Rozdział XI

597 66 17
                                    

WAŻNA INFORMACJA NA KOŃCU!


Alyia


  Czułam się fatalnie. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Bolała mnie głowa, co chwilę kichałam, a i gardło dawało mi do wiwatu. Miałam wrażenie, że każdy mój mięsień był zbudowany z ołowiu.

  Siedziałam zwinięta w kłębek na fotelu i owinięta kocem. Nie chciało mi się nawet sięgnąć ręką po herbatę stojącą przede mnie na stoliku. Przymknęłam powieki i odetchnęłam cicho.

- Alyia? - usłyszałam kobiecy głos.

  Odwróciłam głowę w kierunku gościa i uśmiechnęłam się – co swoją drogą też nie należało do najłatwiejszych czynności, ponieważ miałam wrażenie, że moja twarz płonie żywym ogniem.

- Dzień dobry, proszę Pani - powiedziałam ochrypłym głosem.

- Jaka tam Pani, mów mi Charlotte. - odparła i weszła do pokoju. Zlustrowała mnie wzrokiem, a na jej twarz wpłynęła mieszanka troski i smutku.

- Dobrze się czujesz, dziecko? - spytała.

- W porządku. - odpowiedziałam i głośno kichnęłam.

  Kobieta podeszła do mnie i położyła swoją dłoń na moim czole.

- O mój Boże, Alyia! Jesteś rozpalona jakbyś miała co najmniej czterdzieści stopni gorączki. - krzyknęła. - Idę po leki.

  Nim zdążyłam zaprotestować, Chartlotte opuściła pomieszczenie. Szybko pojawiła się ponownie, niosąc kilka opakowań. Naszykowała mi dwie tabletki różnych rozmiarów i podała mi je razem z kubkiem herbaty. Wypiłam leki.

- Powinnaś się przespać, dziecko. - powiedziała i spojrzała na mnie troskliwie.

  Lekko skinęłam głową.

- Zrobię to, ale najpierw niech mi Pani...to znaczy, najpierw powiedz mi, co cię do mnie sprowadza? - spytałam, pocierając dłońmi oczy.

- Ah – westchnęła. - To w zasadzie nic ważnego. Myślę, że to może poczekać do czasu aż się porządnie wyśpisz.

  Końcówkę tego zdania słyszałam jakby przez mgłę, ponieważ moje powieki zaczęły opadać, a ja poczułam ogarniającą mnie senność.

* * *

  Rozchyliłam powieki i zamrugałam. Nadal siedziałam w fotelu przykryta kocem, ale teraz czułam się jak nowo narodzona. Ból głowy ustał, jednak nadal drapało mnie w gardle. Przeciągnęłam się, żeby rozprostować zdrętwiałe ciało. Ziewnęłam i w tym samym momencie do pokoju weszła Charlotte. Uśmiechnęła się na mój widok.

- Cześć, kochanie. Jak się czujesz?

- Dziękuję, już dobrze. - odparłam, odwzajemniając uśmiech.

  Kobieta zaczęła się śmiać.

- Nic dziwnego skoro przespałaś pół dnia. - wyjaśniła. - Przez ten cały czas zaglądałam do ciebie i sprawdzałam czy wszystko w porządku.

  Zarumieniłam się delikatnie na myśl, że ktoś poza Albertem i Jayem aż tak się mną opiekuje.

- Dziękuję. - powiedziałam i zrzuciłam z siebie koc, pod którym było mi zdecydowanie za gorąco. Nagle coś do mnie dotarło. - Jak to przespałam pół dnia?

   Kobieta z rozbawieniem wzruszyła ramionami.

- Potrzebowałaś tego, ale nic się nie martw, nic ważnego cię nie ominęło. - Puściła mi oczko.

- W takim razie....chciałaś o czymś ze mną porozmawiać, tak? - spytałam, związując włosy w kucyka.

  Kobieta spuściła wzrok i zaczęła wpatrywać się w swoje dłonie. Wolnym krokiem podeszła do fotela naprzeciwko mnie i usiadła na jego brzegu. Widziałam, że coś ją gryzie, ale nie wiedziała jak mi o tym powiedzieć, dlatego cierpliwie czekałam aż zacznie mówić.

- No dobrze, więc...hmm...- westchnęła i spojrzała mi w oczy. - Opowiem ci pewną historię.

  Skinęłam głową i splotłam ręce na kolanach.

- Gdy Lionel Terrency po nas przyszedł...to znaczy...umm. Ta cała sprawa z Serum. - jąkała się.

  Domyśliłam się, że ten temat nie należał dla niej do najprostszych, ale cierpliwie czekałam aż odnajdzie odpowiednie słowa.

- Widzisz, był wtedy z nami mój brat. - powiedziała, patrząc mi w oczy. - Jakimś cudem udało mu się uciec. Zawsze miał smykałkę do ucieczek. - uśmiechnęła się lekko, jakby przypominając sobie jakieś historie z dzieciństwa. - Potem...cóż, mimo Serum wszystko pamiętam, choć nie panowałam nad ciałem, to umysł pozostał ten sam. Alyia, chciałam cię zapytać czy jest jakakolwiek szansa, że oprócz nas ktoś został w Salmarze? Lub gdzieś w pobliżu? Czy można w jakikolwiek sposób to sprawdzić?

  Otworzyłam usta ze zdziwienia. Jay miał wujka? Czy on o tym wiedział? Zmarszczyłam brwi. To wszystko było tak niesprawiedliwe! Myrona i Charlotte spotkało tyle nieszczęść w życiu – najpierw stracili syna, a następnie kolejnego członka rodziny.

- Bardzo współczuję straty. - powiedziałam. - Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jakie to uczucie. Ale...nie rozumiem dlaczego mi o tym mówisz? Czy to nie z Jayem powinnaś o tym pomówić?

Kobieta otarła resztki łez i spojrzała na mnie zaszklonymi oczami.

- Nie mogę z nim porozmawiać, dopóki nie będę pewna, że on w ogóle żyje.

Pokiwałam głową.

- Przeczesywaliśmy już tereny wiele razy. Nikogo nie znaleźliśmy, ale możemy spróbować jeszcze raz. Gdy ktoś nie chce być znaleziony, to się go nie znajdzie. Obgadam to wszystko z Albertem i zaczniemy działać. - powiedziałam z mocą.

-Alyia, proszę cię tylko o dyskrecję. Nawet mój mąż nie wie o naszej rozmowie. - dodała. - Nie chcę wszystkim robić nadziei, tylko po to, żeby cała sprawa okazała się niczego nie warta. Nie zrozum mnie źle. Zdaję sobie sprawę, że to jak szukanie wiatru w polu. - powiedziała z zaszklonymi oczami. - Każda wiadomość o moim bracie będzie dla mnie czymś ważnym. Albo będę cieszyć się, że odzyskałam członka rodziny, albo będę mogła wreszcie przeżyć żałobę. To życie w zawieszeniu, gdy nie masz żadnego punktu zaczepienia, to tortura.

- W porządku, oczywiście rozumiem. - odpowiedziałam szybko i ujęłam jej dłoń. - Od razu się tym zajmę.

Charlotte ścisnęła z wdzięcznością moją rękę.  


FirstLostGirl

Genesis (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz