Trzy lata później.
Czuję, jak wbiega do pokoju, nawet nie stara się być cicho, a po chwili wspina mi się do łóżka. Wiem, że mam jeszcze pół godziny do budzika i przysięgam samej sobie, że nie uduszę jej poduszką. Dzielnie udaję, że jeszcze śpię, licząc, że położy się koło mnie i po prostu zaśnie, ale zamiast tego szarpie mnie za rękę.
– Wstawaj! Wstawaj! Bo się spóźnimy! – krzyczy zdecydowanie za głośno.
– Skąd wiesz, że się spóźnimy? – pytam, zakrywając twarz kołdrą. – Nie znasz się na zegarku, a ja się znam i mówię, że możesz jeszcze spać Małpko.
– Ale ja się wyspałam.
– A ja? Ja nie mogę się wyspać?
– Nie – opowiada władczo i zaczyna skakać po materacu. Kocham ją całym sercem, ale wcale nie umniejsza to temu, jak miałam ochotę czasami rozerwać ją na strzępy. – Alice! Natychmiast do wracaj do siebie i jak przyjdę, masz być już ubrana. Ja idę pod prysznic.
Jakiekolwiek działania w domu, kiedy jest w nim dziecko, wiążą się z ciągłym napięciem, gdy jestem z nią sama, nie mogę w spokoju nawet umyć zębów, nie zastanawiając się, czy przypadkiem nie odkryła jeszcze wzbogaconego uranu gdzieś w piwnicy.
W końcu wciskam siebie w spodnie, a ją w rajstopy i próbuje uczesać jej kasztanowe włosy, które plączą się gorzej od moich, aż po śniadaniu możemy wyjść z domu. Jak co rano przechodzimy przez Barnard Park, gdzie odbywamy kłótnie o pójście na plac zabaw, a później z wielkim uśmiechem pełnym ulgi mogę oddać ją jednej z opiekunek w żłobku. Wolna biorę pierwszy nienerwowy wdech dzisiejszego dnia i ruszam dalej spacerem w stronę Angel, by po kilkunastu minutach wejść do naszej cukierni.
Moja siostra właśnie kończy wstawiać sernik krakowski do jednej z lad i uśmiecha się do mnie lekko.
– Jesteś wcześniej. Znów nie dała Ci spać, jak wyszłam rano? – pyta Pola, a ja przechodzę za ladę, witając się z Maral, jedną z naszych pracownic.
– Dała mi spać prawie do siódmej, więc uznaje to za całkiem spory sukces. A jak tam tutaj od rana? Proszę, powiedz mi, że spokojnie i zdążę wypić sześć kaw, zanim znajdziesz mi zajęcie.
– W porządku, jedną kawę zdążysz na pewno. Nawet sama Ci ją zrobię, więc znaj moje dobre polskie serce. A w piekarniku siedzą muffiny na to popołudniowe zamówienie. Czekają na Twój dotyk, by wyglądać jak z Pinteresta.
– Te na baby shower? – upewniam się, a ona przytakuję mi lekko, uśmiecham i zakładam nasz granatowy firmowy fartuszek, wykończony szeroką wstawką z łowickim wzorem.
Codziennie na nowo próbuję uspokajać moje myśli i skupić się na spokoju. Stabilizacja i rutyna to według mojego psychologa najszybciej miało opanowywać moje potoki myśli, jednak takie rady w większości są dobre tylko na papierze.
Ja nawet kończąc dekorować setną babeczkę, nie przestawałam, gdzieś podświadomie tęsknić za czymś, czego nigdy nie miałam i nigdy nie było. Jednak małe tęsknoty nie są szkodliwe, są tym, co nas ustanawia. Kiedyś ustanawiały mnie wieczory na scenie, a dziś jest to trzydziesta zaparzona kawa i głupie miny Poli, gdy spogląda tęsknie na kolejnych klientów przechodzących przez drzwi.
– Szefowo! Ktoś do Ciebie – woła Maral, a ja wkładam ostatnią wykałaczkę z papierowym wózeczkiem w różowy krem i wycieram palce w ścierkę. – Nie wiem, skąd go wzięłaś Addie, ale ja poproszę razy dwa, jak jest taka możliwość. Pali papierosy przed wejściem.
Przewracam oczami na jej niestosowną uwagę i wychodzę na salę, gdzie niemal od razu zauważam właściciela okropnej żółtej puchowej kurtki i jego gęste kręcone czarne włosy. Zdecydowanie zaczynały już one wołać o spotkanie z fryzjerem, a kilkudniowy zarost dodawał mojemu staremu przyjacielowi paru dodatkowych lat. Mimo tego wszystkiego przez moją twarz przebiega uśmiech i wybieram na ciepłe jesienne powietrze i rzucam się chłopakowi na szyję.
BINABASA MO ANG
you can't always get what you want • B.C
FanfictionGłównymi składnikami codzienności Adrianny są: jazzowe covery, słodkie wypieki, zacisze jej poddasza, zapach starych książek, londyńskie korki i śmiech jej siostry. I pewnie dla większości ludzi ta dziwna mieszanka byłaby idealnym przepisem na życi...
