5.

623 73 28
                                    

        Co się dzieje, gdy tracisz najbliższą osobę? To oczywiste. Tracisz siebie. Twoje serce łamie się na miliony drobniutkich kawałeczków, aż w końcu powoli umiera.

Czujesz, jak ulatuje z ciebie życie, widzisz tylko szarość. Cały twój świat rozpada się, a ty wraz z nim.

        Od chwili śmierci Newta, Thomas nie mógł na siebie patrzeć. Kiedy pociągnął za spust, wiedział, że zrobił najgorszą rzecz w życiu. Zabił swojego chłopaka. Patrzył, jak Newt pada na ziemię i nie potrafił ugasić rwącego bólu w klatce piersiowej. Łzy leciały po policzkach, a on wpatrywał się w ciało blondyna. Nie mógł ruszyć się z miejsca, choć widok martwego przyjaciela dokładał mu cierpień.

Nigdy nie powiedział nikomu prawdy o jego śmierci. Nie potrafił patrzeć im w oczy i nie wiedział, jak mógłby im wszystko wyjaśnić. "Hej, zabiłem naszego przyjaciela, ale musiałem to zrobić, bo inaczej on zabiłby mnie."? Może tak byłoby lepiej. To on powinien nie żyć.

        Nie radził sobie. Kompletnie nie dawał rady. Jego życie w ciągu kilku miesięcy stało się puste, szare i bezwartościowe. Każdy dzień wypełniała rutyna. Wstać, przetrwać kilka godzin, zasnąć. Praktycznie nic nie jadł, był wychudzony, nie miał siły wstawać i myć się codziennie.

- Hej - powiedziała Brenda, wchodząc do jego pokoju i przerywając ponure rozmyślania. - Przyniosłam ci coś do jedzenia. Tommy, jesteś strasznie chudy.

- Nie mów tak - wstał.

- Jak? Że jesteś wychudzony?

- Nie nazywaj mnie Tommym!

- Dlaczego? - zapytała, marszcząc brwi.

- Bo tylko on mnie tak nazywał... - wyszeptał, czując pod powiekami łzy.

         Dziewczyna podeszła bliżej drzwi.

- Zjedz, proszę.

        I wyszła.

Thomas rzucił się na łóżko i zaczął płakać. Nie potrafił zapanować nad emocjami, gdy przywoływał myśli o Newcie.

Tęsknił za nim. Tak cholernie chciał go znowu zobaczyć. Nie było dnia, w którym nie żałowałby tego, co mu zrobił. Dlaczego go posłuchał? Jak mógł odebrać życie, które dla niego samego było siłą i nadzieją?

        Kiedy tylko zamykał oczy, licząc na choć chwilę upragnionego snu, pod jego powiekami pojawiał się obraz Newta. Jego uśmiech, żarty, smutek, gdy tracili bliskich. Ich pierwszy pocałunek, a później kolejne jeszcze piękniejsze od poprzednich. Widział Newta wtulającego głowę w jego pierś. Newta patrzącego na niego z miłością w oczach i uśmiechem na ustach. A zaraz potem Newta obdarzającego go smutnym, błagalnym spojrzeniem. Grymas bólu na jego twarzy i osuwające się na ziemię ciało.

         Otworzył oczy. Odczuwał ból na każdym skrawku ciała, w każdej komórce, z której się składał. Był chaosem. Był cierpieniem, łzami i smutkiem. Rozmyślaniami o martwym chłopaku i nienawiści do siebie.

Czy Newt obserwuje go z góry, patrząc na niego z politowaniem? Może wciąż zastanawia się, dlaczego Thomas go posłuchał i naprawdę go zabił? Na pewno go nienawidzi, a myśl ta sprawiała, że klatka piersiowa Thomasa piekła, paliła, a serce chciało się z niej wyrwać.


*        *        *        *


        Słyszał w głowie głos Newta. Ten ledwo słyszalny szept. "Proszę, Tommy, proszę...". Widział go.

Przekręcał się z boku na bok, próbując odgonić tę wizję, jednocześnie nie mogąc wybudzić się ze snu.

Kiedy w końcu się obudził, wstał i podszedł do szafki koło okna. Kilka dni przed śmiercią Newt dał mu list. Thomas lubił go czytać, a robił to prawie codziennie.

Na dole kartki widniały słowa: "Opiekuj się dla mnie wszystkimi. I dbaj o siebie. Zasługujesz na to, aby być szczęśliwym. Kocham cię, Tommy.".

Nie mógł jednak spełnić tej prośby. Jak miał to zrobić, kiedy był w rozsypce?

"Tęsknię za tobą, Newt", wyszeptał, przykładając kartkę do piersi.


*        *        *        *


        Postanowił jednak wyjść z pokoju i porozmawiać z przyjaciółmi. A przynajmniej się postarać.

- Thomas! - wykrzyknął Minho, gdy tylko go zobaczył.

- Hej.

- Cieszę się, że jesteś.

- Ta, ja też.

- Chodź, pogadamy - Minho pociągnął go w stronę jednej z kanap w wielkim domku. Po śmierci Newta i Teresy, Minho, Thomas, Brenda, Jorge, Aris i wszyscy Odporni, którzy przeżyli, przedostali się przez Płaski Przenos do bezpiecznego miejsca, miasteczka niezniszczonego przez Słońce i Poparzeńców. Nauczyli się żyć i zaczynali być szczęśliwi. Wszyscy. Z wyjątkiem Thomasa.

- Jak się czujesz? - podjął Minho.

- Nie najlepiej.

- Wiem, że ty i Newt byliście sobie bliscy i wiem, jak bardzo to boli, ale minął prawie rok, a ty w ogóle o siebie nie dbasz i...

- Zabiłem go.

        Twarz Minho zmieniła wyraz na zdziwiony. Thomas nie mógł na niego patrzeć. Powiedział to pod wpływem impulsu i teraz tego żałował. A jednak spadła z niego malutka część ogromnego ciężaru.

- Co?

- Kazał mi go zabić. Dał mi pistolet i... zabiłem Newta - schował głowę w dłonie, nienawidząc siebie coraz bardziej. - Nie chciał, by Pożoga całkiem nim zawładnęła, ale... Jezu, co ja zrobiłem?

        Spodziewał się, że Minho go znienawidzi tak, jak on nienawidził siebie. Będzie wściekły. Na pewno się od niego odwróci. Straci go. Ale czego innego miał się spodziewać? Przecież zabił ich wspólnego najlepszego przyjaciela.

         A jednak, kiedy poczuł na ramieniu dłoń kumpla, odważył się spojrzeć mu w oczy.

Zobaczył w nich współczucie, ból i... zrozumienie.

- Zrobiłeś to, o co cię poprosił. Thomas, on i tak by zmarł. Wiem, że masz wyrzuty sumienia i wściekasz się na siebie, mnie, Brendę, na cały świat. Kiedyś to minie. Thomas, to nie twoja wina.

- Zabiłem go...

- Tak. Ale przyjdzie czas, kiedy pogodzisz się z tym, że nie mogłeś tego zmienić.

- Tak bardzo go kochałem. Kocham. I strasznie za nim tęsknię.

- Wiem. On też cię kochał. I przysięgam, purwa, przysięgam... jeśli istnieje życie po śmierci to Newt na pewno patrzy na ciebie z góry. Chciałby, żebyś był szczęśliwy. Żebyś zaczął żyć. Rozpacz i nienawiść nic ci nie dadzą. Pogódź się z tym. Wiem, ile straciłeś, ile wszyscy straciliśmy. Cholera, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cofnąć czas.

- Taa... ja też.

- Straciliśmy Chucka, Teresę, Alby'ego, Billa, Winstona. Newta. I wiele innych osób. Jednak my żyjemy. A oni chcieliby, żebyśmy poukładali sobie życia. Dasz radę.

- A więc wierzysz w życie po śmierci? - zapytał.

- Sam nie wiem. Może. Myślę, że ci, którzy nas kochają i których my kochaliśmy, nigdy nas nie opuszczają, więc... może wiodą swoje życie w niebie, strzegą nas i są szczęśliwi. I wolni.

        Thomas był wdzięczny przyjacielowi za tę rozmowę. Wiedział, że ponieśli wiele strat. Może więc jeszcze jedna nie zrobi różnicy?

- Przepraszam, Minho - szepnął, wstając.

- A to za co?

- Za wszystko. Cieszę się, że jesteś moim przyjacielem.

- Nie rozckliwiaj się - zaśmiał się cicho. - Ale... ja też, Thomas.

         Chłopak ruszył do swojego pokoju z zamiarem napisania pewnego listu.

our maze in heaven || the maze runner, newtmas ✔Where stories live. Discover now