4.

711 81 103
                                    

        Był drugi w Strefie. Przyjechał w Pudle miesiąc po Albym.

Krótkie blond włosy, drobne ciało, piękne oczy.

Newt.

Gdy obudził się w zatęchłym Pudle, zaczął kasłać i kichać, a później popłakał się z bezsilności, bo nie wiedział, gdzie jest, jak się stąd wydostać i stracił pamięć.

         Nienawidził miejsca, w którym się znalazł. Nienawidził go tak strasznie, że pewnego razu wspiął się po bluszczu na jedną ze ścian w Labiryncie, najwyżej jak tylko potrafił i skoczył, pragnąc zostać wyzwolonym przez śmierć.

Próba samobójcza okazała się nieudanym eksperymentem, ponieważ tylko złamał nogę i Alby znalazł go kilka godzin później.

        Newt nie był słaby. Ale nie był też wyjątkowo silny. Jak każda istota ludzka, miał swoje słabości, a co miał zrobić, gdy znalazł się w obcym, pustym miejscu, bez wspomnień, pamiętając tylko swoje imię? To oczywiste, że nie chciał tego ciągnąć. Wolał umrzeć, niż spędzić choćby minutę dłużej obok Labiryntu.


*        *        *        *


        Po incydencie w Labiryncie, Newt kulał na jedną nogę. Tę, którą złamał, gdy znalazł się na zimnej podłodze znienawidzonego budynku. Nie było więc mowy, by zapomniał o tym, czego chciał dokonać.

Jego życie w Strefie było cierpieniem, snuciem się z kąta w kąt, długimi momentami ciszy i samotności.

Kiedy w końcu zaczęli pojawiać się nowi chłopcy, Alby mianował go swoim zastępcą. Miał więc pilnować, by nastolatkowie przestrzegali wyznaczonych zasad. Dzięki temu mógł zajmować się Streferami i pilnowaniem ustalonego porządku, czym zabijał czas, który w innych warunkach spożytkowałby na ponure rozmyślania. A tego miał już dość. Za dużo złych myśli kręciło mu się w głowie. Za dużo pytań, za dużo pomysłów... cóż, na ponowienie próby z Labiryntu...

        Po roku pobytu w Strefie, na jego usta coraz częściej wkradał się uśmiech. Nie był to wyćwiczony, teatralny gest. Był szczery.

I nawet jeśli z całego serca nienawidził miejsca, w którym był, to naprawdę nie mógł nie kochać chłopców, z którymi przyszło mu żyć. Stali się jego przyjaciółmi, osobami, dla których chciał dobra i szczęścia. Nie miał wspomnień, nie pamiętał wcześniej prowadzonego życia, dlatego całym sobą pragnął nabyć nowe uczucia, myśli i... życie. Nawet jeśli nie było takie, o jakim by marzył. Nawet jeśli znajdował się w środku Labiryntu o niebotycznych rozmiarach, z którego wyjścia tak długo szukali i nawet jeśli zamieszkiwał tam rój Bóldożerców.

        Chciał być szczęśliwy, pragnął to czuć każdą cząstką siebie.

Czas mijał, a on odnajdywał nadzieję w każdym dniu. Nawet wtedy, gdy minęły ponad trzy lata, a oni nie mieli jakiejkolwiek wskazówki dotyczącej końca Labiryntu. Po prostu chciał się czegoś uchwycić, by mieć siłę na przeżycie kolejnego dnia. I kolejnego i jeszcze następnego.

A później pojawił się Tommy, dzięki któremu uśmiech Newta stawał się coraz szerszy, a wiara w lepszy czas zadomowiła się w jego sercu na dobre. Podobnie do uczucia żywionego względem chłopaka.


*        *        *        *


        Kiedy tylko go zobaczył, wiedział że coś się zmienia. Poczuł to w każdym milimetrze ciała, zupełnie jakby każda komórka, z której się składał, krzyczała: "nadchodzą zmiany!".

our maze in heaven || the maze runner, newtmas ✔Where stories live. Discover now