13. Wybór

340 36 4
                                    

– Doktorze – zaczęłam, stając naprzeciwko chudego mężczyzny w średnim wieku – Co z Mathilde? – wiedziałam, że mój głos był lekko zdenerwowany, a postawa wskazywała jakbym na plecach niosła cały ból tego świata, ale bałam się. Tak strasznie się bałam o tę dziewczynę. Nie mogłam jej stracić.

– Panna Huppert jest bardzo osłabiona i po wynikach krwi stwierdziłem, że ma lekką anemię – uśmiechnął się pocieszająco, poprawiając stetoskop przewieszony przez szyję – Zostawimy ją na obserwacji i podamy kroplówkę wzmacniającą. Proszę się nie martwić – wzięłam głęboki oddech, czując jak moje mięśnie się rozluźniają.

– Mogę do niej wejść? – zapytałam z nadzieją. Doktor pokiwał tylko głową i odszedł.

Od razu weszłam na salę, w której leżała Mathilde. Obok niej stała młoda pielęgniarka. Majstrowała coś przy kroplówce dziewczyny, a widząc jak wchodzę od razu się pokłoniła. Dokończyła swoją pracę i czym prędzej wyszła z pomieszczenia, jakby bojąc się mnie. Mnie, albo mojego habitu. Na Sali oprócz Mathilde i mnie nie było już nikogo innego, więc usiadłam przy jej łóżka i ujęłam jej zimne dłonie w swoje, splatając nasze palce.

– Bardzo mnie wystraszyłaś, kochanie – powiedziałam cicho, a wolną dłonią odgarnęłam jej kosmyki włosów z twarzy. Była blada i miała podkrążone oczy.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej o Ginette? – zapytała ponuro. Zagryzłam delikatnie dolną wargę i zaczęłam zastanawiać się nad tym co mam jej powiedzieć.

– Wszystko stało się tak szybko – odpowiedziałam po kilku sekundach milczenia – Wiem, że...

– Yvette – przerwała mi, wyrywając swoją dłoń z mojego uścisku. Poczułam w sercu dziwny ból. Jakbym czuła, że zaraz ją stracę – Ona była jedyną osobą, której na mnie zależało – w jej oczach zalśniły łzy.

– Nie mów tak – chciałam, żeby mój ton głosu był łagodny, ale w środku cala się trzęsłam – Jesteś dla mnie najważniejsza, rozumiesz? – ujęłam jej podbródek, zmuszając ją aby na mnie popatrzyła.

– Tylko, że ty wyjeżdżasz i kiedy już cię nie będzie, ja zostanę sama.

– Przepraszam... - wyszeptałam, starając się pohamować łzy.

– Idź już – powiedziała cicho, ponownie odwracając głowę. Wstałam z krzesła i poprawiłam habit.

– Zachowujesz się jak gówniara, Mathilde – rzuciłam na odchodnym i wyszłam z jej Sali trzaskając drzwiami.

Droga ze szpitala do sierocińca zajęła mi kilkanaście minut. Kiedy już znalazłam się na miejscu od razu zostałam zaatakowana przez Audrey.

– Wszystko z nią dobrze? – zapytała, łapiąc mnie za ramiona.

– Tak, ale musi zostać na noc na obserwacji – posłałam jej niewyraźny uśmiech.

Nie miałam ochoty z nią dzisiaj rozmawiać więc przeprosiłam kobietę i odeszłam w stronę swojego gabinetu. Zamknęłam się w nim od środka. Nie chciałam już dzisiaj mieć żadnych nieproszonych wizyt. Odpaliłam papierosa, schowanego w drewnianym pudelku, stojącym na moim biurku. Zaciągnęłam się mocno. Usiadłam na krześle a łokciami oparłam się o blat biurka. Spuściłam głowę chcąc zapanować nad szlochem. Byłam zmęczona. Po chwili jednak podniosłam się lekko i ujrzałam kilka akta dziewcząt z sierocińca oraz akta rodzin, które kiedyś nas odwiedzały, chcąc zaadoptować którąś z dziewczynek. Mimochodem spojrzałam na zdjęcie państwa Durand. Pamiętam jak kilka tygodni temu przyszli do nas. Nie byli ludźmi bogatymi. We wsi niedaleko prowadzili małe gospodarstwo rolne i chcieli przygarnąć do siebie dziewczynę, która pomogłaby pani Durand w domu przy dzieciach. Odbyłam z nimi kilka rozmów, ale gdy w końcu wybrali, którą z sierot przygarną prawie zeszłam na zawał. Chcieli Mathilde. Wtedy nie mogłam jej oddać. Nie wiedziałam jak poradzę sobie bez niej. Mimo, że nie miałam pojęcia co tak naprawdę do niej czuje. Okłamałam ich, mówiąc, że Mathilde idzie do kogoś innego. Teraz wiedziałam, że muszę do nich zadzwonić i ponownie ubłagać ich aby wzięli ją do siebie. Nie chciałam tego, ale nie widziałam innego wyjścia. Drżącymi rękoma wykręciłam ich numer, a po chwili po drugiej stronie odezwał się męski głos.

– Mówi siostra Yvette z sierocińca sióstr Dominikanek – powiedziałam szybko, pewnym siebie głosem.

– Ah... Mogę w czymś pomóc? – zapytał oschle pan Durand.

– Jeżeli nadal są państwo zainteresowani adopcją Mathilde Hupper...

– Kogo? – przerwał mi.

– Jakiś czas temu pragnęli państwo zaadoptować jedną z dziewcząt, Mathilde. Powiedziałam wtedy, że to niemożliwe, ale... rodzina która również chciała ją przygarnąć nie zjawiła się – skłamałam.

Przez moment po drugiej stronie panowała cisza. Bałam się, że mężczyzna rzuci słuchawką, ale to co usłyszałam kilkanaście sekund później prawie mnie zabiło.

– Dobrze, będą po nią w środę. Dziękuję za informacje.

Rozłączył się a ja poczułam, jak w środku umieram. Zaczęłam płakać nie umiejąc pogodzić się z tym, że będę musiała oddać ukochaną w obce ręce. Najgorsze w tym wszystkim było to, że musiałam jej o tym powiedzieć i wiedziałam jaka będzie jej reakcja. Znienawidzi mnie jeszcze bardziej, ale to będzie dla niej najlepsze. Do osiemnastych urodzin zostało jej ponad pół roku. Ja zostaję tutaj jeszcze dwa tygodnie. Później, gdy wyjadę nie ochronię jej już. To było najlepsze wyjście... Tak przynajmniej mi się wydawało.

~~*~~

Tak, wiem, że bardzo długo mnie nie było, a rozdział jest wyjątkowo krótki, ale musicie mi wybaczyć. Wytłumaczenie, dlaczego zniknęłam jest bardzo proste. Zakochałam się, ze wzajemnością oczywiście i cała swoją uwagę skupiłam na ukochanej <3

Postaram się znów pisać w miarę regularnie. Także ten...

Milej soboty!

Dzieli nas habitTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon