Rozdział 10

172 16 6
                                    

Przechadzaliśmy się ulicami Alicante. Każdy z domów był szklany i miał czerwony dach, razem z adamasowymi Demonicznymi Wieżami, okalającymi ją równinnymi lasami i górami - tworzyły majestatyczny krajobraz.

- Co jest za lasem? - zapytał Steve.

- Jezioro Lynn. - odpowiedział mu Clay - Jeden z Darów Anioła.

- To Lustro. - wtrąciłam.

Szłam z tyłu wycieczki i jako jedyna nie brałam udziału w rozmowach

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Szłam z tyłu wycieczki i jako jedyna nie brałam udziału w rozmowach. Męczył mnie Asgard. Czy pomoc napewno dotarła? Czy demony zostały pokonane?

Jak na razie nie miałam żadnych informacji o Lokim i Asgardzie, a oceniające oczy, każdego jednego, Nocnego Łowcy nie pomagały w poprawie samopoczucia.

- Co ty taka cicha? - zapytał J - Zwykle nie przestajesz gadać i przewodzisz grupą.

- Martwię się, Jamie. - odpowiedziałam - Po prostu się martwię.

- Nie potrzebnie. - spróbował mnie pocieszyć - Jeśli chodzi o Asgard, to Kosul wysłała, przecież armię. Nic im nie będzie.

- Nie chodzi o to. - burknęłam - Zostawiłam tam kogoś i obiecałam, że wrócę.

- Kogoś przystojnego, uroczego i... - szturchnęłam J, tak mocno, że poleciał na ścianę budynku.

- Nie. - umknęłam, rumieniąc się.

No, bo przecież, ja i Loki - jak głupio to brzmi. Ja miałam z siedemnaście lat, a on z tysiąc. Miał mnie pewnie za głupią gówniarę, która jedyne co potrafiła robić to zabijać demony. Tak samo Steve. On miał ze sto na karku. To by się nie udało. Tym bardziej, że nie miałam doświadczenia w związkach. Nigdy w żadnym nie byłam. Cholera, nawet nie przeżyłam pierwszego pocałunku! To by się nie udało.

- A w życiu. - prychnęłam.

- Co? - zapytał Kapitan, a ja zdałam sobie sprawę, że powiedzałam to na głos.

- Nic, nic. - spaliłam cegłę z zażenowania i jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku - J wasi rodzice wyjeżdzają, tak?

- Tak. - pojawił się obok mnie - A co?

- Muszę się napić. - skręciłam do sklepu.

- Przecież ty nie pijesz... - napomknął J.

Jak się spodziewałam reszta wycieczki podążyła za mną, a Stark od razu popędził do alkoholi. Wzruszyłam ramionami i poszłam za nim. Wydamy fortunę na ten alkohol.

***

Po wycieczce, usiedliśmy w salonie. Natasha gadała ze Stevem, a Stark poszedł po szklanki. Byłam szczerze zdziwiona, że zrobił to sam. Siedziałam obok J, który odgradzał mnie od Claya. Wszystko zaplanowałam strategicznie.

Kiedy sięgnę po alkohol, siedząc obok J, uniknę karcącego wzroku Claya i jego przemowy na temat alkoholu, planowałam.

- To co? - Tony stuknął szklankami - Kto pije ze mną?

- Polewaj. - pogoniłam miliardera.

- Zuch dziewczyna. - pochwalił i nalał wiskey do dwóch szklanek.

- Tony. - warknął ostrzegawczo Rogers, kiedy odbierałam od niego alkohol.

Pociągnęłam pierwszy łyk, mojego pierwszego w życiu alkoholu. Wzdrygnęłam się delikatnie, kiedy palący napój, przepłynął po moim przełyku. Odkaszlnęłam lekko, czując łzy w oczach. Wiskey było naprawdę mocne, ale mimo to wzięłam kolejnego łyka i kolejnego, uparcie ignorując otoczenie.

Cztery butelki później, wszyscy, z wyjątkiem Steve'a, który był odporny na procenty, byli tak pijani, że zgodzili się na grę z butelkę. Nie byłam pewna, kto to wymyślił, ale nigdy nie grałam w tą grę.

- Masz wyjść na zewnątrz i krzyknąć... - zastanawiał się pijany Stark, kiedy J wybrał wyzwanie - No właśnie co ma krzyknąć?

- Niech po prostu krzyknie! - wtrąciła Natasha.

- Krzycz! - zawołał za J'em Clay.

Poszliśmy za blondynem i przez okna obserwowaliśmy, jak Jamie dostaje ochrzan od zaspanych Łowców.

Wróciliśmy na kanapę, śmiejąc się. Sięgnęłam po kolejną wiskey.

- Tobie już wystarczy. - stwierdził Steve, zabierając mi szklankę.

- No weź! - stanęłam przed nim i próbowałam zabrać mu szklankę.

Skończyło się na tym, że padłam obok Steve'a na kanapę. Obrażona spojrzałam na rozbawione towarzystwo.

- Steve, a może się dołączysz? - zapytał Clay.

- Jestem na to za stary... - westchnął głośno i wyszedł z salonu.

Wzruszyłam ramionami i upiłam sporego łyka wprost z butelki, stojącej na ziemi.

***

Obudziłam się koło południa w swojej sypialni, gdy tylko światło zaczynało palić moje oczy. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, zupełnie tak jakby przebiegło po niej stado słoni.

- Więc to jest kac... - mruknęłam do siebie.

Otworzyłam powoli oczy i usiadłam, rozglądając się za telefonem. Nie znalazłam go ani na łóżku ani pod nim. Nie było go nawet na szafce nocnej. Była tam za to szklanka soku pomarańczowego i buleka wody. Podziękowałam w głowie mojemu wybawcy, bo w gardle miałam istną pustynię. Jednym chaustem wypiłam sok i wodę, tak szybko, że myślałam, że się utopię.

Wyszłam z pokoju i udałam się na poszukiwania telefonu. Przy okazji chciałam, wiedzieć jak mają się inni.

Jedego byłam pewna - więcej nie piję.

ClaveWhere stories live. Discover now