Rosie?

2.9K 169 129
                                    

Scorpius niezbyt wiedział jak ma się przygotować na wizytę w domu swojej dziewczyny. Jego ojciec, który w dalszym ciągu był zły na syna, wyraził zdecydowany sprzeciw, ale jego żona postanowiła, iż chłopak pójdzie na ten obiad. Strach przed ojcem Rose wzrastał każdego dnia, a gdy nadszedł ten wyczekiwany, Scorpius zrobił się nienaturalnie blady i czuł olbrzymi ucisk w okolicach żołądka. Miał ochotę napisać, że jest chory i nie pójść, ale wiedział, że jeśli to zrobi to zawiedzie dziewczynę.

Właśnie to sprawiło, że pojawił się o czternastej pod domem Weasleyów, ściskając w dłoni bukiet dla pani domu. Otworzył mu Hugo, co było swojego rodzaju ulgą, chociaż chłopak wyglądał na rozbawionego tą sytuację.

- Ojciec już sięgnął po jednego głębszego- zdradził mu.- Będzie ciekawie, ale nie powinno się nic stać.

Scorpius miał nadzieję, że chłopak się nie myli. Czując jak niewidzialna dłoń zaciska się mu na szyi, wszedł w głąb domu i przywitał się z Rose, panią domu, a na koniec z Ronaldem Weasleyem. Auror ścisnął mu naprawdę mocno dłoń, ale chłopak nie ustąpił, chociaż czuł jak kości przeskakują w jego ręce. Chciał pokazać, że jest silny i może się zaopiekować jego córką.

- Ron, chodź tu na chwilę!- zawołała Hermiona z kuchni. Mężczyzna posłał ostatnie groźne spojrzenie gościowi i odszedł.

- Spokojnie, mama obiecała mi, że będzie miała tatę na oku- wyszeptała mu Rose. Chłopak się za nią stęsknił przez tych kilka dni. W Hogwarcie ciągle miał ją na wyciągnięcie ręki, ale teraz czuł pustkę, gdy siedział w domu czekając na list. Z powodu ojców, uznali, że nie ma sensu zbytnio naciągać ich wytrzymałości i przyzwyczajać ich do tej sytuacji małymi kroczkami.- Cieszę się, że przyszedłeś- na jego twarzy, pierwszy raz tego dnia pojawił się uśmiech.

- Dla ciebie wszystko Rosie.

Dziewczyna się zarumieniła, widząc jednak wchodzących do salonu rodziców, spróbowała przywołać się do porządku. Całą piątką zasiedli do stołu. Rose dopilnowałaby usiąść między Scorpiusem, a swoim ojcem. Chłopak czuł się znacznie lepiej koło Hermiony, która odnosiła się do niego przyjaźnie. Jej mąż natomiast wyglądał jakby ktoś mu splunął w twarz. Jego twarz była zaczerwieniona, a dłonie nienaturalnie mocno zaciśnięte na sztućcach. Tylko groźne spojrzenia żony powstrzymywały go przed urządzeniem przysłuchania. Ułatwiało to nieco Scorpiusowi funkcjonowanie. Co prawda przełknięcie najmniejszego kęsu, kosztowało go sporo wysiłku, ale przynajmniej był w sanie jeść.

- Scorpiusie, co planujesz robić po Hogwarcie?- pytanie Hermiony było na tyle oczywiste, że chłopak wręcz na nie czekał.

- Pragnę zostać magomedykiem. Wiem, że będę musiał się zająć sprawami rodzinnymi, prowadzeniem majątku, który odziedziczę, ale uważam, że sobie z tym poradzę.

- Czy aby na pewno?- chłopak spojrzał na pana domu. Na co dzień nie miał problemu z zachowaniem spokoju, ale tym razem było to zdecydowanie trudniejsze.- To wymagający kierunek trzeba być naprawdę dobrym żeby nikogo nie zranić

- Sądzę, że nie będę miał z tym problemu. Poza zaklęciami, dorównuje pańskiej córce w ocenach, z eliksirów radzę sobie nawet odrobinę lepiej, chociaż kosztuje mnie to sporo wysiłku. Jestem pracowity i nie obawiam się zarwać nawet kilku nocy by osiągnąć sukces. Przyznaję się, że czasami mi się nie chce, ale ambicja nie pozwala mi się poddać i dlatego nie ustępuje, gdy mi na czymś zależy- Ron zrozumiał drugi sens wypowiedzi chłopaka i przyjrzał się mu marszcząc brwi.- Nie chcę być znany tylko z powodu nazwiska, pragnę się wybić ponad ten schemat, sprawić żeby inni nie przypisywali mi zła, które wyrządzili moi przodkowie. Mam nadzieję, że pomaganie innym i w tym pomoże, bo czuję, że to jest właściwy dla mnie zawód.

- Ładnie z twojej strony- zapewniła go Hermiona.- Pomaganie ludziom to cudowna praca, ale przynosi radość tylko, gdy się tego naprawdę chce, a widzę, że tak jest w twoim przypadku. Rodzice są pewnie z ciebie dumni.

- Matka mnie zawsze wspierała. Ojciec chciałbym się zajął polityką, ale to nie dla mnie. Chyba już to zrozumiał, bo przestał mnie nakłaniać do zmiany decyzji.

- Dzieci zawsze ostatecznie zrobią to, czego chcą. Najlepszym dowodem na to jest nasza, Rose. Uparła się, że zostanie aurorem, ewentualnie zawodowym graczem jak jej ciotka. Moje zdanie, by wybrała sobie jakiś spokojny i bezpieczny zawód, poszło w niepamięć.

- Mamo ja chcę tylko być taka jak ty, dzielna i nieugięta- kobieta się lekko zarumieniła.- To, co pora na deser?

- O tak! Tylko na to tu czekam- zażartował Hugo, którego entuzjazm i dobry humor udzielił się pozostałym, chociaż na tych parę chwil.

Panie zebrały naczynia i poszły na chwile do kuchni by wszystko przygotować. Może mieszkali tam tylko czarodzieje, ale Hermiona pilnowałaby jej dzieci potrafiły sobie radzić bez magii, dlatego posiadali między innymi pralkę.

Chwila nieobecności żony, sprawiła, że Ron, uważnie obserwowany przez syna, ponownie się odezwał.

- Czyli zależy ci na mojej córce?- chłopak spojrzał na aurora, który przypominał mu nieco dzikie zwierze, gotowe do skoku by zadać śmiertelny cios.

- Może być pan pewien, że gdyby było inaczej to bym tutaj nie przyszedł. Rosie to najbardziej wybuchowa dziewczyna, jaką znam, jest jedną wielką niewiadomą, ale przy tym bardzo empatyczna i kochająca osoba. Dodawszy do tego jej inteligencję, upór i urodę, tworzy się coś niemal idealnego.

- Rosie?!- wyglądało na to, że tylko tyle Ron zrozumiał z jego wypowiedzi.- Czemu nie Rose? Tak brzmi jej imię, a nie jakieś tam Rosie! Czyżbyś nawet nie znał jej imienia?

- Oj tato! On tak do niej mówił dużo wcześniej niż zaczęli się spotykać. Scorpius chciał ci tylko, że mu naprawdę na niej zależy.

- Doprawdy?- chłopak potaknął.- Słowa nic nie znaczą, nie dam się im omamić.

- Wiem proszę pana i liczę, że zdołam udowodnić jak wiele dla mnie znaczy pańska córka. Jeśli ją skrzywdzę to liczę, że opowieści o pańskich umiejętnościach nie są przesadzone.

Ron zdziwił się słysząc to. Do końca odwiedzin obserwował młodego, Malfoya. Doszukiwał się oznak, które zaprzeczyłyby słowom chłopaka, ale nic takiego nie odnalazł.

- Pamiętaj Ron, że tu chodzi o jej szczęście- upomniała go żona, gdy dziewczyna poszła odprowadzić ich gościa do drzwi.

- Tak wiem, ale to nie jest łatwe.

Mężczyzna po chwili poszedł do salonu i przyjrzał się swoim dzieciom. Jego inteligentne maluchy, których pojawienie się przyniosło mu tyle radości. Wiedział, że właśnie zaczął się najgorszy okres w jego życiu.

- A wy już idziecie spać?- zapytał, gdy po kilku godzinach obje zaczęli się zbierać.

- Jutro przecież urządzamy mecz międzypokoleniowy- przypomniał mu Hugo.- Musimy mieć siły by z wami wygrać.

- Marne szanse młode. Nie macie, co marzyć o zwycięstwie, bo ja, Harry i Ginny wam nie odpuścimy.

- Ale to my trenowaliśmy przez ostatnie dziesięć miesięcy- przypomniała mu Rose.

- Jeszcze zmienisz zdanie- młodzi jednak byli pewni siebie i wierzyli w zwycięstwo.- A co to, nie uściskacie starego ojca przed snem?

Hugo zrobił to bez wahania, chociaż powtarzał, że nie jest już dzieckiem, ale z tej, małej rodzinnej tradycji z chęcią się wywiązywał. Korzystając z okazji, pobiegł na górę zająć łazienkę nim zrobiła to jego siostra. Rose podeszła w tym czasie niepewnie do ojca i się w niego wtuliła. Bardzo za tym tęskniła, ale nie wiedziała jak wiele to dla niego znaczy. W tamtej chwili przypomniał sobie jak po raz pierwszy podała mu ją Hermiona. To był najbardziej przerażający moment w jego życiu, ale za razem najcudowniejszy. W tamtej chwili stał się tatą.

Ta Gryfonka i Ten Ślizgon - ScoroseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz