9

366 44 1
                                    


Hombre


Budzę się z okropnym bólem głowy i krzywiąc usta w grymasie, zastanawiam się, co się do cholery stało, że czuję się tak, jakby ktoś przywalił mi obuchem w łeb. Jęczę jak cipa czując trudne do zniesienia pulsowanie pod czaszką i unosząc dłonie do twarzy, pocieram nimi policzki, licząc na to, że to pomoże mi się rozbudzić. Przez chwilę muszę dobrze się zastanowić gdzie w ogóle jestem, ale kiedy rozglądając się po pomieszczeniu w którym się znajduję, mój wzrok napotyka typowo hotelowy wystrój, przypominam sobie, że jestem w apartamencie na Sycylii. Pochylając się do przodu, z wielkim wysiłkiem próbuję przypomnieć sobie cokolwiek z poprzedniego dnia. Nie przychodzi mi to łatwo, ale jedno wiem na pewno. Znów wszystko spierdoliłem...

Zerkam przez ramię na drugą połowę łóżka i marszczę brwi w zdziwieniu, kiedy nie zastaję tam śpiącej Margaret. Nie mam pojęcia gdzie jest moja żona i co się stało, że nie śpi przy moim boku. Jest wcześnie, słońce jeszcze nie wzeszło, a moja ukochana zazwyczaj nie wstaje przed ósmą. Wyciągając rękę, sięgam po telefon leżący na stoliku nocnym i odblokowując ekran sprawdzam godzinę. Zegar wskazuje za minutę szóstą. Jedynym wytłumaczeniem nieobecności Margaret w łóżku, jest to, że najprawdopodobniej poszła do łazienki.

Z jękiem na ustach zsuwam się z królewskiego łoża, po czym kieruję się pod drzwi toalety

- Marge? – pytam, pukając przy tym w drewnianą powłokę, ale jedyne co otrzymuję w zamian, to idealna cisza. 

Naciskam na klamkę a kiedy ustępuje, wchodzę do środka. Marszczę brwi w zdziwieniu, zauważając puste pomieszczenie. Nie zastanawiając się dłużej, wycofuję się z sypialni, po czym idę sprawdzić pozostałe pokoje. Nie znajduję jej nigdzie. Apartament jest zupełnie pusty.

- Co do cholery? – mruczę pod nosem i opadając na kanapę, chowam twarz w dłonie i z ciężkim westchnieniem próbuję sobie przypomnieć wydarzenia z poprzedniego dnia. 

Wspomnienia migają w mojej głowie, ale zatrzymują się w momencie w którym spotkałem swojego starego kumpla. Piliśmy – to na pewno... Ale co było potem?

Próbuję przewinąć klatka po klatce wczorajszy wieczór i kiedy wydaje mi się, że nie jestem już w stanie dowiedzieć się tego dlaczego moja głowa napieprza niemiłosiernie, a mojej żony nie ma tu ze mną, przed oczami staje mi scena z toalety barowej. Dwie idealnie usypane kreski białego proszku, leżące na czarnej, marmurowej umywalce i ja, bez namysłu pochylający się, by wciągnąć je nosem.

- Ja pierdolę – wzdycham ciężko, nie mogąc uwierzyć w to, że po raz kolejny to zrobiłem...

Obiecywałem jej... Obiecywałem jej i dzieciom, że się poprawię, że nigdy więcej nie zobaczą mnie nawalonego. Miałem być czysty. Miałem przestać chlać i po części zrobiłem to. W zasadzie, alkohol mogę rzucić od tak, na pstryknięcie palcami, jednak nie on tu jest największym problemem. 

Stając się właścicielem klubu i otwierając go na nowych zasadach, zacząłem obcować z ludźmi, którzy niewiele różnili się od tych z którymi pracowałem w kartelu Justina. Ćpali na potęgę, z dnia na dzień, na nowo wciągając mnie w to gówno. Raz udało mi się odmówić. Drugi też, ale za którąś propozycją z kolei, podczas jednej z licznych imprez i po kłótni z Margaret, pozwoliłem sobie na dwie kreski dla rozluźnienia. To miał być tylko ten jeden raz, a skończyło się na tym, że przez ostatnie trzy lata, wciągnąłem tego gówna naprawdę niemałą ilość. Nie, nie ćpałem codziennie – gdybym to robił, to już dawno wąchałbym kwiatki od spodu – ale mimo wszystko robiłem to zbyt często...

Forever?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz