III

15 4 0
                                    

Stali przed drzwiami parterowego domu. Miała na sobie ten sam płaszcz, co w dniu przesłuchania ojca Conana pod nim miała ubraną błękitną bluzkę. Całość dopełniały dżinsy i czarne buty pumy. Mężczyzna zaś był ubrany w białą koszulę oraz czarne spodnie. Na stopach miał czarne lakierki. Kiedy chłopak zapukał do drzwi, ona przeczesała krótkie, brązowe, siwiejące włosy. Odczekali pięć minut i młodzian powtórzył czynność. Nancy westchnęła zniecierpliwiona.

— To się robi inaczej — złożyła dłoń w pięść i agresywnie zapukała do drzwi. Blondyn otworzył szerzej oczy i spojrzał na nią spod byka. Nancy ponownie zapukała, a następnie zaczęła natarczywie naciskać guzik dzwonka. W końcu drzwi otworzyła im niższa od Nancy o kilka centymetrów kobieta prawdopodobnie po trzydziestce. Włosy miała związane w koka. Ubrana była w miętowy szlafrok. Spojrzała na nich zdenerwowana, ale jej wzrok złagodniał, gdy ujrzała legitymacje detektywów. — My do Pani syna.

— Conana? Jest u kolegi na miesiąc — odpowiedziała sikorka. — Coś zrobił, że detektywi przyjechali, a nie posterunkowi?

— Wejdźmy do środka — zaproponował, a jej pytania, puścił mimo uszu. Matka wpuściła ich i pokazała na kanapę. Chwilę później dołączył do nich mąż kapłanki rodzinnego ogniska, który był ubrany, jakby szedł na trening. Kobieta przedstawiła ich mężczyźnie.

— Państwa syn nie żyje — Nancy powiedziała to prosto z mostu. Dozgonna towarzyszka na początku zaśmiała się nerwowo, a później oczy wypełniły łzy.

— Co pani mówi? To żart? — zapytał z niedowierzaniem ojciec chłopca. Nancy oraz Terry pokręcili głowami. W tym momencie pani domu dała upust łzom i przytuliła się do ramienia męża. Siedzieli w ciszy dobry kwadrans. Miły zaprowadził żonę do sypialni i wrócił do detektywów. Wziął krzesło i usiadł naprzeciwko nich. — Jak? — ,,Parę razy bach, bach w ścianę głową i zgon" chciała powiedzieć Nancy, ale się powstrzymała. Oddała głos koledze.

— Sprawca zabił Pana syna oraz jego kolegę. Jeden zginął przez uduszenie, a drugi, pański syn, od wielokrotnych uderzeń głową o ścianę kamienicy — starał się mówić najłagodniej, jak tylko potrafił. Ojciec zakrył usta dłonią i wziął głęboki, drżący oddech.

— Kto? — Wydusił z siebie kochanek i przetarł twarz dłonią. Nancy rwała się do odpowiedzi.

— Badamy to — odpowiedziała od razu po czym wstała. Terry zrobił to samo. Zaprosili obu rodziców na przesłuchanie na komisariacie, pożegnali się uściskiem dłoni i podeszli do drzwi.

Terry usiadł za kierownicą i zapiął pasy.
— Kto by pomyślał, że moja pierwsza sprawa będzie tak brutalna.
— Kto by pomyślał, że będę musiała walić w dzwonek, jak komornik — zripostowała go i wjechali na parking. Wysiadła i spojrzała w lusterko. Poprawiła grzywkę i weszła do środka. W gabinecie usiadła na swoim miejscu, a Terry dołączył do niej chwilę później.

— Zostało powiadomić tamtą rodzinę, przesłuchać podejrzanego i zaczynamy powoli rozkładać karty — stwierdził, siadając na jednym z trzech krzeseł.

— Nie mam pojęcia, czy dobrze użyłeś tej przenośni, ale po części masz rację — odpowiedziała i założyła ręce na kark. Usłyszeli trzykrotne pukanie do drzwi, a później wszedł do środka nieco młodszy od Nancy mężczyzna z naręczem papierów.

— Jak poszło? — Zapytał i oparł się plecami o ścianę.

— Jedna rodzina zaproszona na przesłuchanie, jeszcze rodzina tamtego drugiego, a na koniec została rodzina oskarżonego — wzruszyła ramionami. — Jednego dnia musimy zaprosić te dwie rodziny. Dlatego Terry przesłucha mamę albo tatę tego Conana, pojedziemy później do podejrzanego, a ty, poruczniku Ink, razem z naszym staruszkiem detektywem Lee, weźmiecie kurs na rodzinę uduszonego — wstała, splatając ręce za plecami i podeszła do okna.

— Ink? Atrament? Serio? — Pytał najwyraźniej rozbawiony Terry.

— Siedź cicho, wierzba — odparowała. — Trzeba się z tym wszystkim uporać do szesnastej — wróciła na swoje miejsce i położyła dłonie na biurko. — Musi coś być. Musiała gdzieś popełnić jakiś błąd.

— Nie możemy po prostu do niej pojechać? — Dopytywał się młody detektyw. Ink spojrzał na niego współczującym wzrokiem. Terry dobrze wiedział, że zaczyna sobie grabić u bardziej doświadczonej Nancy.

— Panie, do niej się dostać jest trudniej, niż do majtek zakonnicy — skwitowała i wyjęła telefon. Odblokowała go i położyła na biurku. Wskazała dłonią na urządzenie i skrzyżowała dłonie na piersiach. — No proszę, zainstaluj jej aplikację i poproś o jej adres zamieszkania, a na pewno go dostaniesz — spojrzała na niego spod byka i czekała, aż ten wykona jej prośbę. Niepewnie patrzył na smartfon długie pięć minut. Wziął go do dłoni i zablokował. Położył komórkę na biurku i posunął go w jej stronę. Nancy wzięła automat telefoniczny i schowała go do kieszeni płaszcza. Siedzieli w ciszy. Ani ona, ani Terry, ani porucznik się nie odezwali. W końcu, w pokoju rozległ się dźwięk pukania. Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi. Otworzyły się i ujrzeli ojca Conana oraz detektywa Lee. Terry wstał.

— Proszę za mną — poszedł do drzwi, a następnie poszedł z mężczyzną do sali.

Ano-chan APPWhere stories live. Discover now