Nieco po dwudziestej dotarł Albus i Scorpius. Ten pierwszy od razu wypatrzył swoją towarzyszkę. Podeszli do dziewczyny przebranej za nader seksowną pielęgniarkę w uniformie poplamionym krwią z licznych ran na jej ciele. Blondyn zrozumiał, dlaczego jego przyjaciel aż tak chciał się przebrać za psychopatycznego chirurga.

Koło Phoebe stała jakaś czarnowłosa dziewczyna w białej, prostej sukience, ozdobionej gdzieniegdzie wstążkami tworzącymi małe kwiatki. Gęste włosy, ozdobione dodatkami w kolorze jej stroju, układały się miękko na plechach przybyłej. Obwiązana wstążkami dłoń trzymała szklankę z ponczem. Tylko po oczach rozpoznał Rose, ponieważ nie tylko zmieniła kolor z rudego na czarny, ale również zakryła wszystkie piegi, przez co jej twarz wyglądała nienaturalnie. Nie pasowała mu do niej.

- Czy ty przebrałaś się za ta piosenkarkę? Teledysk do... „My immortal"?- potaknęła.

- A ty jesteś elfem ze Śródziemia? Gdzie zgubiłeś resztę włosów Legolasie?

- Denerwowały mnie- Rose przyjrzała się jego zielonemu strojowi, który aż nazbyt podkreślał jego smukłą sylwetkę i szeroką klatkę piersiową. W tamtej chwili mogłaby szczerze przyznać, że jest przystojny.

- Ładne uszy, przydały się zajęcia z transmutacji.

- Jak widzę nie tylko mi- korzystając z tego, że Albus odszedł gdzieś z Phoebe, odgarnął pasmo włosów z jej ramienia, powodując, że po jej ciele przebiegł dreszcz.- W rudych ci ładniej.

- To tylko element przebrana, chociaż mi się podoba. Teraz wyglądam już całkiem jak krewna Albusa.

- Nie, on jest brzydszy- policzki dziewczyny się zarumieniły.- To może...

- Hej Rose- koło nich pojawił się blondyn w stroju rycerza.- Ładnie wyglądasz, jesteś jakąś wróżką? Fajny pomysł, zatańczysz?

- Z chęcią- uśmiechnęła się lekko do Scorpiusa i odeszła.

Rose lubiła się bawić, tańczyć nie myśląc o reszcie świata. Nie przejmowała się tym ile czasu minęło ani z iloma osobami zatańczyła. Przed oczami migały jej zarówno znane twarze jak i te kompletnie obce. Raz bawiła się u boku przyjaciółek, a innym razem z kolegami. Robiła sobie tylko krótkie przerwy by się czegoś napić i zaraz wracała w wir zabawy.

Bliskość jednej osoby wydała się jej intensywniejsza niż pozostałych. Tańcząc u boku Scorpiusa miała wrażenie, że tłum pcha ich ku sobie. Czując dotyk jego dłoni, miała wrażenie, że przepływa od niego jakaś energia. Wpatrzone w nią oczy chłopaka sprawiały, że rumieńce piekły ją i miała nadzieje, że puder je, chociaż trochę ukrywa. Jego dłonie trzymały ją mocno jakby nie chciałby ktoś mu ją odebrał i z dziwną ulga odkryła, że jej to wcale nie przeszkadza.

Z tego dziwnego świata udało się ją wyrwać Albusowi. Złapana przez kuzyna, umknęła z objęć Scorpiusa, czując dziwny chłód. Mimo to dalej się bawiła, skakała i głośno śpiewała. Nie myślała o niczym innym aż do momentu, w którym zrobiło się jej ciemno przed oczami i się zachwiała. W ostatniej chwili złapała się stojącej obok osoby, która okazała się Alice Longbottom, jej rok młodsza koleżanka. Znały się od dziecka. Krukonka podtrzymała ją.

- Dobrze się czujesz Rose?

- Musze tylko chwilę odetchnąć, strasznie tutaj gorąco- oznajmiła biorąc kilka głębokich wdechów.

- Może wyjdźmy?- zaproponowała szatynka.

- Ja się nią zaopiekuję, jak wyjdziesz to nie wrócisz, a ja tez mam dosyć- zapewnił dziewczynę blond włosy Ślizgon.- Jak możesz to przekaż Albusowi, że ją odprowadzę i ma się nie martwić.

Krukonka jedynie potaknęła. Rose lekko oparła się o chłopaka i razem opuścili przyjęcie. Dziewczyna odetchnęła z ulga, gdy otoczyła ich cisz i chłodne powietrze. To było dziwne uczucie. Gdy drzwi zamieniły się w ścianę, zniknęły wszystkie dowody istnienia imprezy. Tylko ich stroje zdradzały, że gdzieś coś się dzieje.

Chcąc dać dziewczynie chwilę by odetchnąć, nie ryzykując przyłapania przez woźnych weszli do pustej klasy. Rose usiadła na ławce i się zaśmiała. Czułą jak siły jej wracają.

- Która jest godzina Śnieżynko z Leśnego Królestwa?

- Trochę po pierwszej w nocy- oznajmił, opierając się o ławkę naprzeciwko niej. Przyglądając się jej, czuł narastające pragnienie.

- Czemu tak na mnie patrzysz?- chłopak oderwał wzrok od jej dłoni i spojrzał w oczy dziewczyny, jedyny w pełni znajomy element jej wyglądu.

- Jesteś urocza- oznajmił odpychając się od ławki i stając krok od niej. Jeszcze kawałek i dotknąłby jej kolan.

- Nie jestem urocza! Urocze są dzieci, szczeniaczki, króliczki i inne małe stworzonka- Scorpius się uśmiechnął. Jego bliskość ją dekoncentrowała. Starała się patrzeć gdzieś indziej, ale jej na to nie pozwolił. Ujął dłońmi drobną twarz dziewczyny.

- Skoro nie urocza to śliczna, Rosie.

Dziewczyna patrzyła mu prosto w oczy, czując jak serce jej przyśpiesza. Pragnienie, które starało się przejąć kontrolę nad nim, dosięgnęło również jej serca. Rose czuła jakby wszystko inne znikło. Był tam tylko on i ona, otoczona zapachem jego perfum, które dodatkowo kusiły.

I tak oto, nie do końca wiedząc, co robi złapała go za kołnierzyk i przyciągnęła do siebie. Ich usta się złączyły w pocałunek. W przeciwieństwie do Rose, która unikała bliskości, zwłaszcza tej męskiej, Scorpius miał, jako takie doświadczenie, ale wspomnienie owej dziewczyny, poznanej w wakacje odeszło w niepamięć. Rose sprawiła, że wszystko, co było wcześniej znikło. Jeden pocałunek rozbudził pragnienie i uczucia, których dziewczyna nie spodziewała się po sobie. Gryfonka zarzuciła mu ręce na szyję i wplotła dłonie w jego miękkie, jasne włosy. W tym czasie chłopak ją objął i nie zamierzał już nigdy wypuszczać.

Jeden pocałunek przerodził się w kolejne, coraz bardziej łapczywe. Oboje zapomnieli o wszelkich obiekcjach i zatracili się w tej bliskości. Chłopak na chwilę oderwał od niej usta by spojrzeć w ciemne oczy dziewczyny, a później pocałował ją po raz kolejny, marząc by nie był to tylko sen.

Może lepiej by było gdyby to nie była rzeczywistość, bo wtedy nikt nie wszedłby do klasy. Dwoje roześmianych uczniów otworzyło gwałtownie drzwi, ale widząc, że ta sala jest już zajęta poszli dalej. Scorpius ponownie spojrzał na Rose i zrozumiał, że czar chwili prysł. W jej oczach zagościł lęk i niepewność. Dziewczyna zsunęła się z ławki, odsuwając go od siebie. Odgarnęła poplątane włosy.

- Ja...- nie wiedziała, co ma powiedzieć. Patrzyła na niego czując wstyd.- Ja miałam iść do siebie.

- Rosie, nie siało się nic złego.

- Tak wiem, ale musze już iść- wyminęła go.- Dziękuję za pomoc.

Niemal wybiegła z Sali. Scorpius stał tam dalej sam, próbując opanować oddech i chęć by ją dogonić i ponownie pocałować. W palcach czuł mrowienie, które nie chciało zniknąć. Było wspomnieniem dotyku, ale bardzo wyraźnym.

Ta Gryfonka i Ten Ślizgon - Scoroseजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें