Czterdzieści Jeden (part II)

2.9K 140 79
                                    

Minęły dwa tygodnie od ostatniej rozmowy z Calumem. Dwa długie, bezbarwne i nudne tygodnie. Jednocześnie minął miesiąc odkąd pierwszy raz do mnie napisał. Może pamiętał umowę i tak jak sobie tego życzyłam na początku, zakończył naszą znajomość?

Jeśli tak było to poczułam zawiedzenie.

Nie sądziłam, że będę chciała z nim utrzymać kontakt. Co ja sobie wyobrażałam?

W liceum straciłam głowę dla tego chłopaka. Pierwszy raz straciłam głowę w ogóle dla jakiejś osoby. Byłam w nim bezkreśnie zakochana, nawet po tym jak mnie oszukał i ukrywał się przez tyle czasu. Nawet wtedy gdy byłam taka wściekła na niego, to tak poważnie byłam zraniona, ale po uszy zakochana.

Chociaż wiedziałam, że nic z tego nie będzie, bo wtedy Calum był głupim dzieckiem. Nie wiedział czego chce, nie wybrał mnie... I bolało bardzo długi czas po tym jak zerwaliśmy kontakt.

Ale wkrótce poznałam Christiana. I czułam się podobnie przy nim jak przy Calumie. Co prawda nie tak samo i też nie lepiej, ale podobnie.

I uznałam, że to jest to.

Skąd miałam wtedy wiedzieć, że znowu nasze drogi się skrzyżują. Ale gdybym wiedziała....

Tylko teraz jest już na wszystko za późno.

Cisnęłam ołówkiem w kartkę papieru, aż złamał się rysik. W tym samym czasie barista przyniósł mi do stolika filiżankę herbaty.

Dzisiaj na dworze było ponuro i zimno.

Postanowiłam wcześniej zejść do kawiarni przed tłumami, żeby w spokoju przeanalizować notatki. Christian od rana siedział w kancelarii.

A na domiar złego wczoraj dostałam zaproszenie od mamy Christiana na wspólne sadzenie roślinek w jej szklarni.

Jak cudownie!

Posłałam lekko wymuszony uśmiech młodemu chłopakowi i upiłam łyk z filiżanki.

Odchyliłam się na oparciu krzesła, odgarnęłam włosy z ramiona i przeniosłam wzrok na ludzi za szybą, którzy przechadzali się chodnikiem.

Na samą myśl o całej sytuacji zirytowałam się

Po co do mnie pisał? Po co znowu zaczyna? Dlaczego tak wszystkie komplikuje?

Dlaczego...

- Calum – szepnęłam pod nosem.

Czułam jak przymarzam do krzesła. Nie mogę się poruszyć. Głos więźnie mi w gardle.

Ciepło na policzkach i gęsia skórka.

To naprawdę on.

Wszedł jakby nigdy nic do kawiarni, przepuszczając w drzwiach starszą panią.

Włosy miał trochę rozwichrzone, na sobie szarą bluzę przez głowę, a w dłoni trzymał bukiet...

Bukiet róż. Herbacianych.

Nagle stanął i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.

Dopóki wzrok nie spoczął na moim stoliku w kącie przy kasie.

Odnaleźliśmy nasze spojrzenia.

I wtedy poczułam, że powoli się roztapiam.

Udało mi się wstać, chociaż kolana miałam jak z waty. Naciągnęłam rękawy swetra i zdobyłam się na uśmiech.

Kłamstwo.

Nie mogłam wręcz powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta.

To był Calum.

Szedł w moją stronę.

Z bukietem róż.

Dla mnie.

- Te cholerne kwiaty pokaleczyły mi dłonie – pierwsze wypowiedziane słowa po dwóch latach.

Parsknęłam śmiechem. Cal też.

I staliśmy naprzeciwko siebie przez dobre kilka minut, oboje nie wiedząc co powiedzieć, ani jak się zachować.

Czułam potrzebę rzucenia mu się na szyję. Nieodpartą pokusę. Niestety po wzroku, niektórych doszłam do wniosku, że go znają. Ewentualnie kojarzą.

Cóż, już za późno na to, żeby się ukrywać.

W końcu stoi obok mnie z bukietem kwiatów.

- Rozumiem, że to dla mnie – wydusiłam w końcu z siebie i wystawiłam dłoń.

Brunet roześmiał się i pokręcił głową, wręczając mi kwiaty.

- Nadal jesteś niemożliwa – westchnął i podszedł bliżej.

Staliśmy tak blisko siebie, że już nie mogłam wytrzymać.

Odłożyłam kwiatki na stół i wręcz wtuliłam się w jego ciało.

- Co ty tu w ogóle robisz, Cal? – wymamrotałam do jego ucha.

Żeby nie wzbudzać więcej podejrzeń odsunęliśmy się od siebie po chwili i usiedliśmy przy stoliku.

- Już chyba wspominałem, że cię odzyskam, czyż nie? – stwierdził lekko.

Założyłam dłonie na klatce piersiowej i oparłam się na krześle jednocześnie, posyłając mu cwany uśmieszek.

**

Tego dnia nie trafiłam na uczelnię.

Cały dzień przesiedziałam w kawiarni z Calumem. Zrobiłam coś, co nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby zrobić. Opuściłam zajęcia. Tylko dlatego, że kiedy miało dojść do momentu rozstania, nie chciałam tego zrobić.

Dlatego właśnie mijała pora lunchu, a my siedzieliśmy przy kolejnej filiżance herbaty i kanapce.

- A więc po to pytałeś się o mój adres - mruknęłam. – Przez myśl mi nie przeszło, że naprawdę tu przyjedziesz.

- Nie myśl sobie, że to dla ciebie. Odwiedzam siostrę – zaznaczył i upił łyk ciepłego napoju.

- Jasne, jasne – przytaknęłam mu. – Ukrywaj nadal fakt, że jesteś we mnie nieziemsko zakochany.

- Nie staram się ukrywać – oznajmił lekko.

Przygryzłam wargę. Jego bezpośredniość zbijała mnie często z tropu i wprawiała w zakłopotanie.

- Przestań to robić – syknęłam i zmroziłam go wzrokiem.

- Ale co takiego?

- No... TO.

- Rine, wiesz, że cię...

- O nie, nie, nie! – przerwałam mu natychmiast. – Nie możesz tego powiedzieć. Tak się nie robi!

- Dlaczego nie? – zdziwił się i nachylił w moją stronę.

- No bo... No... Ja nawet nie znam twojej rodziny – wydukałam coś na poczekaniu.

Mentalnie strzeliłam sobie w twarz.

- To prawda – kiwnął głową. – Powinnaś poznać moją siostrę. Na pewno byście się polubiły.

- To nie najlepszy pomysł.

- Co robisz w piątek? – zapytał.

- Jadę do teściowej na sadzenie roślinek – przewróciłam oczami.

- Odwołaj to.

- Co? Nie mogę, zwariowałeś?

- Proszę, Rine... Kupiłem ci taki piękny bukiet kwiatów!

- Zapomnij, deklu – pokręciłam głową.

- Z twoich ust brzmi to pięknie.


____________________________

miłego dnia

We Met On IG |C.H|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz