Zeke
- Ciebie już chyba do reszty pogięło! Jak możesz go oskarżać?! - warknąłem, zaciskając ręce w pięści. - Okej, Jay robił złe rzeczy, ale się zmienił! Myślisz, że teraz, gdy znalazł w końcu swoje miejsce na ziemi, próbowałby je puścić z dymem? To J a y. Ten sam, który tak wiele razy ryzykował dla nas swoim życiem. Nagle od tak miałby sabotować naszą organizację? To się kupy nie trzyma, Alyia.
W środku aż cały się gotowałem. Miałem wrażenie, że w krew moich żyłach zastąpiła gorącą ciecz, przez którą na moim ciele pojawiły się krople potu. Wszystkie mięśnie miałem napięte do granic możliwości, mało brakowało, aby rozdarłyby skórę. W głowie mi huczało od natłoku myśli. Absurd tej sytuacji był nie do zniesienia.
- Wybacz, skarbie, ale ja się z nim zgadzam. - poparł mnie Albert, za co w duchu mu dziękowałem. - Myślisz, że Jay byłby do tego zdolny?
Po słowach czarnoskórego zapadła cisza przerywana naszymi urywanymi oddechami. Spod byka obserwowałem tą Panne Bez-Podstaw-Oskrażę-Mojego-Chłopaka-O-Zdradę-Stanu. Alyia nerwowo zaciskała dłoń na ramce z rysunkiem Jaya aż pobielały jej palce. Zasznurowała usta i wpatrywała się w jakiś punkt za nami.
Zerknąłem na Kylie. Stała obok z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jej ściągnięte brwi i przygryziona warga świadczyły o tym, że intensywnie nad czymś myślał.
Za to Jonathan był...Jonathanem. Opierał się plecami o ścianę, wystukując nogą jakiś rytm i przyglądając się swoim paznokciom.
Przewróciłem oczami.
- Widzisz? Skoro już wszyscy się zgadzamy, to możesz teraz nas przeprosić za twoje idiotyczne zachowanie. - wyszczerzyłem się sarkastycznie w stronę blondynki.
- Zeke, rozumiem twoje zdenerwowanie, ale proszę cię, uspokój się. - westchnął Albert.
- Oh, ależ ja jestem spokojny! Jestem pierdoloną oazą spokoju! Jebaną lilią na niczym niezmąconej taflii pieprzonego stawu! - krzyknąłem, wyrzucając ręce w górę.
Złapałem kciukiem i palcem wskazującym za nasadę nosa, ciężko oddychają. Rada na przyszłość: nigdy nie mówicie wkurwionej osobie, żeby się uspokoiła. Nigdy. To działa jak czerwona płachta na byka. Nie to, żebym coś o tym wiedział...
- Naprawdę rozumiem twoje zachowanie. - głos zabrała Alyia. - Ale daj mi to wyjaśnić.
Przetarłem twarz dłońmi.
- Słucham. I lepiej, żeby twoje argumenty były logiczne. - warknąłem.
Alyia westchnęła i usiadła na podłokietniku fotela, podkulając nogi. Zawiesiła wzrok na rysunku oprawionym w drewno. Przejechała palcem po pękniętym szkle, po czym się skrzywiła.
- Z Jayem ostatnio...nie jest okej. - zaczęła cicho, nie unosząc na nas wzroku. - Chodzi rozdrażniony, unika kontaktu i robi dziwne rzeczy. I wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Na miejscu każdego zdarzenia znajdowały się wskazówki. Pilot w kieszeni Jaya, figurka wilka w celi Gwidona, której właścicielem był Jay, a teraz ta rozbita ramka. - urwała na chwilę i wzięła głęboki oddech. - Jonathan go widział w budynku, który wybuchł. Jay często bywał w siedzibie Lionela, tym samym w więzieniu, gdzie zamknęliśmy Gwidona. Do mojego biura mógł wejść z łatwością. - Gdy spojrzała mi w oczy, widziałem, że ledwo powstrzymuje się od płaczu. - I naprawdę rozumiem, Zeke, twoją złość. Ale sam przyznaj, że do tej pory wszyscy byliśmy ślepi. Nikt z nas nie chciał przyznać, że za tym wszystkim stoi Ash.
Wzdrygnąłem się na przezwisko jakiego użyła. Nikt tak nie mówił na Jaya, odkąd zabił Lionela. Był to pewnego rodzaju symbol; rozstanie się z przeszłością, z tym, kim był kiedyś. Zmiana imienia była metaforą jego wewnętrznej zmiany. A teraz gdy Alyia nazwała go "Ash"...to tak jakby odżyło jego "ja" za czasów Andetty.
