Patrzę na panoramę Londynu z mojego mieszkania w szklanym wieżowcu, do którego powoli się przyzwyczajałam. Coraz bardziej zdecydowanie nazywałam to przestronne studio swoim domem i coraz łatwiej było mi uwierzyć w to, że kiedyś ono też zapełni się wspomnieniami. Jak na przykład śmiech mojego chrzestnego syna i niezadowolone spojrzenia jego matki.
– Jesteś pewna, że chcesz sprzedać nam swój dom? – pyta Zazzie, a ja przytakuję lekko. – Czy Ty upadłaś na głowę idiotko?! Za tyle pieniędzy, ile jest zaproponowane w tej umowie, nie kupimy nawet dwóch pokoi na przedmieściach.
– Nie potrzebuję pieniędzy, przecież wiecie o tym – mówię i biorę ich syna na ręce. – A ten śliczny kawaler zasługuje na huśtawkę w ogrodzie i swój pokój.
– Addie i tak wydajesz fortunę na jego zabawki i...
– To mój chrześniak Rick. Nie mów mi, na co mogę wydawać pieniądze mojego ojca. I chcę, żeby dom został w rodzinie, sama decyzja, by go sprzedać nie jest dla mnie łatwa, a tak wiem, że będziecie w nim szczęśliwi.
– Umówmy się, że zapłacimy Ci tyle, ile proponujesz, a resztę rzeczywistej wartości będziemy Ci spłacać jak kredyt hipoteczny – proponuje mój przyjaciel, a ja przewracam oczami.
– Niech wam będzie – mruczę w końcu, kołysząc najładniejsze dziecko na świecie, zanim Pola w końcu urodzi drugie. – Dziękuję.
– To chyba my powinniśmy dziękować Tobie – odpowiada niezadowolona Zazzie. – A może powiesz nam lepiej, co z Tobą i Benedictem?
– Nic.
– Nic? – pyta Ricky i zabiera ode mnie Dominica. – Więc tylko przespaliście się miesiąc temu i nic?
– Chciałabym mu zaufać, ale boję się, że znów przegram. Z jego karierą, z jego rodziną, z jego charakterem. Chciałabym być, chociaż w pierwszej trójce jego priorytetów.
– Ada, powiem Ci to, co kiedyś Twojej siostrze! Nie możesz żyć tym, co by było gdyby... musisz żyć tym, co jest naprawdę.
– Sama mi to mówiłaś, jak bałem się być z Zazzie i zobacz – mówi mój przyjaciel, podnosząc mi swojego syna przed twarz. – Zobacz! To dzięki Tobie.
– Daj mi go kretynie – sarkam z uśmiechem i znów zaczynam nosić go po mieszkaniu. – Potrzebuję jeszcze trochę czasu, muszę sobie wszystko poukładać w głowie. Mam ostatnio znów straszne fazy, przeskakuję od nastroju do nastroju i nie wiem co robić.
– To u Ciebie nic nowego – mruczy pod nosem mój przyjaciel. – Wiesz, że nigdy nie byłem jego wielkim fanem, ale on się stara. Pomógł Ci, kiedy uważałaś, że my nie możemy, mogłaś na niego liczyć, przeprosił Cię, stara się to naprawić. I nie możesz pozostać na to obojętna.
– Staram się tylko być racjonalna.
– Miłość nie jest racjonalna – wtrąca Zazzie, a Derrick jej przytakuje i podchodzi do barku.
– Whisky? – pyta, a ja kręcę głową.
– Nie chcę, po tym ile wypiłam wtedy z Benedictem, nie mogę na nią patrzeć. Jednak Ty się nie krępuj.
– Nie mam zamiaru – odpowiada Rick i napełnia sobie szklankę, a ja patrzę na moją przyjaciółkę.
– To planujecie ślub? – pytam.
– Tak, jak tylko wrócę do swojej wagi i będę mogła patrzeć na siebie w lustrze – mówi Zazzie, a ja w spojrzeniu jakie posyła jej Derric, widzę, że dla niego jest idealna. – A co, chcesz mi opchnąć razem z domem swoją sukienkę?
YOU ARE READING
you can't always get what you want • B.C
FanfictionGłównymi składnikami codzienności Adrianny są: jazzowe covery, słodkie wypieki, zacisze jej poddasza, zapach starych książek, londyńskie korki i śmiech jej siostry. I pewnie dla większości ludzi ta dziwna mieszanka byłaby idealnym przepisem na życi...
