Rozdział 11

123 11 2
                                    

Atmosfera nad Asgardem była ciężka. Ulice lepiły się od zaschniętej krwi i rozkładających się ciał, skutecznie maskując demony. Jednak armia Nocnych Łowców wciąż pozostawała czujna.

- Pani Konsul - krzyknął jeden z żołnierzy - tam ktoś jest!

Jia Penhallow wydała rozkazy i wkroczyła do pomieszczenia, ledwie unikając ostrza rzuconego w jej stronę.

- Rosie was przysłała? - dobiegł ją głos wydobywający się z głębi pokoju.

   - Rosie? - zapytała się Konsul - Rosalie Loverance?

  - Kim jesteś? - zapytał ponownie.

  - Jestem Jia Penhallow. - przedstawiła się - A ty?

  - Loki Laufeyson, książę Asgardu. - bożek wyszedł z cienia. - Ro mówiła, że  sprowadzi pomoc.

  - W rzeczy samej. - przytaknęła Konsul.

- Dobrze. - Loki złapał za sztylet. - Trzeba wysłać te demony z powrotem do Nilfheimu.

  - Nilf.. Co? - zapytała Penhallow.

  - No, do piekła! - westchnął Loki - A niby dokąd?

  - Jasne.

Jia Penhallow odeszła kawałek do swoich podwładnych i wydała parę rozkazów. Loki jednak nie rejestrował co się dzieje. Sam był trochę obity i zakrwawiony. Czuł się jak po walce z Hulkiem, ale wiedział, że musi się ogarnąć by Asgardzycy byli bezpieczni.

  - Otworzę wam portal. - powiedział słabo.

- Słucham? - zapytała Konsul.

  Ten mężczyzna zaskakiwał ją coraz bardziej, chciał otwierać portale, a sam ledwo mógł ustać na nogach.

  - To będzie zbędne. - Penhallow wydała niemy rozkaz Nocnym Łowcom, aby zabrali rannego i wycieńczonego księcia w bezpieczne miejsce.

***

Rosalie siedziała wpatrzona w kraty, uparcie ignorując swoich towarzyszy niedoli. Wciąż buzowały w niej emocje, a głowa od nadmiaru wrażeń, zaczęła nieprzyjemnie pulsować. Odetchnęła zatęchłym powietrzem i prychnęła głośno, analizując swoje myśli, które, choć tego nie chciała, zajmował pewien bożek. Chyba na serio zaczynała go lubić, z resztą sama  dokładnie nie wiedziała, bo nigdy do nikogo nic nie czuła i z nikim nie była. Jednak była jeszcze młoda i miała przecież czas, prawda?

Tymczasem Steve wpatrywał się to w Tonego, rozwalonego na niewygodnej pryczy, to na nadącaną Ro, a Natasha czuwała tylko z zamkniętymi oczami. Naprawdę nie wiedziała jak dała się w to wpakować. Gdyby nie Stark i Rogers wcale jej by tu nie było. Potem jej myśli spadły na Bruce'a i ich pocałunek. Och... Jak ona by chciała go powtórzyć.

 
Rozmyślania każdego z nich przerwał strażnik, który, jak gdyby nigdy nic, otworzył celę Loverance i wyciągnął ją za rękę. Rosalie sapnęła zdezorientowana i zdenerwowana spojrzała w kierunku Nocnego Łowcy.

- Co jest? - wyrwała rękę.

- Jak to co? - zapytał zdziwiony - Jesteście wolni. Konsul Penhallow wysłała płonący list z Asgardu.

Rosalie wzruszyła ramionami i szepnęła pod nosem ciche: "A nie mówiłam." Natasha pokręciła rozbawiona głową i wyszła z celi, wreszcie rozprostowywując nogi.

Kiedy wszyscy wyszli już z Cichego Miasta i zobaczyli chowające się za horyzontem słońce, Nocna Łowczyni, za którą Avengersi przybyli do Alicante, powiedziała:

- Chyba wystarczy przygód na dziś. Wracajcie do domu, nim wyczyszczą wam pamięć i mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy.

- A dlaczegóż to? - mruknął Iron Man - Może wyskoczymy jeszcze kiedyś na drinka?

- Tony... - warknął Kapitan Ameryka, chyba próbując być groźny, ale ostatecznie wypadł, jak dobry dziadek - Nie rozpijaj młodzieży, chyba pamiętasz, jak ostatnim razem się to skończyło.

