7. Podaj mi swoją dłoń

368 37 3
                                    

       

– Musisz wstać i iść na lekcje – powiedziała do mnie Ginette.

Leżałam w swoim łóżko, przykryta kołdrą pod sam nos. Nie chciałam już nigdy więcej wychodzić z tego pokoju. Nie po tym co stało się wczoraj. Moje dłonie były całe opuchnięte, a z ran co jakiś czas sączyła się krew. Żałowałam, że powiedziałam Odette tę pieprzoną frazę, żałowałam, że wpuściłyśmy Cosme. Mogłyśmy sobie darować i teraz śmiać się z Blanche albo jej koleżanek.

– Pierwszy mamy francuski – znów się odezwała – Yvette zauważy, że cię nie ma. Chcesz mieć jeszcze większe kłopoty?

Nie odpowiedziałam. Dziewczyna chyba wyczuła moją apatię, bo usłyszałam jak wzdycha głęboko, a później otwiera drzwi. Było mi wszystko jedno, czy powie Yvette o tym co się stało czy nie.

Zamknęłam oczy, aby zahamować płacz. Nic z tego nie wyszło. Zaczęłam beczeć jak małe dziecko. Byłam zmęczona i sfrustrowana. Z jednej strony chciałam zemścić się na Odette za to co zrobiła, z drugiej, nie miałam ochoty ruszyć nawet palcem u nogi.

Chciałam zasnąć, ale płacz co chwilę targał moim ciałem, powodując niekontrolowane ruchy klatki piersiowej. Czułam jak zaczyna boleć mnie głowa i robi mi się niedobrze. Usłyszałam nagle jak ktoś wchodzi do pokoju. Bałam się, że Ginette wróciła i znów będzie mnie męczyć.

– Odwal się – powiedziałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Kilka sekund później stanęła nade mną wysoka postać ubrana w czarny habit. Podniosłam wzrok na jej twarz, mimo, że wiedziałam kto to jest.

– Powinnam cię ukarać za takie odzywki – powiedziała Yvette nisko, a mi na moment zabrakło tchu.  Jej głos odbijał się niczym echo w mojej głowie.

Kobieta usiadła na moim łóżku. Odsunęłam się lekko.

– Dlaczego nie ma cię na lekcjach? – zapytała, a ja starałam się skupić na tym co mówi.

– Źle się czuję – odpowiedziałam cicho. 

Zakonnica podniosła dłoń i odgarnęła włosy z mojego czoła. 

– Masz gorączkę? – delikatnie dotknęła mojego czoła, a później zjechała ręką na policzek – Musisz ze mną rozmawiać, Mathilde.

Jej palce muskały moją twarz. Byłam tak zaskoczona, że nie potrafiłam wydać z siebie ani jednego dźwięku. Nie potrafiłam się poruszyć, bo bałam się, że przestanie mnie dotykać. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie.  Jej mądre oczy były we mnie wpatrzone, wiedziałam, że moje policzki są już koloru buraka, ale nie przejmowałam się tym.

Yvette wstała i zamaszystym ruchem ściągnęła ze mnie kołdrę. Momentalnie chciałam z powrotem ją wziąć, ale leżała już na podłodze. Nie miałam pojęcia co właściwie się dzieje, ani czego ona ode mnie chce. Wyprostowałam się, a nogi podciągnęłam pod brodę. Musiałam wyglądać okropnie. Jak zbity pies.

– Wstawaj – rozkazała – Nie chcę dwa razy powtarzać – pociągnęła mnie delikatnie. Wyrwałam swoje dłonie z jej, czując piekielny ból. Kobieta zobaczyła chyba, że moje ręce nie są w zbyt dobrej kondycji.

– Nie chcę wstawać – zaprotestowałam, chowając ręce za siebie.

– Kto ci to zrobił? – zapytała.

Po co miałam jej odpowiadać, skoro wiadomym było, że i tak nic z tym nie zrobi. Miałam to w nosie. Niech dzieje się co chce.

– Mathilde – ponagliła mnie. W jej głosie wyczulam zdenerwowanie – Do mojego gabinetu – powiedziała ni stąd ni zowąd.

Dzieli nas habitWhere stories live. Discover now