4. Lecisz ze mną?

73 4 8
                                    


Kopać, kopać nic innego nie ma sensu. Ziemia, ziemia wszędzie ziemia. Brudna chłodna, pełna robaków ziemia. Ręce, brudne, pokaleczone i zmęczone. Robaki, też pod paznokciami... Pod pozdzieranymi i połamanymi paznokciami. Tak ciemno, a oczy pełne tej przeklętej ziemi. Ciało miażdżone, powietrza niewiele. Nie odwróci się. Nie ma jak, nie ma po co. Rozpaczliwy zryw, aby ciało przeszło do przodu. Centymetr, dwa... Prze do przodu, mięśnie błagają o litość, żołądek o pokarm, język o napój, oczy o światło, umysł o wolność, a serce o nich. Nie chce robaków. Pragnie posiłku. Nie chce zbierać wody z żelaznych krat jej celi. Pragnie czystej i słodkiej wody z źródła. Nie chce wysiłku. Pragnie spoczynku. Nie chce kolejnej nocy spędzonej na twardej ziemi kurcząc się nie chcąc utracić niezbędnego ciepła. Pragnie się wyspać w ciepłym i wygodnym, lecz przede wszystkim własnym łóżku. Nie chce światła przechodzącego przez kraty w celi. To jest tylko marną imitacją, otwartym aktem pogardy wobec jej tragedii. Pragnie znów ujrzeć niebo niezależnie czy takie na którym jedno samo słońce wraz z błękitem nieba ogrzewa ją i cały świat, może być nawet gwiezdny firmament, gdzie na granatowej kopule sklepienia niebieskiego świecą tysiące małych gwiazd z wielkim księżycem w pełni na czele... Byle nie przez kraty tej zapomnianej celi. Byle nie w kolejnej nocy, którą odlicza myśląc jak wrócić do nich. Ale ona przecież wie, że ich tam nie ma. To nie jest dla niej jednak ważne, odrzuca ją na bok w swojej głowie tak samo jak ziemię, w której grzebie rękami. Oddaje się złudnej nadziei w tej paskudnej, pełnej robaków ziemi, posuwając się centymetr po centymetrze. Pragnie znów poczuć wiatr na swoim pyszczku i między swoimi skołtunionymi włosami. Kopać, kopać nic innego nie ma sensu...również jej wysiłek jest bez sensu. Wie o tym doskonale, Głód nie minie, woda nie będzie czysta, nie znajdzie ciepłego i własnego łóżka, nie znajdzie ich. Słońce będzie ją pieklić, wiatr będzie chłostał chłodem, gwiazdy będą patrzeć nieprzychylnie, a jeżeli ona niczego nie upoluje to upolują ją. Została skazana na zapomnienie i na łaskę lub niełaskę tego świata. Może liczyć tylko na samą siebie, na nikogo innego. Po co więc kopie? Skonać tu czy tam.... Zwłokom i robactwu, które pożre ją jak ona żywiła się nimi to wszystko jedno. Ziemia cię utrzymała i ziemia cię pochłonie... Lecz póki wola życia ją trzyma to pokona cały świat za jeszcze jeden wdech, za jeszcze jedną okazję, skoro nikt jej nie dał szansy to sama ją ukradnie. Pokona tą chłodną, brudną i zarobaczoną ziemię i każdego kto jej na to nie będzie chciał pozwolić. Musi tylko kopać, kopać, chociaż to i tak nie ma sensu... Stanie w miejscu oznacza rychły koniec... Oznacza zapomnienie... Oznacza śmierć... Stanie ma mniej sensu niż jej kopanie...


***


Winda załadunkowa która znajdowała się bezpośrednio nad hangarem obniżała się. Nicolette która w tym czasie siedziała w środku starej ciężarówki i w kabinie, wsparta nogami o kierownicę, zażywała popołudniowej drzemki uniosła delikatnie kapelusz i spojrzała na młodego technika, który stał oparty przy przełączniku odpowiedzialnym za mechanizm. Przy jego nodze spoczywał jego metalowy pupil, a na stoliku tuż za nim leżała długa walizka wykonana z drewna. Uśmiechnęła się i wyskoczyła z furgonetki. Przeszła obok niego bez słowa. Odpięła srebrne klamry skrzyni i uniosła wieko. Widok jaki jej się ukazał sprawił, że przez dłuższą chwilę nie odzywała się. Kunszt i piękno tego co jej oczy ujrzały doprowadziło ją do drżenia palców, to uczucie utrzymało się nawet kiedy delikatnie przejeżdżała ich wierzchem po drewnianym łożu, na którym były wypalone z cierpliwością wzory. Dało się zauważyć, że były one wzorowane na krzew wina. Między owocami a pnączami znajdowały się wypustki lufy wykonanej z czarnego metalu. Pod drewnianą częścią znajdował się uchwyt, delikatne wycięcia były kształtowane na półokręgi. Wiedziała, że ta część i zapewne też pozostałe zostały sprofilowane specjalnie dla niej. Spojrzała na kolbę. Również była zdobiona w podobnym stylu co łożysko. Drewniana, oprawiona na końcach tworzywem sztucznym. Za to sam jej środek został wyżłobiony. Elementy metalowe za to zostały potraktowane tak ciemną odmianą fioletu, że dopiero kiedy światło słoneczne dotarło do karabinu ujrzała błysk tej barwy. Jedyne rzeczy jakie kolorem odbiegały od reszty to magazynki i tłumik. Również pod światłem dojrzała kolejny szczegół, motyw krzewu winnego nie obejmował tylko drewnianych elementów. Rozchodził się po całej broni. Była takiej samej długości jak jej poprzednie narzędzie pracy, ładowane od dołu za pomocą magazynów po dziesięć naboi, luneta na szynie o przybliżeniu x4 zwana PSO-1. Z transu wyrwał ją głos chłopaka.

Szepcząc w chaosieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz