19

305 28 3
                                    


- Muszę już iść, Marge – mówi i ocierając mokre od łez policzki, wyswobadza się z moich objęć, po czym kieruje się do drzwi wyjściowych. Pociągam nosem i nie dając za wygraną, idę krok w krok za mężem

- Nie idź... Proszę – szepczę, na co kiwa głową na boki – Nie zależy ci na nas? – pytam, a on słysząc moje słowa, odwraca się twarzą do mnie. Przechylając głowę na bok, patrzy prosto w moje oczy – Nie kochasz nas już? Nie chcesz nas już w swoim życiu? Cholera, Hombre...

- Tak właśnie myślisz? – przerywa mi w połowie zdania i unosząc dłonie, wplata palce w swoje włosy, po czym ciągnie mocno za ich końcówki – Właśnie dlatego, że was cholernie mocno kocham, Marge, muszę teraz wyjść – wyjaśnia ale nie bardzo rozumiem. 

Bez wstydu pozwalam łzom płynąć po policzkach. Opuszczam nisko głowę, ale Hombre podchodząc bliżej, łapie moją twarz w swoje ciepłe dłonie i unosząc lekko moją brodę, zmusza mnie do spojrzenia mu w oczy

- Kocham was najbardziej na świecie, to się nigdy nie zmieni, ale wiem też że nie mogę z wami zostać. – szepcze i przyciągając mnie do siebie, opiera czoło o moje. Przymyka powieki, wzdycha cicho i rozchylając lekko usta, kontynuuje - Niczego nie pragnę bardziej, jak waszego szczęścia. Ja wam go nie dam, Marge... Jestem niczym więcej, niż pieprzonym utrapieniem. Jestem alkoholikiem i narkomanem. Nie chcę być dla was tym, czym był dla mnie i dla mojej matki mój ojciec.

- Wiem, że się leczyłeś - wchodzę mu w słowo, a on kiwając głową, potwierdza to co powiedziałam

- Nadal się leczę, Marge. Z tego nie wychodzi się z dnia na dzień. Leczenie uzależnienia to ciągła walka, cholerny stres i częste wahania nastrojów. – tłumaczy, na co kiwam głową ze zrozumieniem.

- Możemy z tym walczyć razem, Hombre

- Nie chcę cię tym obciążać...

- Jestem twoją żoną – przypominam nieśmiało, a kąciki jego ust nieśmiało wędrują ku górze – W zdrowiu i w chorobie... Pamiętasz? – nie odpowiada, ale przyciska mnie mocniej do swojego ciała. Opuszkami palców przesuwa po moim policzku, na co po moich plecach przechodzi przyjemny dreszcz.

- Jak mógłbym zapomnieć? Przecież jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało – pochyla się do mnie i bez ostrzeżenia muska delikatnie moje usta. Ten pocałunek jest miękki i niesamowicie przyjemny. Naprawdę nie chcę żeby się kończył, ale Hombre odsuwa się ode mnie i łapiąc w palce moją brodę, unosi ją lekko do góry, spoglądając głęboko w moje oczy – Kocham cię, skarbie... Dlatego właśnie, chcę abyś była szczęśliwa, a ze mną tego nie zaznasz.

- Tylko z tobą mogę być szczęśliwa – szepczę ledwo słyszalnie, lecz jestem niemalże pewna, że mój mąż doskonale słyszy moje słowa – Bez ciebie jestem pusta... Bez ciebie Lucas, nic nie ma sensu – dodaję desperacko, po czym zanoszę się niekontrolowanym płaczem. 

Jest mi tak cholernie źle. Tak bardzo bym chciała aby wszystko się dobrze skończyło. Aby wrócił do nas. By zawalczył o siebie, o mnie, o nasze dzieci. Chcę go z powrotem w domu. Daję mu kolejną szansę, ale tym razem coś jest inaczej... On o nią nawet nie prosi, tak jak to było za każdym razem do tej pory. Poddał się. Nie wierzy już w siebie...

Wtulam się w jego ciepłe ciało, a on delikatnie głaszcze moje plecy.

