Rozdział 3.*

407 16 1
                                    

Destiny POV

Kiedy Syriusz opuścił skrzydło szpitalne Pani Pomfrey dała nam jakiś eliksir uspokajający nie szczędząc nam przy tym nagany za zawracanie jej głowy takimi głupotami. Fakt fakem, było to trochę głupie. Uspokoiliśmy się już całkiem a ja czułam się znużona i ociężała. Moje myśli krążyły gdzieś daleko i nawet nie zauważyłam kiedy wyszliśmy ze skrzydła. Pani Pomfrey kazała dla pewności nie wracać już dziś na lekcję. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę mojego dormitorium, nie zwracając uwagi na to gdzie i kiedy Louis się ode mnie odłączył. W tamtym momencie nie przejmowałam się tym zbytnio. Moje myśli krążyły wokół pewnego czarnowłosego chłopaka. Trudno było mi się przyznać przed samą sobą, że ukłuło mnie to z jaką łatwością Samantha okręciła go sobie wokół palca i jak szybko Syriusz się nią zafascynował. Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego jak przedmiotowo Łapa traktuje dziewczyny. Gdy mu się któraś spodoba to za góra dwa dni już są razem, a gdy mu się już znudzi po prostu ją zostawia i wymienia na inną niczym starą miotłę. Wiem, że traktuje tak dziewczyny ale jestem za to pewna, że nie przyjaciół. Syriuszowi bardzo długo schodzi komuś zaufać na tyle by dopuścić go do grona przyjaciół. Dobrze pamiętam jak z początku naszej znajomości totalnie mi nie ufał. Kiedy James chciał mnie zabrać na jakąkolwiek z ich "tajnych misji" polegających na wycinaniu żartów Flich'owi Syriusz nigdy się nie zgadzał gdyż twierdził, że wszystko zepsuję a potem na nich nakabluję profesorom. Po długich namowach Rogacza w końcu się do mnie przekonał. Na znak jego "akceptacji" co do mojej osoby kupił mi wtedy pudełko moich ulubionych ciastek z masłem orzechowym, które swoją drogą on także pokochał i następnego dnia wymknęliśmy się rzem do Hogsmead  aby kupić ich więcej. Od tamtego dnia zostaliśmy przyjaciółmi a z upływem czasu zaczęłam go traktować jak drugiego brata.

Doszłam do mojego dormitorium i od razu rzuciłam się zmęczona na łóżko.

Bardzo nie chciałam tego przyznać ale czuję, że moja relacja z Łapą się zmienia. Od jakiegoś czasu czuję się w jego obecności. Zniknęła ta swoboda i brak mojego zainteresowania co do jego zdania o mnie. Teraz coraz częściej zastanawiam się co o mnie pomyśli gdy coś zrobię bądź ubiorę. Z jednej strony przeraża mnie to bo nie chce stracić mojej przyjaźni z Syriuszem a z drugiej mam większą świadomość tego jak się przy nim zachowuję. Dopada mnie wtedy stres i czuję ucisk w żołądku. Nie umiem już swobodnie się przy nim zachowywać. Czy to prze ze mnie nasza relacja się zmienia? Czy może to nasza wspólna wina? Czy to możliwe żebym ja...

Nie. To nie możliwe ja nie mogłabym... Mogłabym?

Złapałam się za głowę nie mogąc odgonić od siebie napływających do mojej głowy myśli. Byłam wykończona a eliksir również robił swoje, więc nie było dla mnie zaskoczeniem, że nie wiadomo właściwie kiedy zasnęłam.

Miałam bardzo dziwny sen...

Śnił mi się z pozoru zwyczajny dzień w szkole, ale jeden szczegół się wyróżniał. Na każdym kroku czułam wściekłe spojrzenia rzucane mi przez Samanthę Lewis. Z początku nie wiedziałam czym są one spowodowane, aż nagle poczułam jak ktoś obejmuję mnie od tyłu składając pocałunek na moim policzku. Odwróciłam się zaskoczona do nieznajomego, a ten okazał się wcale nie być nieznajomym. Przed sobą miałam uśmiechniętą od ucha twarz brata Sam. Poruszył ustami jakby coś do mnie mówił ale ja nie usłyszałam nic. Nachylił się w moją stronę i przywarł do moich ust. Wtedy nie poczułam zupełnie nie. Zadnych motyli w brzuchu zrywających się do lotu ani przyjemnych dreszczy, jak to opisywano pocałunki w książkach, które przeczytałam. Nagle jednak coś się zmieniło. Uścisk na moich ramionach wzmocnił się ale był zarazem tak delikatny bym czuła się bezpiecznie. Poczułam ciarki i owiał mnie jakby przyjemny ciepły wietrzyk. Pocałunek się skończył, a ja powoli uchyliłam powieki. To co zobaczyłam sprawiło, że zabrakło mi tchu. Nie widziałam już twarzy Louisa. Przede mną stał ktoś całkiem inny. Kosmyki jego ciemnych włosów opadały mu na twarz a ja odruchowo zagarnęłam je za jego prawe ucho. Uśmiechnął się do mnie z czułością a ja poczułam się jak w niebie. Jego spojrzenie nie było takie jak zawsze a uśmieszek wcale nie był zawadiacki jak to zwykle u niego. Teraz uśmiechał się do mnie z czułością i troską a jego oczy wyrażały więcej niż słowa mogłyby przekazać. Poczułam na sobie drugie spojrzenie, i odwróciłam głowę, a tam zobaczyłam zazdrosną do granic możliwości Samanthę. Poczułam palce na swoim podbródku, więc sporwotem popatrzyłam na mężczyzne trzymającego mnie w ramionach.

Quatuor elementis - Destiny PotterWhere stories live. Discover now