Rozdział XXII

432 53 1
                                    

Zeke

- Ciebie już chyba do reszty pogięło! Jak możesz go oskarżać?! - warknąłem, zaciskając ręce w pięści. - Okej, Jay robił złe rzeczy, ale się zmienił! Myślisz, że teraz, gdy znalazł w końcu swoje miejsce na ziemi, próbowałby je puścić z dymem? To J a y. Ten sam, który tak wiele razy ryzykował dla nas swoim życiem. Nagle od tak miałby sabotować naszą organizację? To się kupy nie trzyma, Alyia.
  W środku aż cały się gotowałem. Miałem wrażenie, że w krew moich żyłach zastąpiła gorącą ciecz, przez którą na moim ciele pojawiły się krople potu. Wszystkie mięśnie miałem napięte do granic możliwości, mało brakowało, aby rozdarłyby skórę. W głowie mi huczało od natłoku myśli. Absurd tej sytuacji był nie do zniesienia.
- Wybacz, skarbie, ale ja się z nim zgadzam. - poparł mnie Albert, za co w duchu mu dziękowałem. - Myślisz, że Jay byłby do tego zdolny?
  Po słowach czarnoskórego zapadła cisza przerywana naszymi urywanymi oddechami. Spod byka obserwowałem tą Panne Bez-Podstaw-Oskrażę-Mojego-Chłopaka-O-Zdradę-Stanu. Alyia nerwowo zaciskała dłoń na ramce z rysunkiem Jaya aż pobielały jej palce. Zasznurowała usta i wpatrywała się w jakiś punkt za nami.
  Zerknąłem na Kylie. Stała obok z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jej ściągnięte brwi i przygryziona warga świadczyły o tym, że intensywnie nad czymś myślał.
  Za to Jonathan był...Jonathanem. Opierał się plecami o ścianę, wystukując nogą jakiś rytm i przyglądając się swoim paznokciom.
Przewróciłem oczami.
- Widzisz? Skoro już wszyscy się zgadzamy, to możesz teraz nas przeprosić za twoje idiotyczne zachowanie. - wyszczerzyłem się sarkastycznie w stronę blondynki.
- Zeke, rozumiem twoje zdenerwowanie, ale proszę cię, uspokój się. - westchnął Albert.
- Oh, ależ ja jestem spokojny! Jestem pierdoloną oazą spokoju! Jebaną lilią na niczym niezmąconej taflii pieprzonego stawu! - krzyknąłem, wyrzucając ręce w górę.
  Złapałem kciukiem i palcem wskazującym za nasadę nosa, ciężko oddychają. Rada na przyszłość: nigdy nie mówicie wkurwionej osobie, żeby się uspokoiła. Nigdy. To działa jak czerwona płachta na byka. Nie to, żebym coś o tym wiedział...
- Naprawdę rozumiem twoje zachowanie. - głos zabrała Alyia. - Ale daj mi to wyjaśnić.
  Przetarłem twarz dłońmi.
- Słucham. I lepiej, żeby twoje argumenty były logiczne. - warknąłem.
  Alyia westchnęła i usiadła na podłokietniku fotela, podkulając nogi. Zawiesiła wzrok na rysunku oprawionym w drewno. Przejechała palcem po pękniętym szkle, po czym się skrzywiła.
- Z Jayem ostatnio...nie jest okej. - zaczęła cicho, nie unosząc na nas wzroku. - Chodzi rozdrażniony, unika kontaktu i robi dziwne rzeczy. I wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Na miejscu każdego zdarzenia znajdowały się wskazówki. Pilot w kieszeni Jaya, figurka wilka w celi Gwidona, której właścicielem był Jay, a teraz ta rozbita ramka. - urwała na chwilę i wzięła głęboki oddech. - Jonathan go widział w budynku, który wybuchł. Jay często bywał w siedzibie Lionela, tym samym w więzieniu, gdzie zamknęliśmy Gwidona. Do mojego biura mógł wejść z łatwością. - Gdy spojrzała mi w oczy, widziałem, że ledwo powstrzymuje się od płaczu. - I naprawdę rozumiem, Zeke, twoją złość. Ale sam przyznaj, że do tej pory wszyscy byliśmy ślepi. Nikt z nas nie chciał przyznać, że za tym wszystkim stoi Ash.
  Wzdrygnąłem się na przezwisko jakiego użyła. Nikt tak nie mówił na Jaya, odkąd zabił Lionela. Był to pewnego rodzaju symbol; rozstanie się z przeszłością, z tym, kim był kiedyś. Zmiana imienia była metaforą jego wewnętrznej zmiany. A teraz gdy Alyia nazwała go "Ash"...to tak jakby odżyło jego "ja" za czasów Andetty.
- Jay. - poprawiłem ją. - Ash nie istnieje. To jest Jay.
  Alyia patrzyła na mnie zbolałym wzrokiem, a po jej prawym policzku spłynęła łza. Kylie natychmiast do niej podeszła i położyła dłonie na jej ramionach, lekko je ściskając.
- Zakładając, że to faktycznie jego sprawka...to co teraz? - spytała Kylie poważnym tonem.
  Zapadła głucha cisza. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Moja podświadomość podpowiadała mi, że Alyia miała rację, ale moje serce mówiło coś zupełnie odwrotnego.
- To nie mógł być Jay! Niby jaki powód mógłby mieć, żeby zrobić takie rzeczy? Jay nigdy nie pozwoliłby uciec Gwidonowi. Nie po tym, co zrobił nam wszystkim. W życiu nie podłożyłby bomby w mieście, ryzykując, że ktoś by przez to zginął. To on jak nikt inny harował, żeby odbudować te domy. Żeby ludzie mieli gdzie mieszkać. Naprawdę bierzemy pod uwagę, że to on to zrobił? - zapytałem już spokojniej niż wcześniej, ale mimowolnie moje ręce same zaciskały się w pięści.
  Gdy zerknąłem na Alyię, dostrzegłem, że jej twarz lśniła od łez. Kurczowo zaciskała ręce na dłoniach Kylie, co chwilę pociągając nosem.
  Spojrzałem w oczy mulatce. Dostrzegłem w nich dziwne iskierki. Gestem dałem jej znać, żeby zabrała stąd Alyie. Kylie zrozumiała moją niemą prośbę. Ujęła dłonie blondynki i poprowadziła ją do jej sypialni, a po chwili obie zniknęły za kotarą.
- Musicie przyznać, że niestety dowodów na winę tego chłopaka nam nie brakuje. - powiedział niechętnie Albert, masując kark. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
  Przeczesałem dłonią włosy. Co powinniśmy teraz zrobić? Wrzucić Jaya za kratki?
- Za mało wszystko analizujecie. - odezwał się Jonathan. Prawie zapomniałem, że stał obok mnie.
  Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego. Co jakiś czas gasił i zapalał zapalniczkę, której płomień oświetlał jego pociągłą twarz w przerażający sposób.
- Co? - zapytałem głucho.
  Jonathan przewrócił oczami i odbił się od ściany, co jakiś czas podrzucają w dłoni metalowy przedmiot.
- Jedna z najważniejszych rzeczy, której nauczyłem się w Salmarze: wszystko ma drugie, a może i nawet trzecie dno. - powiedział spokojnie, wkładając ręce do kieszeni. - Fakt, byłem wtyką i moim zadaniem była obserwacja i robienie raportów. Jednak każda rzecz wymaga dogłębnej analizy. Dlaczego tak, a nie inaczej? Czemu teraz, a nie kiedy indziej?
  Kpiąco uniosłem brwi.
- Stary, zmień dilera, bo ten obecny daje ci za mocny towar. - rzuciłem sarkastycznie.
- Chyba powinien się nim z tobą podzielić, żebyś zmądrzał, bo jak na razie twoje IQ jest na minusie. - odparł z udawanym uśmiechem. - Chodzi mi o to, że jak na razie macie kilka dowodów i przypuszczeń. Może warto bliżej się temu przyjrzeć? Jeszcze raz obejrzeć spalony dom, cele Gwidona i biuro Alyii. Porozmawiać z Jayem i dowiedzieć się gdzie był w tych poszczególnych dniach, wysnuć wnioski z jego zachowania. Warto zebrać więcej tropów, zanim oskarżymy waszego przyjaciela o coś tak poważnego. Musimy dowiedzieć się, co nim kierowało. Trzeba zbadać tą sprawę pod każdym możliwym kątem, nie odstępować Jaya na krok.
- Masz na myśli, że mamy go śledzić? - spytał Albert.
- A istnieje lepszy dowód winy niż przyłapanie na gorącym uczynku? - zapytał luźno Jonathan, ukazując szereg białych zębów.
  Muszę przyznać, że przez ten jego uśmiech zaczynałem się bać reklam pasty do zębów.


FirstLostGirl

Genesis (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz