Rozdział 6: Pozwól mi być sobą

1.3K 112 16
                                    

Kolejne godziny były najnormalniejszym co się wydarzyło tego dnia. Connor obchodził dom w poszukiwaniu dowodów, aby utworzyć najlepszy plan wydarzeń. Gdy był to już sam koniec poszukiwań, jego stan znów zaczął się pogarszać.
Zegar wskazywał północ, a Connor oddzielił się od grupy i skierował ku łazience. Przeszedł jej próg i zamknął za sobą drzwi, aż zawiasy cicho zaskrzypiały. Powoli podszedł do umywalki i westchnął. Złapał się za bok, zniżył głowę i jęknął.

- T-To już za dużo jak dla mnie... - jęknął do samego siebie.
Cały stres który odczuwał od dłuższego czasu, nagle zagłuszył jego wszystkie myśli, a już po krótkiej chwili płakał.

Connor spojrzał w lustro i westchnął. Ciężkie worki pod jego oczami stały się jeszcze ciemniejsze a twarz bledsza niż wcześniej. Łzy podrażniały jego wciąż uszkodzony policzek. Oczy stały się napuchnięte od płaczu a włosy były kompletnie potargane. Pociągnął nosem, gdy zamykał klapę sedesową na której później usiadł. Tam kontynuował cichy płacz.

***

Pewien detektyw podszedł do Hanka i delikatnie dotknął jego ramienia.

- Hej Hank, ja uh, mam pytanie, ale proszę tego nie odbierz źle - widać było, że był czymś zainteresowany, ale jednocześnie zdenerwowany.

- Ta? O co chodzi? Pytaj śmiało - Hank się zaśmiał, krzyżując ramiona na piersi i przechylając głowę odrobinę w bok.

- Co jest z... Connorem? Dziwnie się dziś jakoś zachowuje, szczerze to nawet BARDZO dziwnie. W dodatku nie jest tak zadbany jak zawsze. Kurde, on nawet nie ma na sobie całego uniformu! - krzyknął detektyw z wyrazem niedowierzania na twarzy.

- Biedak jest chory, w dodatku przechodzi przez ciężki okres. Nie bądź zbyt surowy dla niego, okey? - poprosił Hank.

- Oh, biedactwo... oczywiście, postaram się! - odpowiedział z uśmiechem.
Hank odwzajemnił uśmiech, jednak on szybko znikł gdy Hank uświadomił sobie pewien fakt.

- Skoro o nim mowa - gdzie do cholery jest Connor?

Obu mężczyzn gwałtownie westchnęło i rozpoczęli poszukiwania za androidem.

***

Connor wciąż siedział na klapie toalety chowając twarz w dłoniach. Płakał najciszej jak potrafił, tak by nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- Nienawidzę tego, nienawidzę, chcę się poczuć lepiej, chcę by Gavin mnie zostawił w spokoju, już nie potrafię tego znieść, chcę by ludzie mnie. zostawili.w.świętym.spokoju - mamrotał. Skulił się jeszcze mocniej płacząc i głośniej, w efekcie powodując, że jego temperatura wzrosła. Connor słyszał gwar na zewnątrz łazienki, ale go zignorował.

***

Hank podszedł do drzwi łazienki, zatrzymał się i przycisnął ucho do ściany. Ku jego zaskoczeniu, usłyszał płacz i mamrotanie. To był głos Connora. Bez zastanowienia Hank pośpieszył do łazienki, otworzył drzwi siłą, a widok jaki zobaczył przed sobą łamał jego serce.

Connor gwałtownie się wzdrygnął na dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi i spojrzał na Hanka. Napuchnięte oczy i zalana łzami twarz, były jedynymi rzeczami jakie Hank zdołał zobaczyć nim Connor podbiegł i ciasno go objął.

- Oh Connor, my chyba nie powinniśmy tu w ogóle przyjść... co się stało? - zapytał Hank, muskając kciukiem linie szczęki androida.

- Ja już tego nie zniosę poruczniku... - Connor pociągnął nosem - Mam już dość Gavina, mam juz dość tylu innych osób które się mnie czepiają od samej chwili wejścia do posterunku, mam dość budzenia się co dzień w bólu, mam dość czucia się bezużytecznym i nieistotnym, mam dość tego wiecznego stresu, mam dość tej choroby, ja tylko chcę by to wszystko... się skończyło.
Gdy Connor wyjąkał co mu leżało na sercu, łzy znów zaczęły my płynąc po policzkach. Zacisnął dłonie na kurtce Hanka, na której widniały mokre plamy od łez androida. Hank westchnął, gładząc plecy Connora. Jego ciało trzęsło się za każdym razem, gdy tylko łzy stawały się bardziej intensywne.

- Spokojnie... shh oddychaj, nie zostaniemy tu ani chwili dłużej okey? Idziemy do domu, jebać to dochodzenie, już wystarczająco pomogłeś.

Oboje wstali i Hank złapał za ramię swojego przyjaciela.

- Jesteś w stanie chodzić? - Hank się zapytał.

- T-Tak, jestem w stanie - zapłakany android odpowiedział, patrząc w dół na podłogę, widocznie zawstydzony.

- No to dawaj, idziemy - Hank mówiąc to założył jedno z rąk Connora nad swoje ramiona i złapał go za talię by wspomóc mu w chodzeniu.

Oboje powoli wyszli z pomieszczenia na zewnątrz. W tym czasie wielu pracowników im się przyglądało, ale duo zignorowała ich wzrok. Gdy oboje weszli do samochodu, pojechali do domu.

Głośne syreny policyjne powoli cichły i zlewały się z łagodnym szumem deszczu.

————

I'M NOT DEAD :0

No to jedziemy z tym koksem i kontynuujemy jazdę tym rolleycoasterem!
(czyżby spoiler do następnego rodziału? [wink wonk])

-M

Słowa: 697

Chorobowe Connora: Hank x Connor [translation] || TrashVortexWo Geschichten leben. Entdecke jetzt