Rozdział 9

2 0 0
                                    

Dzyyyyyyń!

No to zaczyna się okienko. Westchnęłam głośno i obróciłam się w stronę dziewczyny. Ona już nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Ręce jej drżały, a kąciki ust wychylały się coraz bliżej ust.

- To gdzie idziemy? - zapytała – Na boisku jest takie ładne drzewo, mogłabym się fajnie oprzeć... Albo można iść na plac zabaw i byś mnie narysowała, jak bujam się na bujaczce. To tylko 5 minut stąd...

- Zostajemy tu – odparłam – Siadaj.

Pokierowałam blondzie w stronę ławki. Kazałam jej usiąść na blacie, a następnie ustawiłam jej nogi i ręce. Wyglądało to nawet znośnie.

- A tobie co? - zapytałam, gdy dziewczyna zrobiła się cala czerwona.

- Nic – uśmiechnęła się lekko – Po prostu nadal uważam, że na zewnątrz byłoby lepiej.

Wywróciłam oczami i zaczęłam ją rysować.

Narysowałam jedną pozę, drugą, trzecią. Czasem siedziała, czasem stała. Wymyślałam różne pozycje. Szybko to schodziło, tak z 5 minut na obrazek. Nie starałam się jakoś specjalnie. Chciałam oddać bryłę, nie szczegóły. Liczyła się dla mnie puszystość włosów i zwiewność bluzki, sztywność spódniczki. Każde rysowałam inaczej. Jednym ołówkiem ale inaczej. Inna linia, inny kąt, inna intensywność. Chyba podołałam zadaniu

- Może być? - zapytałam po skończeniu 6 obrazków.

- Oh! - westchnęła dziewczyna po wstaniu z krzesła.

Podeszła bliżej i wzięła kartki w ręce. Wpatrywała się uważnie w każdą po kolei.

- To takie... niesamowite – powiedziała.

Zerknęłam na nią, marszcząc brwi.

- Ale wiesz czego brakuje? - zapytała – Brakuje uśmiechu.

- Nieistotne – odparłam – Chcesz któryś z nich? Zrobiłam za dużo.

- Emmm... - zastanowiła się przez chwilę.

Oglądała każdy obrazek bardzo dokładnie, ustawiała je w kolejności, przekręcała, odkładała. W końcu w jej rękach został tylko jeden. Akurat ten, który podobał mi się najmniej.

- Chcę ten – powiedziała – Ale... jeśli byś mogła... Dokończysz go?

- Jest dokończony.

- No ale wiesz... To tylko szkic. Nie mogłabyś zrobić z niego już takiego pełnowymiarowego rysunku? Tak wiesz... W ramach podziękowania za moje modelkowanie?

W sumie to czemu by nie. Poćwiczę sobie na czymś innym niż na oczach pana X. Kazałam Czajce jeszcze raz usiąść na krześle i zaczęłam dodawać do rysunku więcej szczegółów. Narysowałam parę kresek oznaczających ubrania, dodałam blik światła na włosach, zrobiłam nawet uśmiech. Ale czegoś nadal brakowało. Patrząc na Czajkę miałam przed oczami polanę pełną kwiatów. Różnokolorową, żywą. Na moim rysunku w tle była pusta kartka.

- Wyjdźmy na zewnątrz – nakazałam.

Dziewczyna była nieco zaskoczona ale spełniła prośbę. Parokrotnie próbowała mnie jakoś zagadać ale każdorazowo ją uciszałam. Nie miałam ochoty odpowiadać na jakieś durne pytania, musiałam znaleźć idealne miejsce. Nigdzie jednak nie mogłam znaleźć niczego co oddałoby ten klimat. Wszystko było takie puste, nijakie. Martwe. Zero uczucia. Z Czajki uczucia wylewały się nawet jak ich nie ukazywała. Zainteresowanie kawałkiem szmaty falującej na wietrze. Zaskoczenie, gdy tuż obok przeleciał wróbel. Wszystko dało się z niej wyczytać. Tak przynajmniej ja myślałam.

- Tutaj – powiedziałam – Tu jest dobrze.

Czajka rozejrzała się po okolicy. Od razu zauważyła starą, metalową bujaczkę obrośniętą liśćmi. Podeszła do niej i strzepnęła kawałki gałęzi z siedziska. Gdy usiadła i zrobiła pierwszy ruch coś zaszeleściło w krzaku, od którego się odepchnęła. Z gęstwiny wyleciało stado białych motyli. Oczy jej się zaświeciły, nie mogła wyjść z podziwu.

- Tak, tu będzie idealnie... - szepnęłam.

Dziewczyna bujała się powoli, ja tymczasem wyciągnęłam moje kartki i zaczęłam po nich mazać. Dodałam do rysunku roślinność, liście, trawę, gałęzie. Ożywiłam go. Wydawało się, jakby dziewczyna na kartce faktycznie poruszała się rytmicznie w przód i w tył, a liście delikatnie się kołysały. Przez chwilę zauważyłam nawet motyla gdzieś w krzakach. Temu rysunkowi nie potrzeba już nic więcej. Moja misja jest spełniona.

- Trzymaj – podałam jej kartkę – Skończyłam.

Przyglądała mu się przez chwilę. Potem spuściła wzrok. Gdy znowu go podniosła, jej oczy były całe mokre.

- Jest idealny – powiedziała, siorbiąc nosem.

Spojrzała na mnie nieśmiało i podeszła nieco bliżej. Ostrożnie uniosła rękę i objęła nią moje plecy.

- Dziękuję – szepnęła, po czym przytuliła się już całym swoim ciałem, o mało nie wytrącając mnie z równowagi.

Poczekałam chwilę, nie chcąc być niegrzeczna, po czym subtelnie ją odtrąciłam.

- Wracam do szkoły – powiedziałam i czym prędzej zrobiłam odwrót.

Do szkoły... Po co mi tam iść. Czego się niby dowiem. Jakiegoś nowego wzoru na objętość sześcianu? Przecież nigdy w życiu nawet nie będę się zastanawiać czy jakiś przedmiot jest sześcianem.

Walę to, idę na drzewo.

Skręciłam w bok i skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Tego koło ryneczku. Skoczę może jeszcze szybko po jakieś jabłko. Nic jeszcze dzisiaj nie jadłam, a raczej nie wrócę na obiad.

Już miałam schować się za rogiem jakiegoś budynku lecz usłyszałam za sobą kroki, niebezpiecznie szybko zbliżające się w moją stronę.

- Polaaa! - usłyszałam – Gdzie ty idziesz? Tam jest szkoła.

Zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech dla uspokojenia.

- Nie idę do szkoły.

- To gdzie niby?

- A to już akurat nie twoja sprawa.

Wiem, że wrednie to zabrzmiało, ale muszę się jak najszybciej stąd zmyć. Jak zaczekam do przerwy, to zleci się tu tyle dzieciarni, że nigdzie nie wyjdę.

- Ale... - Czajka zawahała się przez chwilę – Jak to? Czemu nie idziesz do szkoły?

Postanowiłam ją po prostu olać i poszłam dalej, zostawiając ją z tyłu.

- Zaczekaj! - krzyknęła – Idę z tobą.

Aghhhh. Czemu ona jest taka upierdliwa. Obróciłam się do niej bardzo powoli.

- Nigdzie nie idziesz. Wróć do szkoły. Ja idę na autobus.

- Zawołać nauczycielkę? - uśmiechnęła się.

- Co.

- Nie można wychodzić ze szkoły przed końcem lekcji.

Przechyliłam głowę.

- Ale sama chciałaś to przed chwilą zrobić – powiedziałam podejrzliwie.

- No jak pójdę z tobą, to nie będzie miał kto naskarżyć nauczycielce. A jak wrócę do szkoły i mnie zapyta, to co będę miała zrobić?

A to menda. Podeszła mnie. No ale co mam poradzić. Chyba już lepiej siedzieć z nią na drzewie niż z nią w szkolnej ławce.

- No to idziemy – powiedziałam.

Jest i nowy rozdział. Aż mi głupio, że tak mało piszę. Postaram się poprawić!

Sen wiecznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz