1

99 9 2
                                    

Minęła już doba. Równo jeden dzień odkąd weszliśmy w nadprzestrzeń. W normalnych warunkach zrobilibyśmy już dawno z trzy postoje by silniki mogły odpocząć i sprecyzować trasę lotu nim byśmy ruszyli dalej. Statki im są większe tym trudniej nimi latać w nadprzestrzeni a Gwiezdne Niszczyciele to istne kolosy. I to zaczyna mnie przerażać. Lecimy w nieznane nie wiedząc co nas tam spotka. Po czasie jaki upłyną w nadprzestrzeni mogę wysnuć teorię że przemierzyliśmy już kilka tysięcy układów gwiezdnych. Jednak które tego już nie wiemy. A tym bardziej nie wiemy gdzie zmierzamy. To najgorsza możliwość dla wszystkich. Bo tam gdzie zmierzamy może czekać na nas tylko zguba. Jeśli wyskoczymy na tak zwanej Kosmicznej Pustyni to równie dobrze moglibyśmy sami się wyrzucić w próżnie zimnego bezlitosnego kosmosu. Jeszcze gorzej jak trafimy na czarną dziurę. W tedy to osobiście się zastrzelę. Nawet nie chce myśleć co by było gdybyśmy wyłonili się w pobliżu eksplodującej Supernovej.

Eh, niewiarygodne. Jeszcze jako dziecko nie pomyślałbym że znajdę się w takim miejscu. Do dziesiątego roku życia żyłem spokojnie w społeczeństwie uważającym że życie może istnieć tylko na naszej planecie i nikt nie śmiał by pomyśleć inaczej. Jednak pewnego dnia postanowiłem pospacerować po okolicach mojego miasta o dosyć późnej porze. W tedy zostałem porwany. Ogłuszyli mnie a gdy się obudziłem byłem już nad Nar Shaddaa. Nie wiedziałem co się dzieję a do tego w ogóle nie rozumiałem o czym wszyscy mówią. Oczywiście w tedy jeszcze nie wiedziałem że nie jestem już na swojej planecie. Gdy zobaczyłem swojego pierwszego obcego narobiłem w spodnie. Był to obślizły Quarren. Przerażał mnie jego wygląd. Te jego macki które nieustannie się poruszały gdy coś mówił. Ohyda. Do dziś mnie to obrzydza. W tedy myślałem o nim jak o demonie. Po nim pojawiali się inni. Nautolanie, Chagrianie, Devaronianie, Zygerianie, Twi'lekowie i czasem Ludzie. Później okazało się że to byli kupcy. Miałem zostać Niewolnikiem. Nawet zostałem sprzedany jakiemuś bogatemu Huttowi ale chwile później siły Imperium przypuściły szturm na Stację Kosmiczną na której się znajdowaliśmy. Imperium mnie ocaliło. Dopiero gdy me zabrali, jak wielu innych co zostali uprowadzeni, zrozumiałem w jakim bagnie wylądowałem. Po raz pierwszy zobaczyłem gwiazdy z takiej prespektywy. Po raz pierwszy ogarnęła mnie panika. Na szczęście na statku Imperium był droid który po części znał moją mowę gdyż jak się okazało była to stara odmiana języka z innej odleglej i starej planety teraz już prawie wymarłej. W tedy wszystkiego się dowiedziałem. Gdzie jestem. Kim byli porywacze. Dlaczego mnie porwali. Czym jest Imperium i oczywiście jego ideały. 

Początkowo nie wiedziano co ze mną zrobić. Ja też nie wiedziałem więc z nudów uczyłem się Basicu czyli wspólnego Galaktycznego języka. Szło mi całkiem nieźle bo po trzech dniach potrafiłem się poprawnie przedstawić i przeprowadzić krótką rozmowę. Podczas jednej z nich dowiedziałem się że dane o moim transporcie zostały wykasowane i niemożliwym jest ich odzyskanie. Byłem zagubiony i bliski rozpaczy. W tedy zaproponowano mi bym zaczął uczęszczać do Imperialnej Akademii. Zgodziłem się. Jaki miałem wybór? Po za tym miałem względem Imperium dług wdzięczności. Zostałem wysłany do specjalnej szkoły reedukacyjnej na Christophsis gdzie odebrałem podstawowe wykształcenie o galaktyce a także podszkoliłem się w języku by po roku zostać przeniesionym do Akademii Imperialnej na Pantorze. Po trzech latach trudnego treningu Zakończyłem Akademie jako najlepszy kadet ze stopniem Kaprala! W czasie studiów stałem się zagorzałym zwolennikiem Imperium. Było tak potężne że na pewno mogli by pokonać wroga na mojej rodzimej planecie. Nie tylko naszego ale i wszystkich ludzi! Czas wolny poświęcałem na poszukiwaniu mojej ojczyzny ale z marnym skutkiem. Służbę zacząłem na Mandalorze. Potem wielokrotnie byłem przenoszony jakby nie wiedzieli co ze mną zrobić. W końcu przydzielono mnie do Siódmej Floty Admirała Thrawna. Kilka tygodni później na Batonn wybuchła rebelia gdzie wysłano naszą Flotę! Tam stoczyliśmy ciężką ale zwycięską bitwę. W czasie jej trwania wykazałem się jako planista gdyż zdołałem zorganizować wsparcie 35 myśliwców TIE a także stworzyć ich plan działania dla zagrożonego frontu na północnym kontynencie planety. Atak naszych myśliwców zakończył się sukcesem bez strat po naszej stronie. Miałem to szczęście że obserwował to sam Admirał i to on po bitwie awansował mnie na podporucznika. Wkrótce potem został Wielkim Admirałem. Następnie zostaliśmy wysłani by opanować bunt w sektorze Lothal. Jednak Admirał postanowił zagrać w większą grę i zmiażdżyć rebelię nie tyko w tym systemie ale i Rebelie jako całość! Towarzyszyłem mu na Ryloth podczas starcie z załogą Ducha gdzie jednak byliśmy tylko obserwatorami. Następnie wziąłem udział w mniej chwalebnym starciu nad Mykapo pod rozkazami Admirała Konstantina. Byłem w tedy na mostku. O mały włos w tedy nie zginąłem. Gdyby nie nagła pomoc Thrawna zapewne bym już nie żył. Później wziąłem udział w bitwie o Atollon gdzie mieściła się baza Rebelii. Gdy zmusiliśmy flotę wroga do odwrotu to właśnie mi Admirał wydał rozkaz do rozpoczęcia bombardowania Planety. W zasadzie to mogę uznać się za szczęściarza bo o mały włos ponownie bym pod rozkazami Konstantina ale na moje szczęście zostałem w ostatniej chwili przeniesiony na flagowy okręt Admirała Thrawna co uratowało mi życie. Resztę bitwy spędziłem na mostku pod rozkazami Gubernator Pryce gdyż Wielki Admirał udał się osobiście dowodzić szturmem na bazę rebelii. Nie udało się odeprzeć Mandalorian którzy przybyli wspomóc Rebeliantów w wyniku czego zniszczony został nasz ostatni Interdictor a rebelianci zbiegli. Po bitwie zostałem skierowany na Lothal. Byłem na Lekkim Krążowniku kiedy rebelianci z załogi ducha zostawali przemyceni na planetę i to moje skanery ich wykryły po czy na rozkaz dowódcy powiadomiłem IBB. Później ponownie przeniesiono mnie na Flagowy okręt Thrawna i to na nim byłem gdy zaatakowała nas eskadra myśliwców Rebelii. W tedy jednak byłem głównym celowniczym jednego z głównych dział okrętu. Tą walkę wygraliśmy choć straciliśmy Lekki Krążownik i Niszczyciela. W zasadzie to już do końca byłem na tym statku. W raz za Admirałem polecieliśmy jeszcze na Coruscant gdyż musiał on odbyć rozmowę z Imperatorem. Był to jedyny raz gdy widziałem stolicę i zrobiła ona na mnie olbrzymie wrażenie. Po powrocie na Lothal natychmiast weszliśmy do walki. By zmusić buntowników do poddania się zbombardowaliśmy miasto co poskutkowało. Gdy leciał do nas ich dowódca ja miałem rozkaz dokonać inspekcji maszynowni gdyż mieliśmy niedawno małą awarię. To w jej  czasie  zostaliśmy wessani do nadprzestrzeni przez Pergile. 

I oto tak znaleźliśmy się tutaj. Obecnie musiałem wykonywać obowiązki Kapitana bo wszyscy wyżsi stopniem zginęli! Nie licząc oczywiście Admirała. 

- Podporuczniku - Podszedł do mnie Admirał na co szybko stanąłem na baczność - Jako że nie matu zbyt wielu oficerów tymczasowo awansuje mianuję na stopień Kapitana - Wzdrygnąłem się na myśl o tak szybkim awansie - Jest pan mody ale zaradny - Oznajmił

- Ttak jest! Dziękuję - Odpowiedziałem nadal zaskoczony

- PANIE ADMIRALE! - Krzykną oficer pokładowy - Wychodzimy z Nadprzestrzeni!!! 

Wszyscy na niego spojrzeli. Jako że niemieliśmy Iluminatorów musieliśmy zdać się na Ekrany. Podbiegłem natychmiast do jednego z nich a Admirał powoli podszedł. Nachyliłem się nad ekranem i faktycznie. Nie dość że wyszliśmy z nad przestrzeni to byliśmy nad jakąś zieloną planetą. 

- Chyba mamy szczęście - Stwierdziłem

- Zaiste - Zgodził się Admirał pocierając bródkę 

- Wykonać skan - Rozkazałem i już po kilku chwilach procedura została zakończona

- Nie wykryto obecności działania niczego na bazie energii elektrycznej ale za to wykryto wiele skupisk ludności i czegoś co można nazwać mianem cywilizacji - Oznajmił żołnierz

- Możesz nam to pokazać?

- Tak jest! - Po kilku chwilach mieliśmy obraz jednego z owych skupisk i nie mogłem wydusić żadnego słowa 

To moja... planeta! To moja planeta! TO MOJA PIPPSZONA PLANETA!!! Nie byłem w stanie opanować radości i szoku które mną zawładnęły. 

- Coś się stało Kapitanie? - Spytał zdziwiony moim zachowaniem Admirał a w tym czasie po policzkach popłynęły mi łzy

- To moja... planeta... panie Admirale - Oznajmiłem

- To, bardzo dobrze - Powiedział - To znaczy że będziemy mogli wrócić - Szybko zaprzeczyłem

- Niestety panie Admirale - Spojrzał na mnie bez emocji a ja na niego  - Szukałem jej przez ostatnie 6 lat i nie mogłem jej odnaleźć - Wyjaśniła a Admirał zawiesił swój wzrok - A do tego - Ponownie spojrzałem na obraz - Ta planeta z pozoru przyjazna jest... najmniej przyjazna ludziom - Wszyscy byli zaskoczeni i dopiero teraz zdałem sobie sprawę że nas słucha cala załoga mostka 

- Co to znaczy Kapitanie? - Spytał się z nutką podejrzliwości

- To...- Przełknąłem głośno ślinę -  Trudno wytłumaczyć...

- Przełknąłem głośno ślinę -  Trudno wytłumaczyć

Йой! Нажаль, це зображення не відповідає нашим правилам. Щоб продовжити публікацію, будь ласка, видаліть його або завантажте інше.
W Nieznanym Świecie [Attack No Titans/Star Wars]Where stories live. Discover now