- Boję się Marge, że znów mi odpieprzy – przyznaje szczerze, dokładnie to, co przypuszczałam. Pociągając głośno nosem odchylam się w jego ramionach i przekrzywiając głowę, spoglądam na niego zamglonym wzrokiem – Nie chcę was ranić – dodaje cicho i marszcząc brwi, zaciska mocno powieki. Na jego twarzy maluje się ból, który ze wszystkich sił chciałabym od niego zabrać. Łapię w dłonie jego policzki i przesuwam opuszkami palców po delikatnych zmarszczkach jakie pojawiły się w kącikach jego oczu.

- Nie poddawaj się – mówię, a on kręci głową na boki, jakby już dawno to zrobił – Będę w tym z tobą. Poradzimy sobie, Hombre – szepczę i chcę ponownie go przytulić, jednak mój mąż, łapiąc moje nadgarstki skutecznie mnie przed tym powstrzymuje. 

Zaciska palce na mojej skórze i z oczami pełnymi łez, oraz unoszącą się w zawrotnym tempie klatką piersiową, syczy przez zaciśnięte zęby

- Mój syn mierzył do mnie z pistoletu, rozumiesz? Doprowadziłem do tego, że moje dziecko mnie nienawidzi... Marge nasze dwunastoletnie dziecko musiało was bronić przede mną – jego głos się łamie, a po twarzy spływają gorzkie łzy – Jestem chujowym ojcem i jeszcze gorszym mężem. Nie chcę tego dla was. Chcę byś była szczęśliwa... Zasługujesz na to

- A ja chcę byś w końcu zrozumiał, że tylko przy tobie jestem szczęśliwa, Hombre – szarpię mocno, próbując wyrwać swoje dłonie z jego uścisku, a kiedy udaje mi się to zrobić, łapię miedzy palce materiał jego koszulki, po czym przyciągam go mocno do siebie. 

Jesteśmy tak blisko siebie, że czuję jego ciepły, miętowy oddech na swojej twarzy. Bez zastanowienia przyciskam usta do jego lekko rozchylonych warg, składając na nich czuły pocałunek. 

– Kocham cię, dlatego jestem w stanie zaryzykować po raz kolejny – szepczę w jego usta – Będę w tym razem z tobą, Hombre. Tym razem się uda, zobaczysz – próbuję go przekonać, ale mam wrażenie, że on już podjął decyzję. Nie zmieni zdania... Nie będzie o nas walczył. 

Odsuwam się od niego po raz kolejny i ponownie zaglądam prosto w jego oczy. Kręcę głową na boki, nie wierząc w to, że on nawet nie chce spróbować.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteśmy warci tej walki? – pytam prychając pod nosem, na co marszczy brwi w zdziwieniu. Przełyka głośno ślinę i wzdychając ciężko, oblizuje usta

- Jesteście warci, Marge, ale tak po prostu będzie lepiej...

- Dla kogo, Hombre? – chichoczę nerwowo i kiwając głową na boki, cofam się o krok od męża – Tylko dla ciebie, bo na pewno nie dla mnie.

- Robię to przede wszystkim z myślą o tobie i naszych dzieciach – szepcze, zmniejszając dzielącą nas odległość, na co znów robię krok w tył

- Gdybyś robił coś z myślą o mnie, to nigdy byś się nie poddał – mówię pewnie, na co kolejny raz wzdychając ciężko, opuszcza nisko głowę – Walczyłbyś do samego końca. Zrobiłbyś wszystko, by było jak dawniej. Poszedłbyś do pokoju naszego syna, przeprosiłbyś go, a potem prosiłbyś go o wybaczenie. Następnie poszedłbyś do naszej córki. Wziąłbyś ją w swoje ramiona, a później przeczytałbyś jej bajkę na dobranoc i położyłbyś ją spać. Na końcu przyszedłbyś do mnie. Przytuliłbyś mnie, pocałował i parząc mi prosto w oczy, powiedziałbyś jak bardzo mnie kochasz. Zapewniłbyś mnie, że wszystko co złe jest już za nami. Że od teraz już będzie tylko dobrze, a potem robiłbyś dosłownie wszystko aby tak właśnie było... To byś zrobił Hombre, gdybyś robił to dla mnie i dla naszej rodziny. Nie opuszczałbyś gardy. Nie uciekałbyś jak tchórz. Walczyłbyś, bo miałbyś świadomość tego, że jest o co... 

Forever?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz