hope

181 43 9
                                    

—Już wole Jamesa. Wydaje się być porządny. Nie ćpa, nie pije. A ten Scott i reszta, proszę cię daj sobie z nimi spokój. Zobaczysz, jeszcze będziesz żałował tego że się z nimi zaprzyjaźniłeś jeśli w ogóle można to nazwać przyjaźniąprzypomniały mi się słowa mamy. Kurwa. Jak mogłem być takim idiotą, już nigdy więcej nie zlekceważe słów Lizy.

— Scott, ty idioto.

— Sam jesteś jebanym idiotą. Nienawidzę cię. Myślisz że jak jesteś jakąś gwiazdeczką to my jesteśmy jacyś inni?

—Ale o co ci chodzi?! Zawsze byłem z wami. Nie zachowywałem się jak dupna gwiazdeczka więc kurwa, łaskawie zamknij mordę— zza moich pleców wyszedł Tracy.

—O proszę, następna wielka gwiazda. W końcu wy wszyscy trzymacie się jednej ligi— parchnął śmiechem.— Oh, a jak tam smierć Charlesa?

—To ty coś nagadałeś policji?! Kurwa, nienawidzę cię! Spierdolisz mi tym życie. Pomyśl czasem co ty robisz. Wiesz co ci grozi za składanie fałszywych zeznań?! Albo jak mi tym zaszkodzisz?!— oburzyłem się. Nie powinien kłamać policji, on nawet nie wie kto to Charles! — Xander, Victor? Myślicie tak jak on?

—Ja nie chciałem ci niszczyć kariery— Victor podniósł ręce w geście obronnym.— Nawet mówiłem im że to zły pomysł. Stary, lubię cię. Co miałem zrobić? Kazali mi— mówił niewzruszony.

—Chociaż tyle— spuściłem głowę Bo po prostu zrobiło mi się przykro. I już nie wiem kto jest fałszywy, a kto nie.

—Zamknij się Victor. Nie podlizuj mu się. To wszystko to był twój pomysł— podniosłem głowę.

—Co ty pierdolisz?! To wy to zaczęliście planować od imprezy, kiedy upiliście Gus'a! Nie wciskaj mi kitu i nawet nie próbuj zwalić na mnie wszystkiego— przysłuchiwałem się razem z Tracy'm ich rozmowie. A raczej kłótni, aż w końcu im przerwał.

—Wynoście się stąd. Cała wasza trójka jest siebie warta. Nie widzicie że go zniszczyliscie i on chce zostać sam?— zgadzało się, chciałem po prostu sobie odejść. Nie miałem nawet siły przywalić Scott'owi. A powinienem.

—Mógłbyś mi opowiedzieć dosłownie wszystko?— zapytał Jazz gdy wróciliśmy do mojego mieszkania.

—Jazz, wróć do domu. Potrzebują cię tam teraz.

—Mam to w dupie. Jesteś moim kumplem. Znamy się od lat i żeby ci pomóc muszę wiedzieć o co chodzi.

Opowiedziałem mu wszystko. Od A do Z. Dosłownie wszystko.

—Po pierwsze powinieneś porozmawiać z Bellą. Wiem że na pewno jest to dla niej trudny temat ale w końcu byłeś, bądź nadal jesteś, jej chłopakiem.

—Rozmawialiśmy ale powiedziała że chce przerwy. Zrozum że nie chce naciskać. To w końcu gwałt— w jednej chwili spojrzał na mnie poważnie.

—A to „zabójstwo"? Mówiłeś, że gdy dowiedziałeś się o tym co zrobił Belli, przeszło ci przez myśl zabicie go. Zrobiłeś to?

—Jak możesz mnie o to osądzać?! Nigdy bym nie zabił człowieka! Nawet tak bardzo pojebanego jak on!— i tu mówiłem prawdę.

—Dobra, uspokój się.

—On sam skoczył! Byłem przy tym!

—Wierze ci... A co z twoją mamą? Ona o wszystkim wie?

—O gwałcie tak, ale czy o morderstwie to nie wiem. Pewnie już gdzieś coś przeczytała i się mnie wstydzi— naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Poszedłem je otworzyć. O wilku mowa. Pomyślałem. To się dopiero zacznie.

__

Może i narazie przynudzam czy coś ale to jest jakby wstęp do tego co stanie się w dalszych rozdziałach dlatego konieczne było napisanie tego.

Poruszę teraz dość ważną kwestie. Zależy mi na tym aby to dotarło do większości osób ale tez aby nikt z was nie czytał tego na siłę. Ta książka ma was zachęcać. Ma być czymś w stylu „Omg nareszcie dodała rozdział!" Czymś co będzie was wypełniało. To bardzo ważne.

Zaczęłam pisać to od razu po śmierci Gustava i naprawdę sądzę, że mam super plan na dalszą część książki ale bez waszego wsparcia po prostu nie mam zachęty. Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczy pisanie tego.

Jeśli tu dotarłeś to wiedz że cię kocham całym sercem!

Standardowo, jeśli to widzisz zostaw znicz dla Gusa [*]

when i die, u'll  luv me ┊ lil peep 🔒 Donde viven las historias. Descúbrelo ahora