- Nie... - wyszeptał, zasłaniając z niedowierzaniem drgające z przerażenia usta.

- Przepraszam! Dostałam skargę, że w pokoju na dole przecieka sufit i... - usłyszał głos jakiejś kobiety i dostrzegł kątem oka, że się za nim zatrzymuje - O mój Boże... - usłyszał jej szept - Czy on...

Izuku w odpowiedzi wybuchł płaczem. Jeszcze gorszym od poprzedniego, tak zrozpaczonym, że kobietę przeszły ciarki.

Natychmiast się wycofała, powstrzymując odruchy wymiotne i pobiegła zadzwonić po pomoc.

Zanim ta jednak przybyła, w pokoju zjawili się inni ludzie, którzy musieli siłą wyciągnąć załamany Symbol Pokoju z łazienki.

Nie pamiętał za dużo. Tylko własny płacz, to, że protestował, mieszające się głosy obcych bohaterów i donośne wycie syren karetki. Jedyne, co było dobrze wyraźne, to twarz tego miłego ratownika, który podał mu zastrzyk, dzięki któremu wreszcie spokojnie usnął...

*

Obudziło go rażące światło w prawym oku.

A następnie i lewym.

Przetarł leniwie oczy, a po ich otwarciu ujrzał zmartwioną minę doktora, który spisywał coś na kartce. Szybko wróciła mu pamięć.

- Co z nim? - wychrypiał pierwsze pytanie, jakie tylko przyszło mu na myśl.

Lekarz wiedział dobrze, o kogo mu chodzi, jednak milczał.

- Jak pan się czuje? - próbował zbyć zielonowłosego innym pytaniem, co jednak mu się nie udało.

- Co z nim?! - spytał o wiele ostrzej Deku, podnosząc się z trudem do siadu.

Ten człowiek zabawił się jego uczuciami, a jednak nadal odczuwał z nim to dziwne powiązanie. Nie mógł przejść obojętnie obok jego próby samobójczej. Przynajmniej miał nadzieję, że była tylko próbą, a nie dokonanym samobójstwem, ale z każdą chwilą milczenia lekarza, denerwował się jeszcze bardziej.

- Niech pan powie mi prawdę... - poprosił, patrząc błagalnie na doktora.

- Wszystko z nim w porządku, jednak ktoś z obsługi hotelowej wygadał się dziennikarzom... No i widzieli jeszcze, jak ratownicy wynoszą was z hotelu. W mediach trwa istna burza. Cały świat huczy tylko o tym, że bohater numer dwa chciał popełnić samobójstwo, będąc wręcz obok Symbolu Pokoju... Sam pan rozumie. Teraz spekulują jeszcze, że to pan chciał go zabić, bo przecież jaki miałby mieć motyw do samobójstwa? Ma piękną narzeczoną, sławę, pieniądze... Niech się pan nie zdziwi, jeśli zaraz zjawi się tu policja... - westchnął ciężko szczery staruszek, który nie zamierzał oszukiwać największego bohatera - A póki ma pan jeszcze spokój od tego wszystkiego, radzę odpocząć. Powodzenia... - powiedział jeszcze i zniknął za drzwiami na korytarzu.

Deku został z zupełną pustką w głowie. Nie rozumiał już kompletnie nic.

Dlaczego on chciał się zabić?

Dlaczego...

Następnego dnia:

Todoroki zbudził się przez ogromny ból, który odczuwał w obu rękach.

Otworzył oczy i dobrą chwilę zajęło mu skojarzenie faktów.

Nie udało mu się...

Był zawiedziony, i to okropnie. Wiedział, że teraz spadnie na niego jeszcze więcej problemów, niż przedtem. Trzy razy bardziej wściekły ojciec, masa mediów, mnóstwo listów od fanów, wredne komentarze tych, którzy zawiodą się, że nie zginął, no i oczywiście lekarze, a w tym i psychiatrzy. Teraz wszyscy wezmą go za wariata. Może straci jeszcze tytuł bohatera?

Och, no i będzie męczyć go jeszcze o wiele bardziej bolesna świadomość, że ktoś znalazł go z podciętymi żyłami w wannie.
Po prostu wspaniale.

Chciał w tym momencie wręcz wskoczyć znowu do wanny i podciąć sobie gardło. Że też nie pomyślał o tym wcześniej, bo nie miał teraz siły na nic innego, niż patrzenie w nieskazitelnie biały sufit i czekanie.

Znowu...

*

- Deku, dlaczego nie pomogłeś wcześniej Shoto? Byłeś z nim w pokoju tuż przed jego próbą samobójczą i nie zauważyłeś niczego niepokojącego? - pytanie reporterki sprawiło, że poczuł nieprzyjemny ścisk żołądka.

Chciał się rozpłakać, ale nie mógł.

Miał ochotę krzyczeć z gniewu, ale był spokojny.

Smutek rozrywał mu serce, a mimo to wciąż zachowywał niezmienny wyraz twarzy.

Coraz częściej przez takie sytuacje miał ochotę zniknąć i więcej nie wrócić.

- Jak już mówiłem, Shoto powiedział, że idzie się wykąpać... Dopiero, gdy zauważyłem, że woda leje się zbyt długo, zacząłem go wołać, a gdy nie odpowiadał, wszedłem do środka... - zmusił się do wypowiedzenia tych przygotowanych wcześniej kłamstw zielonowłosy, który został zaatakowany przez dziennikarzy tuż po wyjściu ze szpitala.

Wymyślił wszystkie możliwe wymówki, byleby nikt nie dowiedział się o tym, co naprawdę zaszło pomiędzy nimi tamtej nocy. Midoriya czuł jednak, że faktycznie czegoś nie zauważył albo nie zrozumiał. Częściowo obwiniał też siebie, chociaż to nie on złamał Todorokiemu serca, a na odwrót. Jednak gdyby Shoto zginął...

Nie chciał nawet o tym myśleć.

Deku nie miał odwagi, by odwiedzić go w sali, bo wbrew temu okropnemu zajściu, przez ich ostatnią rozmowę, ciągle przypominał sobie te okropne słowa, jakie usłyszał i znowu czuł gdzieś głęboko w swoim rozbitym sercu gniew.

Jedna rzecz nie dawała mu wciąż odpocząć. Wydawało mu się, że mimo tych wszystkich 'kłamstw' Todorokiego, znał go... Choć odrobinę.

Wiedział, że Shoto nie zrobiłby czegoś takiego bez powodu. No chyba, że było coś, czego Izuku nie wiedział. Ta myśl była okropna. Tak bardzo było mu żal mężczyzny, ale zarazem próbował też się tym nie przejmować, co oczywiście mu nie wychodziło.

Czy już do końca życia będą męczyły go te trudne pytania?

Czy poza mocą, matką i All Mightem nie zostało mu już nic więcej?


***

'' Miłość przetrwa... Wszystko. '' | Tododeku | BNHA/MHA | [Poprawione]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن