6.

2.8K 135 104
                                    

|Ticci Toby|

Patrzyłem na nasze odbicie, analizując to, o co właśnie zapytał. To pytanie wwiercało mi się w mózg i nie dawało spokoju. Ciągle krążyło po mojej głowie, wywołując kolejne myśli.

- To czasem nie za szybko? - zerknąłem na niego na dosłownie sekundę.

- Nie musi to być wielka miłość, ale wiesz... Huh? No... Może...

- Chciałbym.

Widziałem jego uśmiech w lustrze, na co sam się uśmiechnąłem. Mocniej mnie przytulił, a ja obróciłem się do niego przodem i równie mocno wtuliłem. Jesteśmy razem...

Podniosłem na niego wzrok, spotykając się z jego spojrzeniem. Patrzył na mnie i się uśmiechał, przeczesując moje, nadal mokre, włosy. Odwzajemniłem uśmiech i dałem skupić się tylko na myślach o nim.

- Żyjesz? - zaśmiał się cicho i dopiero po chwili nieznacznie pokiwałem głową.

Bardziej się wtuliłem, spuszczając głowę. Mimowolnie się uśmiechnąłem, kiedy pocałował mnie w czubek głowy.

- Chodźmy może spać? - zasugerował, ja pokiwałem lekko głową.

Chłopak wziął mnie na ręce i ostrożnie położył na łóżku, po czym położył się obok. Wtuliłem się delikatnie, ale on mnie przyciągnął i mocno przytulił, przykrywając nas.

- Dobranoc. - pocałował mnie krótko, na co już automatycznie się uśmiechnąłem.

***

Leżałem tak i patrzyłem w sufit. Głupia bezsenność...

Zerknąłem na Jeffa, który leżał tyłem do mnie. Wyglądał tak słodko jak spał, ale się obrócił i mogę patrzeć tylko na jego plecy. Znowu spojrzałem na sufit. Było około pierwszej, a ja nie mogłem zmrużyć oka.

- Śpisz? - zapytał Jeff, tak jakby też nie zmrużył oka.

Mruknąłem coś przecząco, a chłopak obrócił się i nachylił się nade mną. Dzięki światłu księżyca mogłem zobaczyć jego twarz. Roztrzepany kucyk swobodnie opadał mu na ramię oraz podkrążone oczy, jednak nie bardziej niż ja.

- Brałeś przecież leki nasenne...

Wzruszyłem ramionami. Westchnął i odgarnął włosy z mojej twarzy, po czym schował za uchem. Zaczął obkręcać ich kosmyk wokół palca, a drugą ręką głaskał mnie po szyji.

- Jakoś nie chce mi się spać, a tobie? - zapytał, a ja wręcz czułem zapach pasty do zębów z jego ust. Pokręciłem głową przecząco. - Dlaczego nic nie mówisz? - wzruszyłem ramionami i dotknąłem językiem krawędzi rany. - No powiedz coś...

Schowałem język.

- A co miałbym powiedzieć? - uniosłem brew.

Chłopak uśmiechnął się.

- Moje imię.

- Po co? - mimowolnie się cicho zaśmiałem.

- Lubię, jak je mówisz. - wzruszył ramionami. Znowu się cichutko zaśmiałem. - No proszę... - zaczął się bawić moimi włosami.

Westchnąłem i powiedziałem, uśmiechając się:

- Jeff the Killer.

Czarnowłosy szerzej się uśmiechnął. Jak ja lubię jego uśmiech...

- Powiedz jeszcze raz.

Zaśmiałem się cicho.

- Uzależnisz się. - zacząłem bawić się jego kucykiem. Chłopak się zaśmiał.

- Ja już się uzależniłem.

- To już więcej go nie usłyszysz. - udałem, że zamykam usta na kłódkę.

- Jasne, jasne... - zaśmiał się.

Nie odpowiedziałem.

- Ha ha, bardzo śmieszne...

Znowu nie odpowiedziałem. Mówiłem poważnie.

- Ej, Toby... To były żarty... - już się nie uśmiechał. - Tobyyy...

Dalej milczałem. Długo tak siedzieliśmy... Z dwadzieścia minut... On dalej prosił, a wręcz błagał.

- Tobyyy... - Jeff był widocznie podłamany.

Nagle usiadł na mnie w rozkroku, chwycił moją twarz w dłonie i oparł swoje czoło o moje, głaszcząc kciukami moje policzki. Zamknął oczy i wyszeptał:

- Proszę...

Poczułem jak zmarszczył smutno czoło.

- Księżniczko... - był tak nachylony, że dotykał moich warg przy mówieniu.

Odruchowo uchyliłem lekko usta.

- Błagam... - otworzył oczy i patrzył na mnie smutno. Wręcz desperacko. - Nie zamykaj się tak...

Położyłem swoje dłonie na jego policzkach i krótko pocałowałem. Może to nie był długi pocałunek, ale zdążyłem włożyć w niego wszystkie uczucia, jakie do niego czuję. Wiem, że to słabe, ale słowami bym tego nie wyraził.

- Mój książę. - powiedziałem, patrząc na niego.

Chłopak się uśmiechnął.

- Moja księżniczka. - teraz to on mnie pocałował.

|Kilka dni później|

Siedziałem w jadalni i grzebałem widelcem w naleśnikach. Rozejrzałem się po twarzach, podpierając ręką głowę. Mój związek okazał się być strasznie sztuczny. Był on luźny i nie kończyło się na niczym więcej, niż na krótkim całowaniu. Bolała mnie myśl, że Jeff może ze mną być tylko dlatego, żeby się pozbyć Niny, co jest bardzo prawdopodobne i skuteczne. Od kiedy wyszło na jaw, że jesteśmy z Jeff'em razem jest o wiele luźniejsza atmosfera. Najpewniej uznali, że proxy nie są aż tak groźni, czy coś... Porozumienie z nimi nie jest takie złe, jakie mi się wydawało... Poczułem jak coś tryska mi na twarz. Spojrzałem na Jack'a i zetarłem ręką krew.

- Sorry. - uniósł ręce na wysokość ramion i się zaśmiał.

Westchnąłem i wytarłem rękę o jego bluzę. Bezoki się cicho zaśmiał i wrócił do jedzenia nerek. Nagle ktoś odchylił moją głowę do tyłu i krótko pocałował. Chyba nie muszę mówić kto.

- Nie przy ludziach, debilu. - mruknąłem i patrzyłem jak siada obok mnie, ciągle się uśmiechając.

- Nina, co ci? - zapytała Clock, widząc jak dziewczyna mocno ściska się za głowę.

- Głowa mnie boli... - zmarszczyła czoło i syknęła najpewniej z bólu.

- Może pomóc? - zapytała Ann, kucając przy niej.

- N-nie trzeba... - zacisnęła powieki. - Chyba pójdę do siebie... Jeff, pomożesz mi? - zapytała cichutko.

- Spierdalaj.

- A ty, Toby?

Pokręciłem głową na nie. Dziewczyna westchnęła i sama poszła do pokoju.

- Jesteście nieczuli. - powiedziała Jane i poszła za nią.

Mruknąłem coś cicho i wróciłem do jedzenia.

Po kolacji wróciłem do pokoju z zamiarem położenia się, jednak znowu miałem niezapowiedzianego gościa.

Spojrzałem na Jeffa. Jak zawsze leżał rozwalony na moim łóżku, tak teraz siedział ze spuszczoną głową, a kiedy wszedłem ją podniósł.

- Po co przyszedłeś? - podeszłem do półki z lekami.

- Chciałem pogadać.

Yeah I know... Za szybko to leci, ale hej! Nie umiem pisać romansów i jestem bardziej skupiona na fabule!

Moja Księżniczka | JeffxToby ‹Yaoi›Where stories live. Discover now