6. Nowhere to go

231 18 0
                                    

Gdy Alice otworzyła oczy, jej mąż jeszcze spał. Nie zaskoczyło jej to - była dopiero piąta rano. Ona jednak nie spała. Tej nocy po prostu nie mogła. Ilekroć odpływała w krainę snów, wybudzał ją obraz wydarzeń z dnia wczorajszego. Nie to, że jej się nie podobało... Po prostu czuła się jakoś dziwnie. Jak źle ułożone puzzle. Czuła, że coś powinno być inaczej... Był to jakiś cichy, męczący ją głosik w głowie... Coś jest nie tak... Coś nie pasuje...

Wstała z łóżka po cichu, aby nie budzić Hala. Zeszła po schodach, weszła do łazienki i zamknęła drzwi na klucz. Potrzebowała chwili samotności. Spojrzała na siebie w lustrze i to ciche uczucie zmieniło się w coś mocniejszego. Odwróciła wzrok. Czuła się skażona... zepsuta... upokorzona...

Dlaczego? Nie wiedziała.

Wczoraj przy Halu czuła się jakaś zawstydzona, naga mentalnie. Teraz to uczucie ogarnęło ją ze zdwojoną siłą. 

Oddech jej zadrżał i w oczach zebrały się łzy. Przyklękła na posadzce. Miała wrażenie, że to wszystko ją przytłacza... Że jest tego za dużo... Że nie da już rady...

Zaczęła drżeć i łzy swobodnie spłynęły jej po policzkach. Zwinęła się w kłębek na łazienkowym dywaniku. Chciała po prostu stąd uciec... Być gdzieś indziej... Bez Hala... Bez tego wszystkiego...

Po chwili płaczu, ogarnęły ją mdłości. Nachyliła się nad sedesem i zaczęła szlochać jeszcze bardziej, czując, że brakuje jej tchu. Zacisnęła dłonie w pięści, a paznokcie przebiły jej naskórek. Czuła ciepło od zewnątrz, a w środku nieznośny chłód, który nie chciał ustąpić. Zacisnęła powieki. Było jej tak źle... Tak cholernie źle... Wstrząsnęły nią gwałtowne torsje i zwymiotowała. Gdy nabrała trochę sił, podniosła się, wypłukała usta wodą i otarła wargi papierem toaletowym. Jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Tak bardzo... Tak bardzo chciała uciec... Ale pojęła, że nie ma gdzie.

Wyszła chwiejnym krokiem z łazienki i położyła się na kanapie w salonie. Oparła głowę o poduszkę i zmógł ją sen, tym razem nie przerwany. 

***

Gdy się obudziła, czuła się już znacznie lepiej. Zobaczyła karteczkę na stoliczku obok kanapy. Wzięła ją do ręki i przeczytała.


Droga Alice!

Pojechałem na grilla do Toma Kellera, tak, jak ci mówiłem wczoraj. Wrócę koło piątej. Zrób kolację. 

Twój Hal


Kobieta westchnęła i spojrzała na zegarek. Była dziesiąta. Zeszła z kanapy i poszła do sypialni się ubrać. Potem pomalowała oczy, usta i zatuszowała zmarszczki - głupio było jej przy Halu bez makijażu. 

Łóżko, w którym spali, było oczywiście niepościelone, więc od razu się tym zajęła. Złożyła także starannie ubrania Hala, które zostawił rzucone na dywanie. 

Zeszła z powrotem na dół, zjadła skromne śniadanie, nałożyła płaszcz i kozaki, a następnie wyszła z domu. 

Z racji chwili samotności postanowiła zobaczyć Festiwal Wiosenny organizowany co roku przed budynkiem ratusza. Jeździła tam zawsze z Betty, ale skoro ona była obecnie u dziadków, Alice postanowiła udać się tam sama.

Wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę ratusza.

The fire in my soul // FaliceWhere stories live. Discover now