3

989 117 97
                                    

Dean praktycznie natychmiast wybiegł z domu i podparł się o auto. Zrobiło mu się niedobrze. 

Jego ojciec żył? I trwał w homoseksualnym małżeństwie? Chciało mu się wymiotować.

To on od kilku lat tłumi w sobie te wszystkie uczucia związane z Casem, wierząc, że ojciec byłby rozczarowany, gdyby dowiedział się, że jest w takim związku, a tymczasem on ma męża?

To było chore. Zabolało go. Kompletnie się pogubił i miał ochotę się rozpłakać. 

Był przerażony i nienawidził siebie jednocześnie. Nienawidził ojca. Gdyby nie to, od dawna mógłby być z Casem. Byliby szczęśliwi - tego był pewien.

- Dean? - usłyszał za sobą znajomy głos anioła.

- Chcę być sam - powiedział stanowczo.

Castiel spojrzał na niego z troską.

- Wiem, że to dla ciebie ciężkie. Gdybyś chciał...

- Wybacz Cas, ale jesteś ostatnią osobą, z którą chciałbym o tym rozmawiać - powiedział ostrzej niż by chciał, czego od razu pożałował, ale jednocześnie nie miał pojęcia jak to naprawić.

Cas spojrzał na niego smutno. Te słowa go zabolały. Dean zachowywał się, jakby przeszkadzał mu związek ojca. A bycie ostatnią osobą, z którą chciałby o tym rozmawiać równało się dla niego temu, że Dean wie o jego uczuciach i to też mu przeszkadza. 

Dlatego postanowił zrobić jedyną rzecz, jaka wydawał mu się wówczas właściwa - zniknąć.

- Przepraszam, Dean - powiedział smutno. - I żegnaj.

- Za... - zanim zdążył dokończyć pytanie, Casa już nie było, a dookoła rozległ się charakterystyczny dźwięk skrzydeł.

Uderzył pięścią w karoserię i przestał powstrzymywać łzy. Znowu go zranił. Ton, jakim Cas powiedział pierwsze dwa słowa sprawiał wrażenie, jakby miał nigdy nie wrócić, a kolejne dwa tylko to podkreśliły. 

Czuł się po prostu bezsilny. Nie potrafił ogarnąć sam siebie. Nienawidził się za to. I nie był pewien czy w tym momencie bardziej nienawidził siebie czy ojca.

Miał ochotę wsiąść do auta i po prostu uciec, gdziekolwiek droga go poniesie, jednak kiedy sięgnął do klamki, ktoś złapał go za ramię. I to nie był Sam.

- Liczę do trzech. Albo mnie puścić, albo ci przyłożę - ostrzegł.

- Dean, wiem, że to dla ciebie szok.

Dean parsknął. To był jakiś chory żart...

- Od jak dawna żyjesz?!

John opuścił nieznacznie wzrok.

- Od ośmiu lat - wyznał.

- Od ośmiu lat... - wymamrotał Dean. - I nie przyszło ci kurwa do głowy, żeby nas o tym poinformować?! Masz pojęcie co przeszliśmy przez te lata?! Umarliśmy po kilka razy! Trafiłem do cholernego Piekła! Powstrzymaliśmy koniec świata, więcej niż raz. Sama opętał Lucyfer. Mnie próbował opętać Michał. Walczyliśmy z cholernymi aniołami!  Podróżowałem w czasie. Poznaliśmy proroka, który pisze o nas książki! Byłem w Czyśćcu! Bobby nie żyje i... Wspomniałem o tym, że poznaliśmy Adama?

- Ale zatrzymaliście Impalę.

Dean spojrzał na ojca niedowierzając w to co właśnie usłyszał.

- Serio?! To cię teraz najbardziej interesuje?!

John westchnął.

- Wiem, że cię zawiodłem.

- Mało powiedziane - parsknął. - Co robiłeś przez ten cały czas?! Pieprzyłeś się z tym całym Williamem?!

- Dean...

- Wychowałeś mnie na żołnierza, twardego mężczyznę, a sam co kurwa robisz?!

John spojrzał na syna zdezorientowany.

- Nigdy nie mówiłem, że orientacja seksualna to wyklucza. Wielu łowców jest gejami...

- Uczyłeś mnie podrywać dziewczyny! Myślałem, że to jednoznaczne!

John przyglądał się Deanowi, który próbował nad sobą zapanować i się uspokoić.

- Bo myślałem, że interesują cię dziewczyny! Nie rozumiem czemu masz żal o to, że kogoś mam. Rozumiem twój żal o to, że się nie odzywałem, ale czemu o to?

- Bo masz faceta!

- I co w związku z tym?

Dean wziął głęboki oddech.

- Siedem lat temu poznałeś kogoś, właściwie ten ktoś mnie uratował i przez te wszystkie lata tłumiłem te uczucia, nie dopuszczając ich do siebie, bo byłem pewien, że nie pochwaliłbyś tego, że mam pieprzonego chłopaka. Wychowałeś mnie na kobieciarza!

- Dean, to nie jest moja wina, tylko twoja. Nigdy nie powiedziałem, że bycie gejem oznacza bycie gorszym czy mniej męskim. W czasach starożytnych były nawet armie składające się tylko z gejów i wygrywały większość bitew. To nie jest nic złego. Więc jeśli czujesz coś do tego mężczyzny, kimkolwiek on jest, myślę, że powinieneś spróbować szczęścia z nim.

- Trochę na to za późno. 

John zmarszczył brwi.

- Co masz przez to na myśli?

- Odszedł, okej?! - krzyknął. - Po prostu odszedł! Nie dziwię się... skrzywdziłem go. Nie zasłużył na to.

 - To ten trzeci, który z wami był? - domyślił się John, a Dean niepewnie przytaknął. - Przystojny.

Dean spojrzał na ojca kompletnie zdezorientowany. Czy jego ojciec właśnie nazwał anioła, w którym się zakochał przystojnym?!

- No co? - spytał John, nie rozumiejąc zaskoczenia syna. - Stwierdzam fakty. Odpalaj auto, nie mógł odejść daleko.

Dean pokręcił głową.

- Autem go nie znajdziemy.

- Czemu nie? - spytał John.

- Bo widzisz, tato... jakby ci to powiedzieć... Castiel jest aniołem. Użył skrzydeł. Równie dobrze może być teraz gdziekolwiek.

John zamarł i spojrzał na syna spodziewając się, że za chwilę powie, że to żart. Ale tak się nie działo. 

- Ty nie żartujesz... - powiedział John, robiąc się blady. 

- Czemu do cholery miałbym żartować?! Zakochałem się w aniele w męskiej postaci. Lepiej?! - wydarł się, będąc na skraju wytrzymania.

Tymczasem Castiel siedział na jakimś polu w Europie, podziwiając pszczoły. Uspokajały go i pomagały uwierzyć, że nie cały świat jest taki zły jak Dean. 

N/A

Tak, trochę zajechało depresją...

Do następnego!

Heaven [Destiel]Where stories live. Discover now