Po naszym ostatnim przypadkowym pocałunku urywam kontakt z Benedictem. Staram się pozostać niema na wszystkie karteczki i nawet nie odpisywać na smsy.
Na samą myśl o jego ustach rozsmakowujących się w moich, coraz głębiej, coraz mocniej tracę kontrolę nad swoimi myślami. Nie dlatego, że gdzieś w głowie miałam wtedy myśl, by wziąć jego dłoń i zaprowadzić go prosto do mojej sypialni. Przerażało mnie to, jak przypadek przemienił się w naturalność, jakbyśmy nigdy nie przestali się całować. I wiedziałam doskonale, że jeśli Benedict czuł to samo, to nasze usta nie poprzestaną na tym jednym spotkaniu.
– Addie, kolejny – mówi Natalka, podając mi karteczkę, a ja chowam ją bez czytania do kieszeni fartuszka i podsuwam w jej stronę udekorowaną owocami bezę.
– Weź ją do lodówki, a ja idę wypić kawę i zaraz Cię zmienię. Ok? – przytakuje mi z uśmiechem, a ja łapię mój kubek z logiem jednego z popularnych kilka lat temu musicali i wychodzę przez zaplecze na tył naszej kamienicy. Siadam w cieniu na schodach, którymi wchodzą tylko dostawcy i czytam kolejny liścik.
Jeśli nie wysiadłabyś wtedy z samochodu, ja bym tego nie przerwał. Ja w przeciwieństwie do Ciebie nie poddaję się tak łatwo.
– Czego się boisz, że zawsze uciekasz? – pyta Benedict, siadając obok mnie na schodach. Ma na sobie niebieski sweter i czarne spodnie, które na pewno nie będą wyglądały tak świetnie po spotkaniu z mąką rozsypaną w wejściu na zaplecze.
– To nie strach. To zdrowy rozsądek.
– Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?
– O czym? – pytam, grając głupią.
– O Tobie, o mnie, o nas.
– Nie ma żadnych nas. Przestań za mną chodzić – mówię, wstając gwałtownie.
– Mówiłem prawdę, chcę Cię poznać Addie.
– Czemu? Masz mało rozrywek w swoim fascynującym życiu gwiazdora?
– Chciałbym się dowiedzieć, czemu jesteś taka uparcie bezczelna w tym, że robię to dla rozrywki. Zamiast jeden raz mnie posłuchać – odpowiada, sięgając po moją kawę, a ja wzdycham głośno.
– Dobrze. Więc chodźmy na drinka. Jak normalni dorośli ludzie – mówię, biorąc głęboki wdech i patrząc na niego z góry.
– Kiedy?
– Cholera. Alice. Muszę się zajmować Alice jeszcze przez kilka dni, zanim Pola nie wróci do kraju.
– Więc przyjadę wieczorem do Ciebie. I tak musisz mi oddać sweter – mówi, a przez jego twarz przebiega bezczelny uśmiech, a ja przytakuję lekko i zabieram mu moją kawę.
– Pamiętaj, co mi obiecałeś Łajdaku, żadnych sztuczek, żadnych więcej gierek.
– Nie wydaje mi się, bym zasłużył w Twoich ustach na miano Łajdaka – odpowiada, wstając i podchodzi do mnie, staje naprzeciwko mnie, na tyle blisko, że nasz pojedynek na spojrzenia robi się niebezpiecznie jednoznaczny. – Jeszcze tak właściwie nic Ci nie zrobiłem.
– Jeszcze.
– Nie bój się. Nie zrobię Ci nic, o co sama mnie nie poprosisz. – Całuje mnie w czoło, gdy ja śmieję się cicho, zanim odejdzie w stronę swojego okropnego pomarańczowego MG.
Całe popołudnie skupiam się na pracy, której jest tyle, że nie jest to nawet żadnym wielkim wyzwaniem. Dopiero gdy wychodzę i wracam z Alice do domu, uświadamiam sobie, że nie wiem, czy wieczór w jego mniemaniu to osiemnasta, czy dwudziesta trzecia.
YOU ARE READING
you can't always get what you want • B.C
FanfictionGłównymi składnikami codzienności Adrianny są: jazzowe covery, słodkie wypieki, zacisze jej poddasza, zapach starych książek, londyńskie korki i śmiech jej siostry. I pewnie dla większości ludzi ta dziwna mieszanka byłaby idealnym przepisem na życi...
