Rozdział 4

328 24 2
                                    

Jakoże byłam Nocną Łowczynią powinnam nie mieć kłopotów ze wstawaniem, bo przecież musiałam być zawsze gotowa do walki. Tak więc, gdy ledwo zwlokłam się z łóżka; zaczęłam się zastanawiać co ze mną nie tak. Założyłam wczorajsze ubrania i umyłam zęby i twarz; przedtem zbierając włosy w niechlujnego koka. Wyskoczyłam z pokoju i zaczęłam błądzić po korytarzach, wiedząc, że muszę zostać na tym konkretnym piętrze, by odnaleźć kuchnię lub chociażby salon. Wbrew pozorom nie byłam zdezorientowana i nie zastanawiałam się 10 minut nad tym gdzie jestem, jak to zazwyczaj bywa w filmach i książkach, jednak czułam się nieco skrępowana śpiąc w obcym miejscu, korzystając ze sprzętów, które do kogoś należą, szlajając się po czyimś domu i za chwilę pewnie wyjadając komuś roczne zapasy żywieniowe. Szłam płasko przy ścianie; nie dotykając jej jednak. W końcu ujrzałam kawałek salonu, do którego powoli weszłam nie ufnie spoglądając na otoczenie.

-Co tak wcześnie? - zapytała Natasha siedząca na sofie.

-Jest 7:50... - wzruszyłam ramionami.

-To, o której normalnie wstajesz? - spojrzałam na mnie badawczo z nad filiżanki.

-W dni robocze o 4.30, a w weekendy różnie... - usiadłam na fotelu obok.

-To znaczy? - Romanoff upiła łyk kawy.

-W dni robocze o 5.00 mam pierwszy terning, a w weekendy treningi są później. Trening trwa 3 godziny, potem śniadanie, polowanie na demony - ostatnio rzadziej, obiadokolacja, trening wieczorowy i spać. - rozwinęłam.

-A czas wolny? - zdziwiła się Natasha.

-Czasami są jakieś wydarzenia, czasami urywam się z treningów lub skaracam godziny snu. I tak lepiej niż na Akademii. Tam miałam zaplanowane 24 godziny na dobę. Do Akademii Nocnych Łowców poszłam gdy miałam 6 lat, skończyłam ją rok temu. Teraz mam okazję się naprawdę wykazać - jak mama, tata, wujkowie i ciocie. - rozmarzyłam się.

-Co takiego zrobili? - uniosła wzrok naprawdę ciekawa.

-Uratowali cały świat, dosłownie cały. Wiem, że chcesz wiedzieć więcej, ale Mroczna Wojna to temat na inną okazję. - wstałam z miejsca; wiedząc, że moja rozmówczyni czuje niedosyt - Swoją drogą, ludzie są naprawdę ślepi. Nie wiedzieli, że pod ich nosem toczy się walka i walczą za nich nawet najmniejsze dzieci. To, aż śmieszne, że w razie kryzysu przyziemni dorośli uciekają, a dzieci Nephilim idą na przód z bronią w ręku,... o ile mogą ją udźwignąć... Albo smutne. - odeszłam i wybrałam się na poszukiwanie kuchni.

Nieco rozluźniłam się i tym razem swobodnie szłam korytarzem. Po paru-nasto-minutowych poszukiwaniach kuchni spasowałam wpadając na Steve'a Rogersa.

-Wybacz. - przeprosił odsuwając się.

-Wybaczę jak mnie ktoś nakarmi... - minęłam Kapitana Amerykę.

-Zaczekaj! Zaprowadzę cię do kuchni! - zawołał za mną.

Steve Rogers tkwił w lodzie paredziesiąt lat, ale - ku mojej uciesze zrozumiał przekaz i nie wziął go dosłownie. Zaczekałam, aż mnie wyprzedzi; po czym ruszyłam za nim. Gdy dotarliśmy do kuchni Rogers był na tyle miły i zrobił mi śniadanie; przy okazji wypytując mnie o Clave, Nephilim , i całej reszcie. Nie wiedziałam na ile z tych pytań mogłam faktycznie odpowiedzieć, ale wolałam nie kręcić nosem, tylko odpowiadać budując zaufanie Avengers. Najedzona zostałam przyprowadzona do salonu, gdzie czekała na mnie kolejna część przesłuchania. Wypytywali o dosłownie wszystko, o jedno szczególnie: "Jak wyglądają treningi i polowania Nocnych Łowców?" i "O co chodzi z Mroczną Wojną?". Zgodziłam się przeprowadzić im mały trening Nocnych Łowców, a wieczorem przy gorącej czekoladzie z piankami i bitą śmietaną opowiedzieć całą historię Nephilim, łącznie ze wszystkimi wątkami pobocznymi.

ClaveWhere stories live. Discover now