II

19 4 0
                                    

Zeznanie Joe'a Cartera (12 sierpnia, 22:20, przesłuchujący detektyw Nancy Ackley)

Nancy Ackley: Cóż... Rozumiem, że jest Pan niewyspany, panie Joe, ale to zajmie małą chwilkę.

Joe Carter: Mam nadzieję, pani detektyw! Mam w piwnicy drewna do porąbania, kota do nakarmienia, psa do wyprowadzenia na spacer, dzieci zawieść do teściowej, żonę na zakupy, sprzątnąć trzeba. Widzi pani ile to obowiązków mieć rodzinę? Chociaż, sądząc po obrączce, to ma pani rodzinę.

A: Drewna w piw... Słyszał Pan w nocy dźwięk bójki oraz głosy...

C:Tak. Łowiłem uchem. Później dosłyszałem echo dzwonienia. Tak jakby ktoś uderzał o ścianę łańcuchem. Później było cicho, a jeszcze później zaczęły się krzyki tych dwóch chłopaków. Po chwili jeden chyba ucichł, a drugi przez chwilę darł się z bólu. Nie minęła minuta, a przestał. Nastał spokój, jak u Pana Boga za piecem. No, prawie święty spokój, ponieważ było słychać te uderzenia o ścianę. Miasto jest małe, każdy się zna. Myśli pani, że ktoś z tego okręgu to zrobił?

A: Słyszał Pan dźwięki bójki i nie zareagował?

C: Nie. W mojej kamienicy mieszkają głównie starsze osoby. A nawet jest jedna rodzina, która składa się tylko z babci i dwóch młodych wnuków. Młodzież wie, kto mieszka w czynszówkach, w naszej uliczce, a przynajmniej kojarzy. Nic dziwnego, że lubią straszyć mieszkańców po nocach. Zwłaszcza dzieci. Myślałem, że to ich kolejny żart.

A: Znał Pan zamordowanych?

C: Mój syn chodził z jednym do klasy i często się spotykali. Raz u nas, raz u nich...

A: Pokażę Panu ich zdjęcia i powie mi Pan, który to był?

C: Jasne. To ten. Z rozbitą głową. Biedny.

A: Może mi Pan powiedzieć o nim coś więcej?

C: Miał na imię Conan. Często mówił, że jego rodzice dali mu tak na imię, bo inspirowali się tym pisarzem, co napisał Sherlocka. Miał dwanaście lat. Fajny, przyjazny, omijał bójki. Z jego rodzicami znam się słabo. Widziałem ich tak ze dwa może trzy razy. Robili na mnie dobre wrażenie, ale pewnie wie pani, jak to jest. Przy gościach mili, pozwalają na wszystko, a bez gości - zakaz tego, to złe, nie rób tego, nie wolno ci. Jego rodzina ostro przestrzega tego całego savior-vivre. Był zadbany. Czyste ubrania, zachowanie nienaganne, ale miał swoje wady. Za szybko podejmował decyzje, za bardzo ufał ludziom. Z tego, co mi wiadomo to to, że nie miał wrogów. Może pani wziąć ode mnie te zdjęcia? Dziękuję.

A: Proszę, niech pan napisze mi adres rodziców chłopaka. Dziękuję. Jeszcze jedno pytanie... Czy Conan mógłby zrobić coś, co zaszkodziło by albo zdenerwowało by inną osobę?

C: Hm... Wie pani co? Nie wydaje mi się. Był fajny. Każdy go lubił. Chociaż, w jego klasie była osoba, z którą każdy miał problem, ale nie wydaje mi się, aby on był na tyle zdolny, aby czegoś takiego dokonać.

A: Chyba? Osoba?

C: Tak, jak mówiłem każdy miał z tym chłopakiem problemy. Miał, że tak powiem, po młodzieżowemu, sapy. Do Conana też pewnie miał. Nie był stąd. Tyle o nim wiem.

A: Proszę, niech pan napisze adres szkoły, imię i nazwisko tego młodzieńca oraz klasę, do której chodzili.

C: Miał trzynaście lat. Nie zdał do klasy wyżej, więc został w klasie szóstej. Proszę. Jestem wolny?

A: Tak, dziękuję, że pan się stawił na przesłuchaniu i podał ważne informacje.

C: Znajdźcie szybko tego mordercę. Do widzenia.

Ano-chan APPWhere stories live. Discover now