Rosalie wywróciła oczami i spojrzała na Natashę błagającym wzrokiem.

- Myślę, że to dobry pomysł wrócić przed czyszczeniem. - Rudowłosa wepchnęła się pomiędzy Steve'a a Tonego - Z autopsji wiem, że takie mieszanie w mózgu dobre nie jest.

- Zdecydowanie. - wtrącił Sokole Oko, o którym istnieniu, wydawało się, że wszyscy zapomnieli.

Nawet Banner, który dzielił z nim celę, dopiero zauważył jego obecność. Co w sumie nie było takie dziwne, bo jego myśli zajmował, nie kto inny jak, Natasha.

- Żegnam! - Rosalie odmachała I ulotniła się jak najszybciej potrafiła.

Choć nigdy by się do tego nie przyznała, to będzie tęsknić za Mścicielami, ale teraz miała ważniejsze rzeczy do roboty. Dalej martwiła się o Lokiego, który pod pewnym względem jej zaimponował. Teraz przynajmniej mogła się pochwalić, że zna boga. A nawet dwóch!

Ro jak najszybciej potrafiła pobiegła w kierunku Sali Anioła. W tym szaleńczym biegu, potknęła się chyba z dwa razy i prawdopodobnie skręcił kostkę, która teraz bolała niemiłosiernie, ale to nie miało znaczenia. Ważniejszy był Asgard, ważniejszy był Loki. Pomimo, że znała kłamcę stosunkowo krótko, to zapałała do niego sympatią, jednak przeczucie, że jest niebezpieczny i jedyne co zwiastuje to kłopoty, nie dało się ignorować.

Przyczyna zmartwień Loverance siadziała przed portalem, gojąc własne rany. Choć nawet bogowi, nie łatwo przychodziło zabicie demona, to ten walczył zaciekle i bronił swojego ludu.

Po raz pierwszy w oczach Asgardczyków wyglądał, jak odpowiedzialna i waleczna osoba, jak król. Mimo to paru z nich wierzyło, że atak, tych dziwnych stworów, nastąpił z winy księcia Asgardu. W końcu oblężenie Złotej Krainy przez Lodowe Olbrzymy, były zasługą Lokiego, i pomimo, że został ułaskawiony, to w ich mniemaniu kłamca mógł to powtórzyć.

- Loki! - usłyszał - Nic ci nie jest?

- W porządku. - odparł, ukrywając swoje zdziwienie pod szyderczym śmiechem - Martwisz się o mnie?

- Nie drwij, kłamco. - zmierzyła go wzrokiem, szukając jakiś ran - Obiecałam pomoc.

Loki wzruszył ramionami i przechylił fiolkę z ciemnozieloną cieczą do ust, po czym skrzywił się przeokropnie, czując gorzki smak w ustach.

- Cholerstwo mnie dziabnęło. - wytłumaczył, krztusząc się lekarstwem.

- Masz szczęście, że to był tylko shax. - westchnęła, udając, że jej to nie obeszło.

Wbrew pozorom ugryzienie, chociażby shaxa, było bardzo niebezpieczne. Trucizna, którą zawierał jego jad, była silna na tyle, żeby zabić nawet boga.

- Słyszałam, że zamknęli cię razem z tymi walecznymi matołami z Midgardu. - zmienił temat, wpatrując się w oczy Ro, jak Narcyz we własne odbicie.

- Tak... - mlasnęła, zniesmaczona wspomnieniami zatęchłej i brudnej celi, której, mogłaby się założyć, nikt nigdy nie sprzątał. - Nie lubię więzień.

- Ja też nie przepadam. - zaśmiał się Loki.

- Zdaje się, że masz w tym zakresie większe doświadczenie, niż ja. - zauważyła uszczypliwie i pomachała znajomemu Nocnemu Łowcy, idące u znad przeciwka.

Laufeyson skrzywił się nieznacznie i natychmiast przybrał zimną maskę. Musiał przyznać, że zaczynał lubić Nocną Łowczynię, która nie patrzyła na niego przez pryzmat jego tytułu, czy dawnych złych uczynków. Dlatego poczuł żałosne ukucie zazdrości, kiedy Rosalie pomachała innemu mężczyźnie. Chciał, żeby to ona pomachała jemu. Chciał, żeby ona...

ClaveWhere stories live. Discover now