5. One of a Kind.

882 93 41
                                        

Nalewam sobie whisky i wrzucam w nią kilka zmrożonych kamyków, patrząc, jak Pola zamienia naszą kuchnie w chlew. Uwielbiałam jeść to co gotowała, a z drugiej strony bałagan, jaki wokół siebie robiła, był porównywalny z polem walk w Normandii w '44.

– Dobrze, że mam jutro wolne. Będę miała cały dzień na posprzątanie po Tobie – mówię, a ona posyła mi mordercze spojrzenie i poprawia upięcie swoich ciemnych włosów.

– Sama tego chciałaś droga siostro i wiedziałaś, jak to się skończy, nie znasz mnie od wczoraj.

– Ja nie wiem, jak on wytrzymuje z Twoim nieogarnięciem. – Śmieję się z niej lekko, gdy miesza risotto.

– Kiedy to się stało, że nagle Ty jesteś tą bardziej ogarniętą? – pyta, gdy podaję jej talerze i znoszę jej kieliszek z winem na stół. – W sumie to cholernie miła odmiana.

– Dla Ciebie na pewno. Lepiej opowiedz, jak wam minął weekend? – zmieniam temat, jak siada obok mnie i wręcza mi talerz.

– Bardzo miło. Poznałam jego mamę, nigdy nie byłam Dorset i następnym razem zabiorę ze sobą Alice. Niesamowicie tam jest, jak dopisze pogoda. I to jest niesamowite, jak ciepli są ludzie w jego rodzinie. Po prostu akceptują mnie taką, jaką jestem.

– Bo jesteś chodzącym ideałem na synową. Miła, ładna, ogarnięta i do tego z dzieckiem wyglądającym jak aniołek.

– I zostańmy przy tym wyglądającym, bo nic więcej dobrego nie można o niej powiedzieć. – Parskamy śmiechem i zaczynamy jeść, gdy ona opowiada mi o paparazzie chodzącymi za nimi non stop, odkąd raz wyszli razem na kolacje po jakimś jego wywiadzie.

Dla niej stanie w świetle reflektorów to coś zupełnie nowego. Cieszy ją myśl, że może włożyć ładną sukienkę i szpilki a następnego dnia ktoś napisze, że wyglądali oszałamiająco.

Mnie od dziecka ojciec wypychał do pierwszego rzędu, byleby ktoś więcej mnie docenił.

– Słuchasz mnie w ogóle Ada? – pyta ostro i bierze łyk wina.

– Tak, wyjeżdża kręcić film do Australii w przyszłym miesiącu. Zakładam, że będziesz chciała go tam odwiedzić?

– Tak. Chociaż na weekend. To osiemdziesiąt dni i oczywiście, będę na niego czekać, bo czekałam całe życie na kogoś takiego, ale na samą myśl chce mi się płakać.

– Dasz sobie radę. Ja będę przy Tobie, a on patrzy na Ciebie jak szczeniak, któremu ktoś obiecał ciasteczko, więc nie masz się o co martwić.

– Tak myślisz?

– Jestem tego pewna, ale raczej chujowy ze mnie ekspert, jeśli chodzi o związki.

– Wiem, ale ja desperacko potrzebuje zapewnień, że mnie nie zostawi dla jakiejś koleżanki z planu.

– Nie potrzebujesz tych zapewnień ode mnie – mówię, wstając, by schować naczynia do zmywarki, a ona dolewa nam alkoholu i ciągnie przed telewizor gdzie puszcza jakiś kolejny serial, którego nie zapamiętam.

– A jak w ogóle ten tort w sobotę?

– Który? – pytam odruchowo i wtedy sobie uświadamiam dokładnie, o które zamówienie pyta.

– Ten na drugie urodziny, z bucikami. Było ok? Bo Tom mówił, że Benedict potrafi być strasznym chamem – mówi Pola, a ja prycham cicho, na co spogląda na mnie pytająco. Kto jak kto, ale ja naprawdę doskonale wiem, jaki potrafi być.

– Pytał o Ciebie, ale poza tym był w porządku, chwilę pogadaliśmy i pojechał.

– O czym niby gadaliście? Ty nawet nie wiesz kto to, prawda?

you can't always get what you want • B.COnde histórias criam vida. Descubra agora