo zdenerwowała się bardziej i wszczęła krzyk na Bogu winnemu androida, który uśmiechnął się pod nosem. Connor przetarł dłońmi mokrą twarz i stęknął sennie.


– Naprawdę nie mogłeś wpaść na coś lepszego, Hank?


– Mogłem, ale to wydało mi się najefektywniejsze – odparł spokojnie, na co szatyn prychnął z rozbawieniem. Podniósł się powoli, ignorując ból w ciele.


– Uwierz, że jakbyś włożył mi do ust papierosa i go podpalił, zaciągnąłbym się już zupełnie rozbudzony. Możesz kiedyś spróbować, to byłoby śmieszne.


– Nie będę przyczyniał się do zatruwania twojego organizmu, detektywie.


– Connor. Mam na imię Connor. Znowu zapomniałeś – westchnął, odebrał ubrania i spojrzał na przyjaciela przelotnie – Nic się nie działo w nocy, prawda?


– Spałeś jak dziecko. Dobrze jednak, że zostałem, ponieważ teraz nie spóźnisz się do pracy. Usmażyłem ci jajecznicę z kiełbasą, bo tylko to nie było po terminie ważności w lodówce. Zalecam zrobienie zakupów. Albo nie, ja ci zrobię zakupy. Wybiorę pełnowartościowe produkty, dzięki którym będziesz mógł poczuć się lepiej i zdrowiej. Czy lubisz jarmuż?


– Co cię obchodzi, co jem? – parsknął, zapinając białą koszulę, stojąc bokiem do androida.


– Zależy mi na tobie, Connor.


Szatyn zmarszczył brwi, nie komentując. Niby wiedział, że usłyszał jedynie zainstalowane w niego słowa, a opieka robota wynikała jedynie z obowiązku. Byli partnerami w zawodzie, dlatego Hank nie raz przypominał mu o konieczności prowadzeniu zdrowego trybu życia, rzuceniu palenia albo odstawienia słodkich napoi. Zawsze to olewał, ale tak naprawdę było mu miło, że ktokolwiek zwracał na niego w ten sposób uwagę. Na policzki Connora wpłynął nieśmiały odcień różu.


– Tak, lubię jarmuż. Możemy po pracy skoczyć do sklepu, jeżeli tak bardzo chcesz – odparł sucho, podrapał się po nosie i wyminął go, trzymając niezałożone spodnie. Wolał ubrać je w łazience bez asysty białowłosego.


– Zrobić ci kawę? – spytał android, zanim ten zniknął za rogiem.


Sztuka życia według Connora |HANCON|Where stories live. Discover now