Był drugi w Strefie. Przyjechał w Pudle miesiąc po Albym.
Krótkie blond włosy, drobne ciało, piękne oczy.
Newt.
Gdy obudził się w zatęchłym Pudle, zaczął kasłać i kichać, a później popłakał się z bezsilności, bo nie wiedział, gdzie jest, jak się stąd wydostać i stracił pamięć.
Nienawidził miejsca, w którym się znalazł. Nienawidził go tak strasznie, że pewnego razu wspiął się po bluszczu na jedną ze ścian w Labiryncie, najwyżej jak tylko potrafił i skoczył, pragnąc zostać wyzwolonym przez śmierć.
Próba samobójcza okazała się nieudanym eksperymentem, ponieważ tylko złamał nogę i Alby znalazł go kilka godzin później.
Newt nie był słaby. Ale nie był też wyjątkowo silny. Jak każda istota ludzka, miał swoje słabości, a co miał zrobić, gdy znalazł się w obcym, pustym miejscu, bez wspomnień, pamiętając tylko swoje imię? To oczywiste, że nie chciał tego ciągnąć. Wolał umrzeć, niż spędzić choćby minutę dłużej obok Labiryntu.
* * * *
Po incydencie w Labiryncie, Newt kulał na jedną nogę. Tę, którą złamał, gdy znalazł się na zimnej podłodze znienawidzonego budynku. Nie było więc mowy, by zapomniał o tym, czego chciał dokonać.
Jego życie w Strefie było cierpieniem, snuciem się z kąta w kąt, długimi momentami ciszy i samotności.
Kiedy w końcu zaczęli pojawiać się nowi chłopcy, Alby mianował go swoim zastępcą. Miał więc pilnować, by nastolatkowie przestrzegali wyznaczonych zasad. Dzięki temu mógł zajmować się Streferami i pilnowaniem ustalonego porządku, czym zabijał czas, który w innych warunkach spożytkowałby na ponure rozmyślania. A tego miał już dość. Za dużo złych myśli kręciło mu się w głowie. Za dużo pytań, za dużo pomysłów... cóż, na ponowienie próby z Labiryntu...
Po roku pobytu w Strefie, na jego usta coraz częściej wkradał się uśmiech. Nie był to wyćwiczony, teatralny gest. Był szczery.
I nawet jeśli z całego serca nienawidził miejsca, w którym był, to naprawdę nie mógł nie kochać chłopców, z którymi przyszło mu żyć. Stali się jego przyjaciółmi, osobami, dla których chciał dobra i szczęścia. Nie miał wspomnień, nie pamiętał wcześniej prowadzonego życia, dlatego całym sobą pragnął nabyć nowe uczucia, myśli i... życie. Nawet jeśli nie było takie, o jakim by marzył. Nawet jeśli znajdował się w środku Labiryntu o niebotycznych rozmiarach, z którego wyjścia tak długo szukali i nawet jeśli zamieszkiwał tam rój Bóldożerców.
Chciał być szczęśliwy, pragnął to czuć każdą cząstką siebie.
Czas mijał, a on odnajdywał nadzieję w każdym dniu. Nawet wtedy, gdy minęły ponad trzy lata, a oni nie mieli jakiejkolwiek wskazówki dotyczącej końca Labiryntu. Po prostu chciał się czegoś uchwycić, by mieć siłę na przeżycie kolejnego dnia. I kolejnego i jeszcze następnego.
A później pojawił się Tommy, dzięki któremu uśmiech Newta stawał się coraz szerszy, a wiara w lepszy czas zadomowiła się w jego sercu na dobre. Podobnie do uczucia żywionego względem chłopaka.
* * * *
Kiedy tylko go zobaczył, wiedział że coś się zmienia. Poczuł to w każdym milimetrze ciała, zupełnie jakby każda komórka, z której się składał, krzyczała: "nadchodzą zmiany!".
![](https://img.wattpad.com/cover/156852071-288-k907627.jpg)
YOU ARE READING
our maze in heaven || the maze runner, newtmas ✔
Randomalby. chuck. teresa. newt. thomas nie może pogodzić się ze stratą swoich przyjaciół, zwłaszcza newta, który był kimś więcej niż tylko kumplem. czy dostanie szansę spotkania ich na nowo? czy naprawdę istnieje życie po śmierci? i czy umarli żyją w nie...