- Jay. - poprawiłem ją. - Ash nie istnieje. To jest Jay.
Alyia patrzyła na mnie zbolałym wzrokiem, a po jej prawym policzku spłynęła łza. Kylie natychmiast do niej podeszła i położyła dłonie na jej ramionach, lekko je ściskając.
- Zakładając, że to faktycznie jego sprawka...to co teraz? - spytała Kylie poważnym tonem.
Zapadła głucha cisza. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Moja podświadomość podpowiadała mi, że Alyia miała rację, ale moje serce mówiło coś zupełnie odwrotnego.
- To nie mógł być Jay! Niby jaki powód mógłby mieć, żeby zrobić takie rzeczy? Jay nigdy nie pozwoliłby uciec Gwidonowi. Nie po tym, co zrobił nam wszystkim. W życiu nie podłożyłby bomby w mieście, ryzykując, że ktoś by przez to zginął. To on jak nikt inny harował, żeby odbudować te domy. Żeby ludzie mieli gdzie mieszkać. Naprawdę bierzemy pod uwagę, że to on to zrobił? - zapytałem już spokojniej niż wcześniej, ale mimowolnie moje ręce same zaciskały się w pięści.
Gdy zerknąłem na Alyię, dostrzegłem, że jej twarz lśniła od łez. Kurczowo zaciskała ręce na dłoniach Kylie, co chwilę pociągając nosem.
Spojrzałem w oczy mulatce. Dostrzegłem w nich dziwne iskierki. Gestem dałem jej znać, żeby zabrała stąd Alyie. Kylie zrozumiała moją niemą prośbę. Ujęła dłonie blondynki i poprowadziła ją do jej sypialni, a po chwili obie zniknęły za kotarą.
- Musicie przyznać, że niestety dowodów na winę tego chłopaka nam nie brakuje. - powiedział niechętnie Albert, masując kark. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
Przeczesałem dłonią włosy. Co powinniśmy teraz zrobić? Wrzucić Jaya za kratki?
- Za mało wszystko analizujecie. - odezwał się Jonathan. Prawie zapomniałem, że stał obok mnie.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego. Co jakiś czas gasił i zapalał zapalniczkę, której płomień oświetlał jego pociągłą twarz w przerażający sposób.
- Co? - zapytałem głucho.
Jonathan przewrócił oczami i odbił się od ściany, co jakiś czas podrzucają w dłoni metalowy przedmiot.
- Jedna z najważniejszych rzeczy, której nauczyłem się w Salmarze: wszystko ma drugie, a może i nawet trzecie dno. - powiedział spokojnie, wkładając ręce do kieszeni. - Fakt, byłem wtyką i moim zadaniem była obserwacja i robienie raportów. Jednak każda rzecz wymaga dogłębnej analizy. Dlaczego tak, a nie inaczej? Czemu teraz, a nie kiedy indziej?
Kpiąco uniosłem brwi.
- Stary, zmień dilera, bo ten obecny daje ci za mocny towar. - rzuciłem sarkastycznie.
- Chyba powinien się nim z tobą podzielić, żebyś zmądrzał, bo jak na razie twoje IQ jest na minusie. - odparł z udawanym uśmiechem. - Chodzi mi o to, że jak na razie macie kilka dowodów i przypuszczeń. Może warto bliżej się temu przyjrzeć? Jeszcze raz obejrzeć spalony dom, cele Gwidona i biuro Alyii. Porozmawiać z Jayem i dowiedzieć się gdzie był w tych poszczególnych dniach, wysnuć wnioski z jego zachowania. Warto zebrać więcej tropów, zanim oskarżymy waszego przyjaciela o coś tak poważnego. Musimy dowiedzieć się, co nim kierowało. Trzeba zbadać tą sprawę pod każdym możliwym kątem, nie odstępować Jaya na krok.
- Masz na myśli, że mamy go śledzić? - spytał Albert.
- A istnieje lepszy dowód winy niż przyłapanie na gorącym uczynku? - zapytał luźno Jonathan, ukazując szereg białych zębów.
Muszę przyznać, że przez ten jego uśmiech zaczynałem się bać reklam pasty do zębów.
FirstLostGirl
CZYTASZ
Genesis (Zakończone)
Science FictionDRUGA CZĘŚCI KSIĄŻKI "ANDETTA". ZNAJOMOŚĆ PIERWSZEJ CZĘŚCI WYMAGANA!!! (Jeśli nie czytałeś/aś pierwszej części, poniżej mogą znajdować się spoilery. Czytasz na własną odpowiedzialność.) Minął miesiąc, odkąd zginął Lionel Terrency. Miesiąc, odkąd...