X. Kryształowe Łzy

106 14 2
                                    


- Sam!

Brunet zerwał się z łóżka i spróbował się uspokoić.

- Kurwa. - Przeklną pod nosem cicho.

Zazwyczaj tego nie robił, ale musiał jakoś dać upust emocjom. Oczywiście nie podziałało, bo to tylko jedno głupie słowo, którego nie mogą używać dzieci. Sam spojrzał na Gabriela, a potem na szafę. Usłyszał jak ktoś wchodzi po schodach.

- Schowaj się. - Wyszeptał Sam, łapiąc swoją sympatię za rękę.

Gabriel nie protestował. Widział dokładnie te panikę w jego oczach i jego ruchach. Szybko i najciszej jak potrafił wszedł do szafy. Usiadł i podkulił nogi do klatki piersiowej.

- Przepraszam. - Odezwał się jeszcze, zanim zamkną drzwi szafy.

Przepraszam. To raczej on powinien przepraszać. Ba, to jest nawet pewne! Jeżeli jego ojciec go tu znajdzie, już nigdy się nie spotkają. Już nigdy... nie powinien tak myśleć. Cholera, gdzie podział się ten jego optymizm?! Ale jak miał szukać w tej okropnej sytuacji chociażby jednego małego plusa?

- O, jesteś. Mógłbyś się odezwać jak cię wołam. - Usłyszał chłodny i twardy głos.

- Przepraszam. Coś się stało, tato?

Sam ledwo wypowiedział to słowo. Tata. Jaki ojciec bije własne dziecko, bo jest homo? Jaki ojciec się tak stacza, pozostawiając swoje własne dzieci na pastwę losu? Młody Winchester miał tylko jedno zdanie o swoim ojcu. Był potworem, którego trzeba zamknąć i nie wypuszczać. Potworem.

- Gdzie Dean?

To pytanie zbiło go z tropu. Jakim cudem nie wiedział? Przecież był przy jego aresztowaniu! Ale, zaraz. Mógł to wykorzystać. Jeżeli powie, że jest teraz na komisariacie, będzie wściekły i prawdopodobnie go uderzy. Gabriel pewnie też się wścieknie i zacznął się bić. Nie, nie może do tego dopuścić.

- Jest u kolegi. Wróci jutro, raczej po południu.

John nic nie odpowiedział i nadal stał w drzwiach jego pokoju. Musiał przyznać, że się obawiał. John był nieprzewidywalny. Pijany to już w ogóle. Problem tkwił w tym, że nie miał pojęcia czy jest pijany. Nie chwiał się, stał prosto, nie śmierdział alkoholem, ale to żaden dowód.

- Pójdę już spać. - Odezwał się brunet. - Wiesz, szkoła już jest jutro.

John pokiwał głową.

- Weekend już się skonczył, co?

Teraz to Sam pokiwał głową.

Zaraz.

Czerwona lampka zaczęła wariować w głowie i Sama, i John'a.

Młodszy spojrzał w oczy ojca. Wiedział, że ten już połączył fakty. Och, dlaczego on jest takim idiotą? Chyba naprawdę ogarnia go zmęczenie.

- Jutro poniedziałek, a Dean nocuje u kolegi? Jego rodzice nie mieli nic przeciwko? Jak się ten jego kolega nazywa?

- On i Dean mieli się razem uczyć do ważnego testu, więc jego rodzice się zgodzili.- Wymyślił szybko.

- Po tak długiej przerwie, już mają testy?

- Chyba. Nie wiem, przecież nie jestem z nim w klasie.

John po raz kolejny pokiwał głową. Sam nie wiedział co to oznacza, ale nie interesowało go to. Mężczyzna wyszedł z pokoju. Brunet patrzył nadal przed siebie, jakby miałby tu wrócić i powiedzieć coś do niego. Zainteresować się nim. Spytać co u niego. Ale, przecież... czy John nie pamiętał tego co powiedział o nim i Dean'ie? Że już nie są jego synami? Czyżby o tym zapomniał? Niemożliwe.

amazing || ᵈᵉˢᵗⁱᵉˡ ᵃᵘ -- ZAWIESZONEΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα